piątek, 30 lipca 2021

Vlachy - Havranok - Ulozisko - lipiec 2021

Wieża kaplicy Marii Panny na brzegu Liptowskiego Morza

 Morze pośród gór? Tak to na Słowacji jest możliwe. Nasza dzisiejsza propozycja będzie dotyczyła właśnie wędrówek wokół Liptowskiego Morza. Podczas naszego pobytu nad jego brzegi zawitaliśmy dwukrotnie.

Liptovská Mara to  zbiornik retencyjny na rzece Wag. Jest to największy sztuczny zbiornik wody na Słowacji w odniesieniu objętości wody w nim zgromadzonej. Jego położenie i górskie otoczenie dodaje mu uroku, a spacer w tym rejonie lub z widokami na morze dostarcza wielu wrażeń. 
Sam zbiornik nie należy do starych, bo powstał w latach 1965–1975 poprzez przegrodzenie rzeki Wag zaporą ziemną długości 1225 m (w koronie blisko 1350 m) i wysokości maksymalnej 45 m. Zapora, szeroka u podstawy na ok. 270 m, na lewym brzegu opiera się o terasę napływową Wagu w rejonie dawnej wsi Sokolče, natomiast na prawym brzegu o wschodnie stoki góry Úložisko (742 m n.p.m.), stanowiącej zakończenie grzbietu Gór Choczańskich.

Havranok

Budowa sztucznego zbiornika wymagała przesiedlenia mieszkańców kilku gmin, które zostały zalane, w tym kilku zabytków kulturowych i historycznych, chociaż najważniejsze z nich zostały przeniesione poza teren zalewowy i są teraz najważniejszymi eksponatami w Muzeum Wsi Liptowskiej znajdującego się w Pribylinie.

Liptowskie Morze pełni głównie funkcję przeciwpowodziową i retencyjną. Jezioro jest również dopuszczone do użytkowania rekreacyjnego, jednak ogranicza się ono aktualnie jedynie do jednego ośrodka we wsi Liptovský Trnovec na północno-wschodnim brzegu zbiornika, gdzie znajduje się kąpielisko i niewielka przystań. Dozwolony jest połów ryb zarówno z brzegu jak i z jednostek pływających. Baza ta nie jest jednak mocno rozwinięta, co powoduje że miejsce zachowuje swój urok. 
Pierwszym razem nad Liptowskie Morze wybieramy się z miejscowości Liptovsky Trnovec, gdzie samochód zostawimy na parkingu naprzeciwko Tatralandii.  

Nie ma tu żadnego szlaku i ścieżką bok tutejszego środka udajemy się na brzeg morza. Tuż przy wejściu na teren plaży znajdują się leżaki, więc bierzemy je i siadamy nad brzegiem. W tym miejscu jednak nie ma kąpieliska, jest ono kawałek dalej. Tu jest raczej dziko, a miejsce bardziej nadaje się do odpoczynku. Widoki stąd są bardzo ładne i warto się tu zatrzymać choćby na chwilę. Kiedy tu jesteśmy nasze zainteresowanie wzbudzają znajdująca się ma przeciwnym brzegu kapliczka i szczyt za nią. I to właśnie te 2 miejsca będą naszym kolejnym celem wycieczki.

Urokliwe polany po zejściu z Uloziska

Tak więc następnym razem zatrzymujemy się w miejscowości Vlachy, skąd ruszymy przez zaporę na Havranok i Ulozisko. Zatrzymujemy się tu mniej więcej w centrum wsi, ale na poboczu drogi, bo nie znaleźliśmy żadnego parkingu. W planach mieliśmy podjechanie autem pod sam kościółek na brzegu morza, ale niestety ruszyliśmy nie od tej strony co potrzeba i nie mogliśmy przejechać przez zaporę (choć mapa Google nas tam usilnie kierowała). Jadąc jednak od drugiej strony (od Bobrovnika) można dotrzeć do ruin kościoła Marii Panny. Nam się to jednak nie udało, dlatego idziemy pieszo. Zmierzamy w stronę zapory, z której mamy ładny widok na okolicę, a następnie znajdujemy się obok ruin kościoła Marii Panny – tego, na który spoglądaliśmy ostatnio z przeciwległego brzegu morza. Ten uroczo położony kościółek wkomponuje się w klimat otoczenia. 

