piątek, 30 lipca 2010

Kolorowe Jeziorka (Rudawy Janowickie) - 23 lipca 2010

Wracając z Gór Izerskich zdecydowaliśmy się odwiedzić Kolorowe Jeziorka w Rudawach Janowickich. Kiedy byliśmy tu zimą nie starczyło nam czasu na ich zobaczenie. Chyba dobrze się stało, bo ogromny wtedy mróz najprawdopodobniej zmroziłby jeziora i nie byłoby widać ich barw. Dziś co prawda pogoda też nas nie rozpieszcza. Jest mgliście, dopiero co po deszczu, ale jeziorka znajdują się w lesie, są nisko położone, więc myślę,że uda się je zobaczyć. Pierwszym zadaniem tego dnia jest dojazd do Wieściszowic, gdzie zaczyna się szlak prowadzący do jeziorek, a potem na Wielką Kopę. Dla niezorientowanych warto napisać, że Kolorowe Jeziorka to 3 jeziora, będące zalanymi wyrobiskami kopalnianymi. Woda w nich przybrała różny kolor ze względu na rodzaj wydobywanego materiału i skład dna (piryt, siarczek żelaza).
Swoją wędrówkę zaczynamy na parkingu w Wieściszowicach, tuż obok wejścia na zielony szlak. Jest tu prawie pusto, stoi zaledwie kilka aut. Uprzejma pani woła od nas 5 zł za postój. Płacimy i ruszamy. Pierwsze z jeziorek, czyli Purpurowe, zwane także Czerwonym znajduje się jakieś 100-200 metrów od parkingu na wysokości 560 m n.p.m. Miedź, piryt i żelazo, a zwłaszcza związki siarki zabarwiły ten staw na rudawy kolor. Nie wiem, wiec dlaczego jeziorko zwie się czerwonym. Schodzimy ze szlaku i idziemy nad samą wodę, by przyjrzeć się z bliska jeziorku. Idziemy dalej, bo na wysokości 635 m n.p.m. znajduje się kolejna atrakcja - Błękitne Jeziorko. Robi ono o wiele większe wrażenie niż poprzednie. Woda jest tu naprawdę niebieska, a otoczenie powoduje, że miejsce to nabiera cech tajemniczości. Cisza, spokój, przyroda odbijająca się w wodzie - tak jakby świat tu zamarł.

Nieco dalej, na wysokości 730 m n.p.m. znajduje się trzecie jeziorko, zwane Zielonym Stawem. Nie idziemy jednak go obejrzeć, bo dowiadujemy się, że prawdopodobnie woda w nim wyschła. Stawek ten bowiem jest tak mały, że okresowo, zwłaszcza w ciepłe dni, zanika. Kończymy więc naszą króciutką wyprawę i w jakieś 20 minut później znajdujemy się już na dole. Kolorowe Jeziorka zobaczone, więc można wracać do domu.

wtorek, 27 lipca 2010

Góry Izerskie (Schronisko na Stogu Izerskim, Polana Izerska, Hala Izerska) - 22 lipca 2010

Dla jednych góry są tylko rumowiskiem głazów, dla innych najwspanialszą architekturą, wniesioną ponad przemijaniem i trwaniem, dla jeszcze innych wiecznym niedosytem i niespełnieniem. Czym będą dla was – od was tylko zależy. Kochajcie je – będą coraz piękniejsze!
Władysław Krygowski

Oj, jak bardzo brakowało mi gór. Ostatni raz dreptałam po nich w czerwcu. Ale wreszcie przyszedł na nie czas. To miała być mała rozgrzewka przed Tatrami, w które ruszamy 31 lipca. Tym razem wybór padł na Góry Izerskie. Kilka dni wcześniej udało mi się zarezerwować noclegi w Świeradowie Zdroju, więc 21 lipca bez problemu mogliśmy ruszyć w tamtą stronę. Gór Izerskich jak dotąd nie znałam w ogóle. Zawsze jeździliśmy w położone nieopodal Karkonosze. A szkoda, że nigdy wcześniej nie odkryliśmy ich piękna. Góry Izerskie zajmują 1000 km2, są podzielone między Polskę a Czechy i tworzą zachodni trzon Sudetów. Co prawda mamy do nich kawałek, bo ponad 150 km, ale zawsze można sobie zorganizować kilkudniowy wypad, zwłaszcza, że to niezwykła kraina. Tu na przykład już na wysokości poniżej 1000 m n.p.m. można spotkać kosodrzewinę. Płynąca szczytami Izera wije się niczym dolne biegi wielu rzek. Poza tym zachwycają dość licznie występujące tu torfowiska, zwłaszcza na Hali Izerskiej.

