piątek, 4 maja 2012

Hejnice - Oresnik - Velky Stoplich - Hejnice (Góry Izerskie) - 29 kwietnia 2012


Z samego rana ruszamy do Hejnic. To niewielkie miasteczko czeskie, znajdujące się niedaleko granicy z Polską. Leży nad rzeką Witką. Tym, co je wyróżnia już z daleka są znajdujące się tu barokowa bazylika mniejsza Najświętszej Maryi Panny oraz klasztor. Bazlika od średniowiecza jest miejscem pielgrzymek polskich i czeskich katolików. Zostawiamy samochód pod kościołem i wchodzimy na chwilę do środka. Pod bazyliką znajduje się węzeł szlaków. My wybieramy czerwony, prowadzący na Oresnik (po polsku Orzesznik). Pięknie widać go z centrum miasta i łatwo rozpoznać, ponieważ znajduje się na nim krzyż. Po kilku minutach drogi, przejściu przez mostek i skręceniu w lewo znajdujemy się już prawie za miastem na polance, z której z jednej strony roztacza się widok na miasto, a z drugiej na Oresnik. Według oznaczeń znajdujących się w mieście i na mapie, wejście powinno zająć 80 minut. My czynimy to bodajże w 70 minut. Droga jest przyjemna. Prowadzi przez las, który co chwilę odsłania nam wspaniałe widoki. Jednak, czym wyżej jesteśmy, tym silniejszy wiatr nam doskwiera. W zasadzie wiatr jest tym, co najbardziej utkwiło mi podczas tej wycieczki. Jesteśmy na Orzeszniku (800 m n.p.m.). Wieje tu niemiłosiernie, ale to dopiero zapowiedź tego, jak będzie wiało na platformie widokowej (skalnym punkcie widokowym), która znajduje się 500 metrów stąd. Tam w zasadzie trzeba się zmagać z tym, żeby nie zostać porwanym przez wiatr. Ale warto podejść ten kawałek, zwłaszcza że szlak prowadzi wśród różnych form skalnych, przypominających miejscami te z Gór Stołowych. Poza tym panorama jest imponująca: widać Frýdlant, Hejnice, restaurację Obří sud, Raspenava, Smrk, Ptačí vrchy lub Poledník.  Na szczycie, na który dostajemy się po schodach wykutych w skale, znajduje się drewniany krzyż, poświęcony  od 1819 roku dwóm franciszkanom, którzy chcieli go odnowić, ale nie zachowali ostrożności i spadli w przepaść. Szczyt nie był też łaskawy dla 10-letniego Emila, który spadł w przepaść w 1922 roku. Poświęcone są mu 2 tablice umieszczone na skałach.


To piękne miejsce wymaga więc ostrożności, a osoby z lękiem wysokości i przestrzeni powinni pozostać na dole, bo ekspozycja jest dość spora.
Schodzimy do punktu łącznikowego. W zasadzie w planach mieliśmy powrót, bo nie wiedzieliśmy, że niedaleko znajduje się taka perełka jak Sztolpiszski Wodospad na Wielkim Sztolpichu (774 m n.p.m.). Oczywiście, zmierzamy w jego kierunku. Do pokonania mamy 1,5 km drogi. Idziemy pod górkę, wchodząc w wąską i wciętą dolinę. Po drodze mijamy ciekawe formy skalne, jak na przykład Hrahnata skała i Kostkova skała. Teraz czeka nas dość strome podejście do mostku na Czarnym Wielkim Stolpichu. W tym miejscu szlak czerwony łączy się z żółtym, a nasz spokój "zakłóca" przyjemny szum spadającej wody, który długo będzie jeszcze brzmiał w uszach. Miejsce, w którym spada wodospad jest wyjątkowe i urzekające. Znajdujące się tu ławeczki nie pozwalają iść dalej. Kładziemy się więc na nich, wsłuchując w spadającą wodę i racząc oczy pięknym widokiem.