Kościół najświętszej Marii Panny, po którym pozostał zarys murów i dzwonnica (veža kostola Panny Márie), należał do najstarszych świątyń na Liptowie. Wzniesiono go bowiem na przełomie XII i XIII stulecia. Stojąca tu dziś wieża kościoła przypomina czasy, kiedy nie było jeszcze w tym miejscu zbiornika retencyjnego. Tak było do lat 70 XX wieku. Gdy wtedy spiętrzono wody Wagu na Liptowie, skarby ludowej kultury z wysiedlanych wiosek przeniesiono do skansenu w Prybylinie.
W okolicy kościoła wchodzimy na szlak czerwony, który prowadzi nas na Havranok. 

Ulozisko

Stanowi on jedno z najważniejszych znalezisk archeologicznych na Słowacji, dokumentując obecność ludów celtyckich na Liptowie w IV-I w. p.n.e. Archeologowie znaleźli tu pozostałości osady z młodszej epoki żelaza, nazywanej również okresem lateńskim. Na Havránoku znalazła zastosowanie tzw. archeologia eksperymentalna. Nie tylko odkryto i zakonserwowano obiekty w tradycyjny sposób, ale doszło też do ich twórczej rekonstrukcji i odtworzono dawne obiekty. Dzięki temu w Havránku powstał pierwszy słowacki park archeologiczny pod gołym niebem, w którym możemy podziwiać repliki budowli mieszkalnych, pieca do wypalania ceramiki, miejsca do składania ofiar oraz wałów z bramą wjazdową. 

Widok na Tatry Niżne i zbiornik w Baszenowej

Skansen można zwiedzać w następujących godzinach:
maj, wrzesień – październik: poniedziałek - niedziela: 9:00 - 17.00
czerwiec – sierpień:  poniedziałek - niedziela: 8:30 - 18:30. 
Wstęp jest płatny i kosztuje 2 i 1,5 euro. 
Po zwiedzeniu skansenu kierujemy się w stronę Uloziska. Kierujemy się ponownie na czerwony szlak, Co prawda na sam szczyt Uloziska  mierzący 741 metrów nie prowadzi szlak, ale ścieżka. Tu też wita nas informacja, że w owym miejscu zaobserwowano ślady bytności niedźwiedzia, co powoduje dodatkowy dreszczyk emocji. Szczyt jest zalesiony, a o tym że się na nim znaleźliśmy informuje nas fakt dotarcia do widocznego już z daleka masztu. Poza tym poniżej (na rozdrożu ścieki i czerwonego szlaku) znajduje się tabliczka.

Przez Ulozisko przechodzimy więc szybkim tempem i wychodzimy na urokliwe polany z widokami z jednej strony na Tary Niżne, a z drugiej na Tatry. Widok stąd rewelacyjny. Cały czas jednak przemieszczamy się ścieżkami. Ostatni kawałek drogi pokonujemy asfaltem. Na odcinku z rozdroża pod Uloziskiem warto mieć mapę, bo łatwo tu zabłądzić, zwłaszcza na polanach. 
Zrobiliśmy dziś niezwykle widokową 10-km pętlę, idealną na zakończenie pobytu na Słowacji, przed czekająca nas długa podróżą do domu. Choć nie weszliśmy wysoko, to na pewno było bardzo ładnie.




























czwartek, 29 lipca 2021

Liptovska Anna - Prosiek - Dolina Prosiecka - Kubin - Lomne - Pravnac - Liptovska Anna - lipiec 2021

