środa, 30 grudnia 2015

Karpacz - Samotnia - 30 grudnia 2015


Obudziło nas pięć stopni na minusie i dość silny wiatr. W Karkonoszach i w Samotni pewnie będzie zimniej - pomyślałam. Wolny dzień, godzina 6 rano, mróz na dworze - komu by się chciało wychodzić z ciepłego łóżeczka. Ale chęć przebywania w górach jest silniejsza i nic mnie przed nią nie zatrzyma. Pakuję więc pospiesznie plecak, dokładając do niego cieplejsze ubranka na wszelki wypadek i dodatkowe pary rękawiczek. Wyjście na zewnątrz około godziny 7.30 jest lekkim szokiem termicznym, bo to chyba pierwszy tak mroźny dzień tej zimy. Wraz ze zbliżaniem się do Karpacza temperatura spada do minus 6 stopni (w południe ociepli się tu do minus 2 stopni). Parkujemy auto jakieś 1,5 km od Świątyni Wang w celu uniknięcia opłaty za parking znajdujący się tuż powyżej Wangu (rok temu skasowano nas tu drożej w Zakopanem) i idziemy dość mocno pod górkę, solidnie rozgrzewając się do tego stopnia, że nie czujemy mrozu.
Dzień jest piękny, słoneczny, więc pod Wangiem oraz na szlaku w stronę Samotni i Strzechy Akademickiej jest dość sporo ludzi, Początkowy etap wędrówki w stronę Polany to dość spokojny spacer w lesie, lekko pod górkę. Miejscami, tam, gdzie las robi się rzadszy, spoglądając na lewo, można dostrzec Śnieżkę, którą ładnie dziś widać. Niestety, nasze zdjęcia dzisiejsze będą kiepskiej jakości, bo po wykonaniu kilku zdjęć, padły mi baterie w aparacie. Jestem zdana więc na telefon, a ten nie odda piękna gór. Ale lepsze to niż nic :)
 
Podejście na Polanę zajmuje nam około 45 minut (Szczegółowy opis wejścia w relacji z wycieczki z 28 sierpnia 2014 roku,  kiedy to pokonaliśmy niemal tę samą drogę). Na Polanie przysiadamy na chwilkę na ciepłą herbatę, ale organizm szybko się wychładza i po kilku minutach czuć chłodek. Szkoda, że trzeba uciekać, bo tak pięknie tu. Na zimową porę brakuje tylko śniegu, ale mam nadzieję, że jak przyjedziemy w Karkonosze na ferie, to się go trochę pojawi.
Ruszamy wyżej, idąc prze jakiś czas na odsłoniętym ternie z pięknymi widoczkami. Potem wchodzimy w las i tuż za mostkiem skręcamy w prawo w las na szlak prowadzący bezpośrednio do Samotni. Ci, którzy wybierają najpierw Strzechę Akademicką, idą cały czas prost. Piszę najpierw, bo najczęściej będąc w jednym schronisku odwiedza się drugie. My też mieliśmy takie plany, ale z racji silnego wiatru, jaki szalał w Kotle Małego Stawu musieliśmy z niej zrezygnować. Wracając do szlaku, wchodzimy w las. Stąpając po kamykach musimy uważać, bo niektóre są dość mocno oblodzone. Im bliżej jesteśmy Samotni i im bardziej wychodzimy z lasu, tym wiatr przybiera na sile. Założona kaptury niewiele dają, bo przy Małym Stawie to wiatr w zasadzie nami rządzi, jakby chciał wepchnąć nas do wody. Ledwo udaje mi się utrzymać w ręku telefon, żeby zrobić zdjęcie. Odczuwalna temperatura przy tym wietrze i mrozie wynosi na pewno z minus 10 stopni. Pędzimy więc, by czym prędzej znaleźć się w schronisku. Dziwny to i mało spotykany widok, bo na zewnątrz nie ma nikogo.