Idziemy teraz szlakiem żółtym. Do Hejnic mamy 5 km. Schodzimy dość stromą dolinką, mając z każdej strony różne skałki, a z prawej dodatkowo Orzesznik. Drogą, którą idziemy nazywa się tak naprawdę Drogą Sztolpiszską. Była ona budowana przez wiele lat i oddana do użytku pod koniec XIX wieku. Budowniczowie ze względu na jej położenie i trudność nazwali ją Drogą Alpejską. Dawniej służyła ona leśnikom, ale bardzo szybko, że względu na swojej walory stała się atrakcją turystyczną. Jej popularność była tak duża, że w zimie istniały wypożyczalnie sań na Sztolpiszską Szosę. Znajdujące się niedaleko wodospadu krzyż i obelisk upamiętniają tragedię związaną z tą trasą, a mianowicie śmierć pod saniami Gustava Maivalda w 1930 roku.
Mniej więcej w miejscu, gdzie szlak żółty się kończy i przechodzi w zielony mijamy Rudną jamę, czyli sztolnię kopalnianą. Następnie dochodzimy do "Pod vodospady" i cały czas zmierzając doliną wzdłuż Stolpicha docieramy do Ferdinandova, przysiółka Hejnic. 20 minut marszu spokojnymi uliczkami miasta doprowadza nas do bazyliki w Hejnicach, gdzie stoi nasz samochód. Wycieczka piękna widokowo i pomimo tego, że do pokonania jest troszkę kilometrów, to nie odczuwa się tego wcale.














środa, 2 maja 2012

Świeradów-Zdrój - Stóg Izerski - Łącznik- Świeradów (Góry Izerskie) - 28 kwietnia 2012


Po ostatniej wizycie w Świeradowie i Górach Izerskich czuliśmy niedosyt, więc zdecydowaliśmy się wybrać tam na majówkę, mając nadzieję, że tym razem uda nam się pochodzić nieco po stronie czeskiej. Naszym celem tego dnia miał być Smrek, znajdujący się po czeskiej stronie. Niestety, wiosenne roztopy i woda sięgająca do pół łydki uniemożliwiły nam dalszą wędrówkę od Łącznika. Ale zacznijmy od początku. Wyruszamy czerwonym szlakiem rozpoczynającym się tuż obok Domu Zdrojowego. Wcześniej jednak wstępujemy do niego na chwilę, zaczerpnąć łyka leczniczej wody :) Dom Zdrojowy został wybudowany w 1899 roku na fundamentach Domu Źródlanego, który 4 lata wcześniej uległ spaleniu podczas pożaru. Sam obiekt jest podzielony na 2 budynki, połączone najdłuższą w Polsce halą spacerową, niezwykle przy tym piękną. Jak dla mnie chyba jedną z piękniejszych, jeśli chodzi o dotychczas widziane uzdrowiska. Jest ona wykonana z modrzewia, ponadto zdobi ją polichromia z motywami roślinnymi. Przed uzdrowiskiem rozciąga się dosyć spory taras. Ponadto można spotkać źródełko wody radonowo-żelazistej (jak dla mnie smakującej obrzydliwie).


Spod Domu Zdrojowego kierujemy się na czerwony szlak i idziemy asfaltową drogą aż do Czeszki i Słowaczki, przy której odbijamy  na leśną ścieżkę. Idzie się nią znacznie przyjemniej niż asfaltem. Niestety, jeszcze kilka razy będziemy musieli podreptać nim lub przeciąć go. My, oczywiście, gdzie tylko możemy wybieramy leśną drogę. Po mniej więcej godzinie marszu znajdujemy się w na Stogu Izerskim (1105 m n.p.m.). 55 metrów niżej znajduje się schronisko, w którym zatrzymujemy się na chwilkę i podziwiamy widoczki. Niegdyś była tu jeszcze wieża widokowa, po której dziś już nie ma śladu. Rozebrano ją w 2000 roku, a w jej miejsce 4 lata później postawiono masz telekomunikacyjny. Ciekawostką jest to, że na na południowych zboczach z wielu drobnych strumyków bierze początek jedna z największych czeskich rzek, czyli Izera.
Po spędzonej chwili na Stogu ruszamy dalej, czyli na Smrek. Żółtym i zielonym szlakiem docieramy do Łącznika i tu, niestety, musimy zweryfikować nasze plany. Łącznik to przełęcz na wysokości 1066 m n.p.m., przez którą przechodzi Droga Zofii i Droga Telefoniczna. Węzeł stanowi wododział między zlewiskami Morza Bałtyckiego i Północnego.



Topniejący śnieg powoduje, że pokonując kawałek drogi w stronę Smreka, jesteśmy w wodzie po kostki. A z każdym krokiem wydaje nam się, że wody jest więcej. Nie mamy wyjścia - jeśli chcemy dotrzeć do Świeradowa na sucho, musimy wracać. A szkoda, bo ze znajdującej się tam wieży widokowej mogłaby być dziś piękna panorama. Idziemy więc asfaltową drogą, w dużej części pokrytej śniegiem w stronę kolejki, by potem pod nią zejść do Świeradowa.  Idzie się dość wygodnie, zwłaszcza, że w zimie przebiega tu nartostrada. Zejście zajmuje nam jakąś godzinkę.