Podejście na Zawrat |
Z racji tego, że pojawiały się ostrzeżenia pogodowe, musieliśmy wystartować dość wcześnie, by móc choć częściowo zrealizować swój plan. Z Orlej w razie pogorszenia się pogody można zejść w kilku miejscach albo do Doliny Pięciu Stawów lub na Halę Gąsienicową.
Plan więc był, chęci jeszcze większe, dlatego z samego ruszyliśmy. Chwilę przed godziną 5 wystartowaliśmy z Brzezin. Tak, tak – już kiedyś pisałam, że nigdy więcej tym szlakiem nie pójdę, bo jest wyjątkowo nudny i męczący pod kątem rodzaju kamieniu, po których się idzie. Ale akurat dziś on najbardziej nam odpowiadał pod względem logistycznym. Do Kuźnic mieliśmy za daleko, a i z zaparkowaniem blisko szlaku też byłby problem, busy jeszcze nie jeździły. Pozostały więc Brzeziny i czarny szlak, do którego mieliśmy jakieś 5 minut drogi.
Zawrat |
Po 45 minutach od startu docieramy na Psią Trawkę. Jest to polana, która początkowo należała do Hali Pańszczyca. Nazwa polany pochodzi od trawy bliźniczki psiej trawki. Jest to gatunek charakterystyczny dla bardzo jałowych gleb. Od kiedy polana przestała być użytkowana, psia trawka już tu nie rośnie. Niech nikogo nie zwiedzie nazwa polana, bo tak naprawdę po zaprzestaniu wypasu teren zarósł lasem. Dziś mamy tu tylko ławeczki i troszkę więcej przestrzeni.
Stąd do Murowańca jest około 1,5 godziny drogi. My idziemy nieco szybciej. W zasadzie to całą drogę pokonujemy o jakieś pół godziny szybciej niż wskazują czasy na szlakowskazach.
W Murowańcu pojawiamy się w okolicach godziny 7. Takiej pustki jak dziś dawno tu nie doświadczyłam. Wschodzące słońce oświetla schronisko, nadając mu niesamowity klimat. Posilamy się przed czekającym nas dość stromym podejściem na Zawrat i ruszamy, bo zaczynamy czuć chłód. Pierwszy fragment naszej drogi to niezbyt wymagające podejście nad Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m n.p.m.), które zajmuje nam około 25 minut. Po drodze mijamy ścianę Małego Kościelca oraz położony w dole z lewej strony pomnik upamiętniający tragiczną śmierć Mieczysława Karłowicza, który został porwany przez lawinę.
Kozi Wierch |
Idąc na Zawrat na szlaku jesteśmy praktycznie sami. Jesteśmy poza tym w takim rejonie, że słońce nie zdążyło tu jeszcze wyjrzeć zza gór. Mijamy 2 odejścia szlaku prowadzące na grań Orlej Perci. Jeśli pogoda się zepsuje na pewno którymś z nich będziemy schodzić. Na razie idziemy wzdłuż ściany Małego Koziego Wierchu, mijając Zmarzły Staw i docieramy do miejsca, gdzie zaczynają się łańcuchy i klamry – niezbyt trudne, ale w kilku miejscach na pewno potrzebne, zwłaszcza w końcowym podejściu, kiedy wchodzimy w skalną dość stromą rynnę.
Drabinka nad Kozią Przełęczą |
Mały Kozi Wierch to rozłożysty masyw o trzech graniach (dwie wzdłuż szlaku). W kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich odchodzi trzecia grań (południowa), oddzielająca Dolinkę pod Kołem od Dolinki Pustej. W niej znajduje się wierzchołek zwany Kołową Czubą, oddzielony od szczytu Małego Koziego Wierchu przełęczą Schodki. Północne stoki Małego Koziego Wierchu opadają ścianą do Kotła Zmarzłego Stawu Gąsienicowego.
Mały Kozi Wierch |
Po minięciu Małego Koziego Wierchu pokonujemy krótki fragment grani i po chwili przy pomocy łańcuchów schodzimy do Zmarzłej Przełączki Wyżniej. Jest dość stromo i wąsko. Z boku łańcuchy, a z drugiej strony przepaść. Następnie przechodzimy na północną część grani. Wędrujemy teraz wzdłuż łańcuchów kilkanaście metrów w dół bardzo wymagającym skrajem Żydowskiego Żlebu, nazywanym też Honoratką. Na końcu tego odcinka znajduje się groźne urwisko.
Po przejściu żlebu skręcamy w prawo i zaczynamy wąski trawers, który prowadzi nas do ukośnych i spadzistych płyt Zmarzłych Czub, po czym następuje zejście do Zmarzłej Przełęczy. Cały czas towarzyszą nam klamry i łańcuchy, które tu są niezbędne. Zamarła Przełęcz to dobre miejsce na odpoczynek i tak też czynimy. Piękny widok na pionowe ściany Zamarłej Turni wzbudzają podziw. A do tego ciekawa skałka o nazwie chłopek, sprawiająca wrażenie, jakby wisiała w powietrzu. Z tego miejsca już niedaleko do chyba najbardziej emocjonującego miejsca na całej Orlej Perci, czyli słynnej drabinki. W sumie przyznam, że tez na nią czekałam. Za drabinką kolejne łańcuchy i łańcuchy. Człowiek ma wrażenie, że nigdy się one nie kończą. Schodzimy dość mocno w dół, do miejsca, gdzie dołącza do nas żółty szlak, prowadzący do Doliny Gąsienicowej. Przez chwilę oba szlaku biegną równocześnie.