W środku za to tłumy i z trudem udaje nam się znaleźć wolne miejsce przy stoliku. Tu weryfikujemy swoje plany, bo przy tym wietrze wolimy uciekać niż iść do Strzechy Akademickiej. Przysłuchujemy się rozmowie siedzących obok nas osób, które wybierają się na Śnieżkę (Jest po godzinie 13, grudniowa pora, więc pewnie szybko się ściemni, silny wiatr, ale ich to nie przeraża, bo przecież zaplanowali sobie, że ją dziś zdobędą).
Wychodzimy z Samotni, wiatr jakby delikatnie wieje nam w plecy, więc czym prędzej chcemy skryć się w lesie. Potem idzie się już przyjemniej, ale wraz ze zbliżającym się wieczorem ponownie czuć zimno albo my jesteśmy tak przemarznięci.
Po zejściu do Karpacza zatrzymujemy się na chwilkę przy Wangu.





 















z
 

niedziela, 29 listopada 2015

Świdnica (Wieża widokowa,Muzeum Dawnego Kupiectwa) - 29 listopada 2015


Świdnica - miasto leżące na Przedgórzu Sudeckim, więc niejako z górami związane. Miasto stare, piękne i odwiedzane przeze mnie tysiące razy. Zawsze jednak gdzieś przy okazji czegoś, a wcześniej w związku z nauką w tutejszym liceum i późniejszą chwilową pracą. W rynku byłam wielokrotnie, w Muzeum Dawnego Kupiectwa też, ale dziś postanowiłam zwiedzić ja na spokojnie, a to głównie z powodu chęci wejścia/ wjazdu na wieżę ratuszową. Dzień na zwiedzanie jest idealny, bo deszczowy, zimny i pochmurny. Typowa jesienna aura.
Zaczynamy od Muzeum, by na koniec zostawić sobie wieżę widokową, z faktycznie niezwykle pięknymi widokami. Bilet wstępu kosztuje niewiele, bo 6 zł normalny, a 4 ulgowy. Muzeum dzieli się na 3 działy: Dział Dawnego Kupiectwa, Dział Historii Świdnicy i Dział Metrologiczny. Kierując się na prawo zwiedzanie zaczynamy od Działu Dawnego Kupiectwa. Są tu zgromadzone wszelakie przedmioty związane z handlem, a zwłaszcza różnego rodzaju opakowania papierowe,szklane, blaszane. Można tu spotkać np. butelki, puszki na kawę, herbatę, wyroby cukiernicze, a także inne przedmioty związane z handlem, np. kasy sklepowe, eksponaty związane z reklamą.
W Dziale Metrologicznym skupione są z kolei przedmioty związane z wymianą handlową, czyli różne wagi, narzędzia miernicze, miary nalewne i nasypne. To wszystko znajduje się na parterze muzeum. Z kolei na pierwszym piętrze można poznać historię Świdnicy. Wchodzimy więc do Sali Rajców - najbardziej reprezentacyjnego pomieszczenia średniowiecznego Ratusza. Tu centralne miejsce zajmuje makieta dawnej Świdnicy z potrójnym systemem murów obronnych. W przylegającym aneksie znajduje się niewielkie mauzoleum Piastów świdnickich.

 