Widok z Prawnacza na Tatry Zachodnie, Liptowskie Morze i Tatry Niżne
Wypad w ten rejon Słowacji to był bardzo dobry pomysł, ponieważ pozwolił nam odkryć kolejne ciekawe miejsca. Dzisiejsza wycieczka miała być  taką, która da trochę wytchnienia od poprzednich dni. Miało być lekko, prosto (bo to przecież dolina) i krótko. A jednak nie wyszło. Nie policzyliśmy dokładnie kilometrów, przewyższenia i czasu, Wyszliśmy za późno, błądziliśmy, w efekcie czego zrobiliśmy 20 km, 1100 metrów przewyższenia i wędrowaliśmy do zmroku, ale za to odkryliśmy prawdziwą perełkę Gór Choczańskich, czyli Pravnac.
Góry Choczańskie, bo o nich mowa, jakoś nigdy nie wydały mi się atrakcyjne – jakieś takie nijakie. Wycieczka na Wielkiego Chocza kilka lat temu nieco nas rozczarowała, ale to chyba wina pogody, bo ona nie pozwoliła nam na podziwianie w całej krasie widoków. Dziś z kolei zmieniam zdanie co do Gór Choczańskich – zobaczyłam ich drugie oblicze i ono mnie urzekło. 
Urokliwe polany między Liptowską Anną a Prosiekiem
Góry Choczańskie można podzielić na 3 części: grupa Wielkiego Chocza, grupa Sielnickich Wierchów i grupa Prosiecznego. Ze względu na swoje niewielkie rozmiary i położenie, stanowią łącznik między Małą i Wielką Fatrą na zachodzie a Tatrami na wschodzie. My dziś będziemy wędrować właśnie w tej trzeciej grupie, czyli Prosiecznego. 
Zatrzymujemy się w miejscowości Liptovska Anna. Jest ona typową małą wioską liptowską pochodzenia ziemiańskiego. Jej początki sięgają 1297 r. i były związane z donacją tych terenów Ładysławowi, synowi Meshego (Mieszka?). Najstarsza wzmianka o wsi Liptowska Anna i istniejącej w niej parafii pochodzi z 1332 r.  Zatrzymujemy się prawie na końcu miejscowości w okolicy ruin kościoła i dzwonnicy. Kościół parafialny pod wezwaniem św. Anny, pochodzący z drugiej połowy XIII w. i rozbudowany ok. 1500 r. spłonął w 1805 r. i już nigdy nie został odbudowany. Do dziś zachowały się jedynie fragmenty murów. Spłonęła również drewniana dzwonnica z drugiej połowy XVIII w., stojąca przy południowym murze nawy. W 1998 r. w pobliżu tego miejsca wzniesiono nową dzwonnicę drewnianą. W tym miejscu nie ma żadnego parkingu, ale jest nieco miejsca na poboczu, gdzie kilka samochodów się zmieści. Nie ma jednak co tu liczyć na tłumy, gdyż poza popularnymi dolinami: Kwaczańską i Prosiecką wszędzie indziej są pustki. 
Zejście ze szczytu Łomy. Widok na Wielkiego Chocza
Z Liptovskiej Anny ścieżka Janosikovy stol koloru zielonego kierujemy się w stronę Prosieka. Kilka razy ze ścieżki zbaczamy, idziemy polankami, równolegle do ścieżki, bo dzięki temu mamy piękne widoki (ścieżka chwilami prowadzi niżej i wśród drzew). Panoramy roztaczające się z tym rąk są cudowne. Mamy widok na Tatry, Tatry Niżne i Liptowskie Morze. I towarzyszą nam one przez całą drogę. Z Liptoskiej Anny do Prosieka mamy jakieś 4 km i około 100 metrów w górę, a przejście tego odcinka zajmuje nam około godziny czasu. 
Kiedy docieramy do Prosieka raj w postaci pustek na szlaku się kończy. Dolina Prosiecka, podobnie jak sąsiednia Kwaczańska cieszą się w tym rejonie sporą popularnością. Widać to po dużej ilości parkingów, znajdujących się tu bufetach i rozwiniętej infrastrukturze. 
Na Prawnaczu
Wejście do doliny jest darmowe, co na Słowacji jest dość popularne, że w wielu tego typu miejscach nie pobiera się opłat albo są one niskie, jak na przykład w Słowackich Raju, gdzie za wstęp płaciliśmy chyba 2 euro za cały dzień.
