czwartek, 27 lutego 2014

Karpacz - Śląski Dom - Karpacz (25 lutego 2014)


Zachęcona pięknymi widokami i wspaniałą pogodą na Śnieżniku zdecydowałam, że można jeszcze wejść na Śnieżkę. Ale Śnieżka jak to Śnieżka kapryśna bywa i swojego oblicza pokazać nam nie chciała. Co gorzej! Nie pozwoliła nawet zbliżyć się do siebie na jakąś znaczącą odległość.
Do Karpacza przybywamy z samego rana. Pogody zapowiadane na dziś są optymistyczne. Z okolic Jeleniej Góry pięknie widać nasz cel dzisiejszej podróży. Cieszę się, bo mam nadzieję, że na górze tez będzie pięknie. Moja radość jednak szybko słabnie, bo wraz z dojazdem do Karpacza Śnieżka zniknęła nam z oczu. Może się pojawi - cały czas mam nadzieję, że dziś moja stopa na niej powstanie.
Żeby skrócić czas drogi, zwłaszcza, że idzie z nami Michał, decydujemy się wyciągiem wjechać na Kopę i stamtąd ruszyć na szczyt. Z każdym metrem osiąganej wysokości wiatr przybiera na sile, kołysząc krzesełkami na boki i mrożąc nam policzki.


 To, co jednak zastało nas na Kopie przeszło nasze oczekiwania. Lód, lód i jeszcze raz lód na szlaku. Najgorszy był początkowy odcinek od zejścia z wyciągu do wejścia na szlak prowadzący do Domu Śląskiego. Potem jest niewiele lepiej. Do tego przeszywający wiatr. Usilnie próbujemy wypatrzeć Śnieżki. I choć niebo nad nami błękitne, to ona gdzieś się ukryła.
Udaje nam się dojść jedynie do Domu Śląskiego i tam podejmujemy decyzję, że dalej nie idziemy. Za mocno wieje, szlak na Śnieżkę to w zasadzie lodowisko, więc nie warto ryzykować. Śnieżka na nas poczeka ;)
Wracamy więc Na Kopę, by wyciągiem zjechać do Karpacza. Pomimo tego, że na szczyt nie weszliśmy, to pobawiliśmy się w śniegu, którego na nizinach brak, więc frajda, zwłaszcza dla Michała była niemała.




 






 

niedziela, 23 lutego 2014

Międzygórze - Igliczna - Międzygórze (22 lutego 2014)


 W Międzygórzu prawdziwa wiosna, pomimo tego, że kalendarzowa zima jeszcze trwa. Tak nie będzie można powiedzieć już o Śnieżniku, o którym będzie w następnym poście. Międzygórze to niewielka miejscowość położona na wysokości 570-670 m n.p.m. tuż u podnóża Śnieżnika w Sudetach Wschodnich. Leży on w dolinie potoku Wilczki i Bogoryi. Jak dla mnie nieco wieś nieco zaniedbana i mało atrakcyjna turystycznie, ale może to wina pory roku, w jakiej się tu znajdujemy. W końcu to taki martwy sezon. Dla nas oczywiście lepiej, bo nie ma tłumów na szlaku, a i w miejscowości pustki.
W Międzygórzu co prawda znajduje się kilka zabytkowych i wartych uwagi obiektów, np. historyczny układ urbanistyczny z XVI-XX wieku, drewniany kościół czy też budynek sanatorium Gigant.
Pierwszego dnia pobytu w Międzygórzu, z racji późnego przyjazdu wybieramy się tylko na Igliczną. Czerwonym szlakiem można dotrzeć tam w około godzinę.
Szlak jest o tyle atrakcyjny, że prowadzi obok wodospadu Wilczki. Znajduje się on na terenie rezerwatu przyrody Wodospad Wilczki. Wodospad ten niegdyś nazywany był Wodogrzmotami Żeromskiego. ma on 22 metry wysokości, co plasuje go na drugim miejscu, jeśli chodzi o wysokość wodospadów w Sudetach (pierwszy jest Wodospad Kamieńczyka). Wodospad można zwiedzać nieodpłatnie (kiedyś opłaty pobierano), poruszając się po wytyczonych na terenie rezerwatu ścieżkach. Ponad wodospadem przerzucony jest stalowy mostek, a poniżej znajduje się punkt widokowy. Na terenie samego rezerwatu wytyczone są dwie ścieżki przyrodnicze.


Igliczna to szczyt o wysokości 845 m n.p.m. Jest on niewielki, ale wyniosły i stożkowaty ze stromymi zboczami. Znajduje się na nim schronisko "Na Iglicznej", z którego tarasu roztacza się piękny widok na Masyw Śnieżnika i Czarną Górę. Nieco niżej znajduje się sanktuarium "Maria Śnieżna" - późnobarokowy górski kościółek z XVIII wieku.
Zatrzymujemy się na chwilę zarówno w schronisku, jak i sanktuarium. Z jednego i drugiego miejsca rozciągają się cudowne widoki.
Zejście z Iglicznej zajmuje nam niewiele czasu, może nieco ponad pół godziny. Schodzimy tym samym czerwonym szlakiem, czyli czerwonym Głównym Szlakiem Sudeckim.
Po południu podjeżdżamy do Długopola-Zdrój. Niestety, dom zdrojowy  jest zamknięty. Próbujemy jedynie znajdującej się na zewnątrz wody, która smakuje chyba najgorzej z dotychczas przeze mnie próbowanych. Mam wrażenie, jakbym piła rdzę ;)