Po zwiedzeniu muzeum przechodzimy do wieży ratuszowej (http://wieza.swidnica.pl/pl/) o wysokości 58 metrów. Znajduje się ona  na gotyckim ratuszu z XIII wieku. Na przestrzeni czasu dwukrotnie stawała w ogniu i wymagała odbudowy, której się w końcu doczekała. Odbudowana została bowiem w 2012 roku lata temu po ponad 40 latach od zawalenia się. Teraz zachwyca i robi wrażenie, zwłaszcza, gdy człowiek znajdzie się na samej górze. Nie tak dawno widziałam gdzieś zdjęcia z wieży widokowej w Świdnicy i w sumie myślałam, że to z kościelnej, a kilka dni później dowiedziałam się, że to z odbudowanej ratuszowej, co mnie bardzo ucieszyło. Wejście na wieżę jest bezpłatne. Część drogi pokonujemy pieszo, część windą (w dół już tylko pieszo). Na kondygnacjach 1-6 znajdują się różnego rodzaju wystawy. Zwiedzamy tę, która jest na I piętrze -"Góry w malarstwie" Ryszarda Kowalewskiego (tu spędzamy sporo czasu) i tę, która jest na VI piętrze - ekspozycja zdjęć i trofeów myśliwskich. 7. kondygnacja jest wyłączona z użytku, na 8. znajduje się przeszklony taras widokowy, a na 9. - otwarty taras widokowy. Na jednym i drugim spędzamy sporo czasu zachwycając się widokami nie tylko Świdnicy, ale i gór. Dziś widać Góry Sowie, Wałbrzyskie, Ślężę, Kamienne - całkiem sporo jak na taką pogodę. Atrakcją znajdującą się na przeszklonym tarasie są urządzenia umożliwiające przybliżenie dowolnego punktu z oglądanej panoramy i uzyskanie o nich szerszych informacji.



 



 




wtorek, 10 listopada 2015

Dzikowiec - 8 listopada 2015


Tym razem na Dzikowiec postanowiliśmy wejść tak, jak należy - jeśli tak można powiedzieć. Ostatnio wdrapywaliśmy się drogą wzdłuż wyciągu, co nie powiem, było ciekawe, ale nie do końca bezpieczne. Zwłaszcza, że wtedy było mokro, na szlaku leżało trochę śniegu i sporo wiosennego błota. W tych bardziej stromych miejscach nogi po prostu ześlizgiwały się.
Tym razem, pomimo tego, że jest bardziej sucho, decydujemy się na opcję szlaku prowadzącego lasem i powiem szczerze, że to dobry wybór, bo widoki w kilku miejscach są wspaniałe i całkiem odmienne od tych, jakie można było dostrzec idąc trasą zjazdową wzdłuż wyciągu.
Pogoda jest idealna,świeci słoneczko, dość ciepło- typowa jesienna pogoda w górach, czyli taka, jaką lubię. Wejście na szczyt to kwestia około 20 minut. Nam zajmuje ono nieco dłużej, ponieważ podziwiamy przede wszystkim widoki, ale także urządzamy sobie bitwę na liście, które tworzą grube dywany na ziemi. Na szlaku poza kilkoma osobami nie spotykamy nikogo więcej, dlatego możemy cieszyć się ciszą i spokojem. Prawdziwa górska sielanka.


Na Dzikowcu cisza i spokój, wyciąg jeszcze nieczynny, więc nie ma też tych, którzy wjechali na górę.
My swoje pierwsze kroki kierujemy na wieżę widokową, z której roztaczają się jedne z ulubionych przeze mnie w tym rejonie widoków, zwłaszcza na Stożek i Unisław. Ale dziś też pięknie widać Śnieżkę, Śnieżne Kotły. Po zejściu z wieży siadamy na jej dolnych schodkach na ciasteczko ;)
Zerkamy w dół na trasę, którą pokonywaliśmy kilka miesięcy wcześniej. Michała kusi, by zbiec wzdłuż wyciągu, ale nie daję się namówić, bo wolę zdecydowanie powrót lasem i rozkoszowanie się widokami. Zejście z Dzikowa, nawet lasem, jest dość strome i w niektórych miejscach trzeba hamować i mocno uważać, żeby się nie poślizgnąć na mokrych liściach. My z Michałem wybieramy inne rozwiązanie, zbieganie. Nie jest może ono bezpieczne, ale przyjemne i szalone :)
Po zejściu na teren Ośrodka Sportów w Dzikowcu obowiązkowo musimy spędzić czas na znajdującym się tam placu zabaw.