Dolina ma ogólny przebieg północ – południe. Rozcina położoną najbardziej na wschodzie część Gór Choczańskich, tzw. Grupę Prosiecznego, na dwie mniej więcej równe części: wschodnią z masywami Prosiecznego (Prosečné) i Hradkowej (Hrádkovo) oraz zachodnią z masywami Łomów (Lômy) i Prawnacza (Pravnáč). 
Dolina Prosiecka posiada niezmiernie bogatą florę i faunę. Dla jej ochrony całą dolinę, po zachodni skraj grzbietu Prosiecznego na wschodzie i po szczyt Łomów na zachodzie, objęto utworzonym w 1967 r. rezerwatem przyrody „Dolina Prosiecka” o powierzchni 375,95 ha.
krzyż na Prawnaczu
Całą długością doliny biegnie niebiesk szlak turystyczny z Prosieka przez Wielkie Borowe (Veľké Borové) do Obłazów. W gardzieli Wrót przy dolnym wylocie doliny przejście suchą nogą umożliwiają drewniane kładki ułożone nad nurtem Prosieczanki. Niski próg powyżej posiada ubezpieczenie łańcuchem. Przejście progów Sokoła w górnej części doliny po zniszczeniu pomostu przez dłuższy czas było możliwe tylko dzięki drewnianym drabinom. Dopiero na początku lat 60. XX w. organizacja turystyczna z Rużomberku podjęła starania odnośnie do budowy stałych ułatwień w tym miejscu. W maju 1964 r. zainstalowano tu trzy stalowe drabiny. 
Ze Svoradu w stronę Łomów (na zielonym szlaku)
Przejście Doliną Prosiecką to pokonanie 3,6 km i ponad 400 metrów w górę. Przy dzisiejszym upalne nawet chłód doliny nie daje ukojenia. Czuć duchotę w powietrzu. Im wyżej podchodzimy, tym ludzi mniej. Mam wrażenie, że cześć ludzi wraca po przejściu pierwszego odcinka. Sama dolina do bardzo ciekawych nie należy, zwłaszcza kiedy się przeszło wiele innych ciekawszych dolin, jak na przykład te w Słowackim Raju, Janosikove Diery czy Wąwóz Homole. Mimo wszystko warto przejść tę doliną. 
Pokonanie doliny to około półtorej godziny czasu. Co prawda do przejścia są tylko 4 km, ale jest spore przewyższenie do pokonania. Poza tym mamy tu kładki, drabinki, co znacznie wydłuża czas wędrówki. 
drabinki w Dolinie Prosieckiej
Na wysokości ok. 820 m n.p.m., w miejscu zwanym Vidová, w osi doliny wyrasta wzniesienie Kubín (1000 m n.p.m.) z wysoką na 150 m skałą zwaną Sokołem . Tu dolina rozwidla się na dwie gałęzie. Gałąź prawa (północno-wschodnia), zwana również Sokołem, to znów wąski wąwóz o kilkumetrowej zaledwie szerokości, ograniczony pionowymi ścianami skalnymi. Gałąź lewą, północno-zachodnią, w dolnej części tworzy krótka dolina, zwana Dolina Czerwone Piaski. Znajduje się w niej największy w tej części Gór Choczańskich, wysoki na 15 m wodospad Czerwone Piaski. Wodospad (a konkretnie jego podstawa) jest dostępny krótkim szlakiem łącznikowym, odgałęziającym się na wysokości ok. 820 m, w miejscu zwanym Vidová, od niebiesko znakowanego szlaku turystycznego, biegnącego Doliną Prosiecką. Zbaczamy na chwilę z niego i podchodzimy pod wodospad. Chwila ochłody przyda nam się jak najbardziej. 
Łomy wreszcie zdobyte
Dolina Prosiecka kończy się w punkcie Svorad  (940 m n.pm.). Tu taj mamy skrzyżowanie szlaków. Niebieski podążą dalej w stronę miejscowości Velke Borove. Prostopadle do niego biegnie szlak zielony. Kiedy skręcimy w prawo dotrzemy nim przez szczyt Prosecne do Doliny Kwaczańskiej. Obierając kierunek w lewo przez Lomy będziemy zmierzać na Pravnac.  Tak właśnie pójdziemy. Zanim to jednak nastąpi przemierzamy kilkaset metrów szlakiem niebieskim, prowadzącym przez Kotlinę Svoradu. Całą powierzchnię kotliny pokrywają rozległe łąki. Powstały one w XVII-XIX w. wskutek wyrębu lasów przez lokalne społeczności pasterskie. Pasiono tu bydło rogate i owce. Jeszcze w latach 30. XX w. na Svoradzie stała cała grupa szop dla bydła i stodół. Łąki były intensywnie wypasane do lat 70.-80. XX w., obecnie powoli zarastają lasem. 