Zejście z Małego Koziego Wierchu |
Z przełęczy schodzimy żlebem kilkanaście metrów w kierunku Dolinki Pustej. Jest to bardzo wymagający i trudny fragment szlaku z jednym dość stromym kominkiem. Klamry i łańcuchy są tutaj dużym ułatwieniem. Następnie po przejściu niewielkiego trawersu szlaki rozłączają się – żółty biegnie do Doliny Pięciu Stawów Polskich. My natomiast kierujemy się cały czas czerwonym w stronę Koziego Wierchu. On skręca w lewo i za tymi znakami teraz podążamy. lewo. Naszym celem jednak najpierw są Kozie Czuby, na które trzeba się wspiąć prawie po pionowej ścianie. Zanim zdobędziemy najwyższy punkt Orlej Perci, czyli Kozi Wierch przejdziemy jeszcze przez kilka skalnych półek, pokonany sporo łańcuchów, w tym te, które znajdują się w rynnie prowadzącej do Wyżniej Koziej Przełęczy. Ostatni fragment prowadzący na Kozi Wierch nie jest już ubezpieczony, co nie oznacza, że nie trzeba uważać. Wspinamy się na szczyt po głazach i znajdujemy miejsce do odpoczynku.
Kozi Wierch (2291 m np.m.) jest trzecim co do wysokości szczytem w całości położonym w Polsce położonym między dwiema dolinkami wiszącymi: Dolinką Kozią i Dolinką Pustą. Nazwa szczytu pochodzi od często pasących się na jej zboczach stad kozic, zwłaszcza na jego łagodniejszych, południowych stokach. Stosowana była ona od dawna przez pasterzy wypasających w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, pasterze z Doliny Gąsienicowej nazywali ten szczyt natomiast Czarnymi Ścianami.
Zawrat. Tu się Orla zaczyna |
Z Koziego Wierchu schodzimy nieco spadzistą, ale przyjemną dróżką, nie przypominającą w niczym trudności z wejścia na Kozi Wierch. Szlak zupełnie jakby to nie była Orla Perć. Przechodzimy na południową stronę grani. Niebawem czarny szlak odłącza się od czerwonego; kieruje się w prawo, do Doliny Pięciu Stawów Polskich. My dalej podążamy czerwonym. Dalej idziemy trawersem po piargach. Pokonujemy kilka skalnych żeberek, które doprowadzają nas pod Buczynową Strażnicę. Następnie osiągamy wąską Przełączkę nad Dolinką Buczynową, z której można podziwiać piękne widoki, trzeba jednak uważać na dużą przepaść. Po przejściu Żlebu Kulczyńskiego (jest stromo, dużo piargów, osuwających się kamieni i brak jakichkolwiek ubezpieczeń) docieramy do rozdroża szlaków. Czarny prowadzi w stronę Hali Gąsienicowej, tzw. Kozią Dolinką. My natomiast idąc kawałek dalej stromym 20 – metrowym kominem wdrapujemy się na Czarnego Mniszka. Widziany z daleka robi wrażenie, ale wejście nim jest chyba prostsze niż zejście Żlebem Kulczyńskiego. Na tym odcinku Orlej to są chyba dwa najbardziej wymagające odcinki. Potem już bez żadnych większych problemów przyjemną ścieżką docieramy na Zadni Granat (2240 m n.p.m.). Jest to najwyższy z trzech wierzchołków masywu Granatów w długiej wschodniej grani Świnicy. Można na niego łatwo wejść szlakiem prowadzącym od Zamarzłego Stawu. Poza tym stąd można podejść zarówno w stronę Koziego Wierchu, jak i Krzyżnego, ponieważ na tym odcinku szlak jest dwukierunkowy.
I słynna drabinka widziana z innej perspektywy |
Podjęcie takiej decyzji wiązało się z tym, że nie udało nam się przejść za jednym razem całej Orlej Perci, ale niestety tym razem to pogoda dyktowała warunki, bo kondycję i chęci mieliśmy ogromne. Na pewno jeszcze raz podejmiemy próbę przejścia tego szlaku, ale to już nie w tym roku.
Tymczasem schodzimy zielonym szlakiem w stronę Zamarzłego Stawu. Jest stromo, ale idzie się całkiem dobrze. Co prawda śliskie skały nie ułatwiają wędrówki, ale kijki pomagają. Desszcz, który padał na tym odcinku mniej więcej w rejonie Zamarzłego Stawu znika, a my dołączamy do niebieskiego szlaku, któym rano szliśmy na Zawrat. Niestety do Brzezim musimy wracać tę samą drogą. Po drodze robimy sobie przystanej w Murowańcu. Śmiało możemu powiedzieć, że jest to pierwszy dłuższy postój tego dnia. Chwila przerwy na kawę i błogi relaks w schronisku należy nam się jak najbardziej. W sumie za nami 32,5 km wedrówki :) W związku z Orlą nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Wrócimy na nią :)
Zadni Granat |
Świetna wycieczka, świetny opis. Szkoda, że pogoda nie pozwoliła przejść całej Orlej. Następnym razem damy radę :)
OdpowiedzUsuńI daliśmy radę :)
Usuń