Swoją podróż rozpoczynamy ze Świeradowa-Zdroju. Do schroniska na Stogu Izerskim dostajemy się koleją gondolową (http://www.kolejgondolowa.pl/). Jest to chyba jedna z najnowocześniejszych kolejek w Polsce. Za wjazd na szczyt płacimy po 19 zł, więc cena do najniższych nie należy, zwłaszcza, że podróż trwa niecałe 8 minut. Z jednej strony może dobrze, bo mi już po pierwszej minucie jazdy robi się niedobrze. Całe szczęście, że jest wcześnie, nie ma tak dużo ludzi i mamy cały wagonik dla siebie. Wreszcie trasa się kończy i wysiadamy na górnej stacji kolejki na wysokości 1060 metrów. Po wyjściu na zewnątrz pierwsze co ukazuje się naszym oczom, to znak: "Uwaga żmijowisko. Wstęp wzbroniony". Pewnie mogą tu występować - myślimy sobie. Stok jest południowy, nasłoneczniony i do tego jeszcze prawie goły. Dla przezorności nie zbliżamy się więc do tego miejsca, ale nagle naszym oczom ukazuje się piękna żmija mknąca z jednej strony szlaku na drugą i kierująca się w stronę schroniska. Teraz to już naprawdę należy zachować ostrożność!

Wstępujemy do schroniska na Stogu Izerskim (http://stogizerski.prv.pl/). Jest to dość klimatyczne schronisko, ale spędzamy w nim tylko chwilkę, gdyż chcemy iść dalej póki jest jeszcze chłodno (jak na razie jest tylko 26 stopni, ale potem będzie ich już około 35). Poza tym zgodnie z prognozami po południu pogoda ma się zacząć psuć. Spędzamy więc chwilkę na tarasie, po czym kierujemy się czerwonym szlakiem w stronę Polany Izerskiej. Zgodnie ze znakami powinniśmy znaleźć się na niej za jakieś 50 minut, co chyba tyle czasu nam zajmuje. Tuż za samym schroniskiem spotykamy pierwsze krzewy kosodrzewiny oraz wiele jagódek, które Jacek co chwilę zrywa. Ja, niestety, muszę się pohamować przed jedzeniem niemytych owoców. Ale potem sobie to wynagrodzę. Szlak wiedzie szczytem Gór Izerskich, więc przed nami roztaczają się cudne widoki. Mamy panoramę na całe Karkonosze. Widać bardzo ładnie Szrenicę, Śnieżne Kotły, a nieco dalej Śnieżkę. Dopiero po jakiś 30 minutach, kiedy schodzimy nieco niżej, drzewa zasłaniają widoki. Na szczęście dają pożądany dziś cień. W pewnym momencie droga idzie mocno w dół, a naszym oczom ukazuje się Polana Izerska. Jesteśmy teraz na wysokości 965 m n.p.m. na wysokogórskiej polanie, która w kilku miejscach jest podmokła i zatorfiona. Niegdyś znajdowała się tu osada leśna złożona z kilku bud. Obecnie mamy tu tylko budowle nadleśnictwa i małą wiatę dla turystów, która doskonale chroni przed słońcem i deszczem. Chwila odpoczynku i zmierzamy na Halę Izerską.

Szlak na nią prowadzi asfaltową drogą, która pod wpływem upałów dziś panujących staje się niekiedy aż miękka. Pomimo tego, że idziemy między drzewami, to nie ma cienia, tylko skwar i skwar. Po jakichś 40 minutach wędrówki docieramy na Halę Izerską, położoną na wysokości 840-880 m n.p.m. Leży ona w dolinie rzeki Izery. Tu właśnie znajdują się stanowiska najniżej występującej kosodrzewiny. Hala Izerska to bardzo duża łąka, na której kiedyś znajdowała się osada Wielka Izera. Dziś w zasadzie po niej nie pozostało nic poza Chatką Górzystów, czyli bardzo ciekawym schroniskiem. Hala Izerska częściowo obejmuje rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Wracamy jednak do Chatki Górzystów. Tu spędzamy bowiem dłuższy czas. Schronisko (http://chatkagorzystow.prv.pl/) to jest wyjątkowe w Górach Izerskich, gdyż jest ono pozbawione wszelkich wygód. Nie ma tu na przykład prądu, co wielu turystów sobie chwali. Tu właśnie zjadam ogromną miskę jagód kupionych za 4 zł (wynagrodziłam sobie niemożność jedzenia ich z krzaka :)) Po jakiś 30 minutach odpoczynku ruszamy w drogę powrotną. Mnie, oczywiście, kusi dalsze zmierzanie czerwonym szlakiem, który prowadzi w stronę Jakuszyc. To jednak jest pomysł nierealny, gdyż nocleg mamy w Świeradowie, a i wysiłek trzeba dawkować.
Wracamy więc na Polanę Izerską. Na szczęście przez połowę drogi sprzyjała nam chmura, która zasłoniła niebo, więc było troszkę chłodniej. Potem zaś, za Polaną Izerską, schowaliśmy się w lesie, idąc niebieskim szlakiem do samego Świeradowa. Z każdą chwilą robi się coraz bardziej duszno, aż w końcu zaczyna grzmieć. Widzimy za sobą ciemną chmurę. Nad Halą Izerską, a na pewno w Szklarskiej Porębie już leje. My mamy nadzieję, że zdążymy dotrzeć do miasta, nim lunie. Szlak mocno idzie w dół, więc już nas bolą nogi, zwłaszcza palce u nóg do schodzenia. Ponadto duchota daje się we znaki. Po jakieś 60 minutach drogi wychodzimy obok uzdrowiska Świeradów-Czerniawa, gdzie zatrzymujemy się na leczniczą wodę. Kiedy tylko docieramy do pensjonatu, zaczyna lać. Uff, zdążyliśmy przed deszczem :)