Litpowskie Morze i Tatry Niżne
Mimo wszystko są bardzo urokliwe i widokowe. To właśnie tu na polnej ścieżce rozkładamy się, by spożyć obiad (taka mniej więcej pora obiadowa). Posilamy się, nie wiedząc co nas za chwilę czeka. A czeka nas sporo błądzenia, bo szlaku w kilku miejscach po prostu nie ma. Nie wiem, czy go nie oznaczyli, czy ścięto drzewa ze znacznikami czy najzwyczajniej na świecie zarósł. Jeszcze nigdy nie przedzierałam się takimi chaszczami i nie przeciskałam między choinkami. 
Z polanki wracamy do punktu Svorad i tu skręcamy na zielony szlak (w lewo, mając za sobą Dolinę Prosiecką). I tu się zaczyna – błądzenie, przedzieranie się przez krzaki i piękne widoki. A do tego cisza i pustki. 
Atrakcje Doliny Prosieckiej
W zasadzie do samego szczytu Lomy błądziliśmy, kilkukrotnie wracaliśmy, szukaliśmy choćby czegoś, co ścieżkę przypomina. Niestety, ktoś, kto ten odcinek nazwał szlakiem, chyba dość mocno się pomylił. Jeśli będziecie pokonywać odcinek zielonego szlaku Svorad – Lomy nastawcie się na błądzenie, chaszcze i brak oznaczeń. Odcinek mierzący 2,6 km i mający około 400 metrów przewyższenia pokonywaliśmy chyba 2 godziny, jak nie więcej. Widoki ze szlaku nieco rekompensowały przeciwności. Na Łomach (1278 m n.p.m.) czynimy krótki odpoczynek. Masyw Łomów budują potężne, mocno pofałdowane kompleksy wapieni i dolomitów płaszczowiny choczańskiej.
Prawnacz
 Wierzchowina góry jest dość rozległa i stosunkowo płaska, natomiast stoki, zwłaszcza te opadające na wschód, ku Dolinie Prosieckiej – strome. Wierzchołkowe spłaszczenie góry, kiedyś pokryte rozległą polaną, jest już praktycznie w całości zarośnięte lasem, a  widoki rozpościerają się jedynie ze skałek w otoczeniu szczytu. My już na nie nie  mamy dziś sił ani ochoty. Na szczęście strome zejście ze szczytu jest bardzo widokowe. Dobrze widać cel naszej wędrówki, czyli Pravnac, który jest jeszcze daleko Co prawda jest mniej więcej na naszej wysokości, ale wiemy, że jeszcze musimy zejść dość nisko, by potem ponownie podejść w górę. Na szczęście na szlaku już nie ma więcej niespodzianek. Po dojściu do przełęczy Równe przemieszczamy się już szeroka leśną drogą i taka będzie w zasadzie o samego rozdroża pod Prawnaczem (Przetargana Przełęcz). Z niego na szczyt jest już jakiś kilometr niezwykle widokową drogą. To jednak zapowiedź tego, co zobaczymy na Prawnaczu. Ten szczyt to taka wisienka na torcie. 
Tatry :)
Podobno Prawnacz jest dość często odwiedzany, m.in. dla ładnej panoramy ze szczytu, obejmującej znaczną część Kotliny Liptowskiej oraz otaczające ją grupy górskie Tatr Niżnych i Wielkiej Fatry oraz Tatr. My jednak tej popularności szczytu nie zauważyliśmy, ponieważ od momentu odpuszczenia Doliny Prosieckiej na szlaku byliśmy sami. Prawnacz do szczytów wysokich nie należy, bo ma zaledwie 1206 metrów, ale widoki z niego zachwycają. Na szczycie znajduje się krzyż oraz skrzyneczka z pieczątką. 
Po dłuższym pobycie na Prawnaczu, długiej sesji fotograficznej i zachwycie nad panoramami czeka nas teraz mega strome zejście zielonym szlakiem w stronę Liptovskiej Anny. Na 2-km odcinku mamy do wytracenia 500 metrów przewyższenia, co jest dość mocno odczuwalne zwłaszcza dla kolan. Mapa pokazuje pół godziny drogi, ale jest tak stromo, że nie da się tu szybko iść. Ostatni odcinek drogi pokonujemy nie szlakiem, ale ścieżkami z widokami. 
Dzisiejsza wycieczka, zaplanowana tak spontanicznie i nie do końca przemyślana pozwoliła nam odkryć, jak piękne są Góry Choczańskie i pokazała, że można tu wędrować cały dzień i nie spotkać żywej duszy. 













Kotlina Svoradu