niedziela, 21 czerwca 2015

Boguszów-Gorce - Chełmiec - Boguszów-Gorce (Góry Wałbrzykie) - 13 czerwca 2015


Zapowiadane burze i upał chyba wystraszyły wielu turystów, ale nie nas. Na szlaku spotykamy tylko kilka osób. Na szczycie również nie ma ich więcej. Pomysł wejścia na Chełmiec zrodził się w ostatniej chwili. W sumie już raz tam byłam, chyba ponad 5 lat temu, ale z tego, co pamiętam droga nie zachwyciła mnie jakoś szczególnie. Pamiętałam z niej to, że szło się dość monotonną trasą, mijając stacje drogi krzyżowej. Na szczycie był krzyż, nieczynna wieża widokowa i ognisko, na którym upiekliśmy kiełbaski. Dlatego dziś w celu odświeżenia wiedzy o Chełmcu i zmiany nastawienia do niego zdecydowaliśmy się wejść na górę drugi raz.
Samochód zostawiliśmy w centrum Boguszowa-Gorc. Wjeżdżając od strony Wałbrzycha, docieramy do rynku/ pod Urząd Miasta. Tam wszystkie miejsca parkingowe są zajęte, ale kilka metrów dalej jest duży parking. Tu od razu natrafiamy na zielony szlak. Po jakiś 5 minutach docieramy do skraju lasu, gdzie rozpoczyna się Droga Krzyżowa Trudu Górniczego. Jest to jedyna w kraju Górnicza Kalwaria składa się z 14 stacji wykonanych w formie granitowych tablic. Jej trasa wiedzie od nieistniejącego szybu barytu na szczyt Chełmca, gdzie znajduje się ostatnia stacja. Droga Krzyżowa powstała w 2001 roku. 5 lat wcześniej upadła kopalnia barytu, a miasto wtedy praktycznie upadło. Każda z mijanych stacji jest poświęcona górnikom różnych kopalni. Na ostatniej widnieje napis: "Pamięci wszystkich ofiar górnictwa".


Idziemy zielonym szlakiem  chwilkę przez las, następnie wychodzimy na bezleśny teren, gdzie odsłaniają się nieśmiało pierwsze widoki. Nieco ładniejsze będą, gdy dotrzemy do IV stacji. Wtedy przemieszczamy się polną drogą, a zewsząd otaczają nas łąki i ładne widoczki. Aż nie chce się wchodzić w las tak tu pięknie. Michał zachwyca się znajdującym się w oddali Dzikowcem, na który wdrapał się miesiąc temu. Dopiero z tej perspektywy widać, jak strome było podejście na górę.
Docieramy na Przełęcz Rosochatka - 710 m n.p.m. Tu znajduje się rozwidlenie szlaków i VII stacja Drogi Krzyżowej. Opuszczamy zielony szlak, którym zmierzaliśmy do tej pory, a obieramy żółty, który przez pierwszych kilkadziesiąt metrów pnie się mocno w górę. Następnie zakręca w prawo i prowadzi nas typowo leśną wąską ścieżką skrajem grzbietu już prawie na szczyt. Z lewej strony mamy w tej chwili Chełmiec, z prawej roztaczają się widoki na Wałbrzych. Droga jest przyjemna, chwilami idziemy wąwozem zrobionym z drzew. Uwaga w tym miejscu na kleszcze! Tuż przed samym szczytem trzeba być ostrożnym, ponieważ szlak skręca w lewo i mocno  pnie się w górę przez jakieś 50 metrów, by zaprowadzić nas na szczyt Chełmca. Tu znajduje się ostatnia tablica chyba ścieżki przyrodniczej (kilka takich mijaliśmy po drodze).
Chełmiec ma wysokość 851 m n.p.m. i należy do Masywu Chełmca. Ten zaś z kolei jest położony na obszarze Chronionego Krajobrazu Kopuły Chełmca, Trójgarbu i Krzyżowej Góry k. Strzegomia.  Jest to góra powulkaniczna, o bardzo wyraźnym kształcie, dająca się rozpoznać już z daleka. Od strony północnej kształtem przypomina hełm, stąd nazwa Chełmiec.
Chełmiec należy do Korony Gór Polskich, choć co prawda jest o 3 metry niższy od Borowej, znajdującej się również w Górach Wałbrzyskich.
Na szczycie spotykamy tylko kilkoro turystów. Aż się dziwimy, bo kiedyś jak tu byliśmy to nie było gdzie usiąść. Napotykamy na dogasające ognisko, do którego dorzucamy kilka patyków i udaje nam się upiec kiełbaskę. Następnie rozpoczynamy "zwiedzanie" :)

Szczyt jest płaski i rozległy. Znajduje się na nim murowana wieża widokowa o wysokości 22 metrów, zbudowana w 1888 roku. Budynek wieży widokowej po wojnie wykorzystywany był do celów turystycznych oraz na obiekcie zabudowane były przemienniki Pogotowia Ratunkowego, Gazownictwa, Energetyki, Górnictwa itd. Aktualnie wieża wykorzystywana jest do celów turystycznych. Do niedawna wieża była zamknięta, ale od pewnego czasu jest udostępniania do zwiedzania w weekendy co pół godziny. Mamy więc szczęście wejść na nią. I choć powietrze tego dnia jest dość "ciężkie" to wrażenia niesamowite, bo ta wieża jest troszkę inna niż pozostałe. Prowadzą na nią strome schodki, a ostateczne wejście na dach odbywa się przez właz. Jaka to atrakcja dla Michaśka. Poza tym na szczycie jesteśmy zewsząd otoczeni różnego rodzaju urządzeniami nadawczymi. Z tej perspektywy bardzo ładnie prezentuje się krzyż, o którym będzie za chwilę. Mamy jak na dłoni Wałbrzych. Bliższe i dalsze górki są nieco zamglone. Z jednej strony wieży mamy widok na Radiowo-Telewizyjny Ośrodek Nadawczy. Został on wybudowany po II wojnie światowej i służył nieco innym celom niż obecnie. Teraz umieszczony tu maszt wykorzystywany jest przez telewizję, telefonię komórkową, nadajniki radiowe i służby cywilne. W 2012 wybudowano nowy maszt na którym mają być zabudowane nowe anteny.


Wejście na wieżę kosztuje 4 zł od osoby dorosłej i 2 zł od dziecka. Jesteśmy z Michałem jedynymi osobami wchodzącymi w danym momencie, więc po zejściu prowadzimy małą pogawędkę z panem wpuszczającym nas do środka. Dowiadujemy się od niego, że trwają tu obecnie prace remontowe, których celem jest zrobienie w środku restauracji, dzięki czemu wieża będzie stale dostępna.  Na stronie Europejskiego Centrum Radiokomunikacji Amatorskiej "Góra Chełmiec " (http://www.ecra.org.pl/wieza-widokowa-na-gorze-chelmiec.html) można przeczytać sobie więcej na ten temat.
Na Chełmcu można zobaczyć również dość spory, bo 45-metrowy biały krzyż. Wszystkie budowle Chełmca, a zwłaszcza wieża RTV, są widoczne z kilkudziesięciu kilometrów przy dobrej pogodzie.
Zejście ze szczytu przyspiesza nadchodząca burza. Słychać w oddali, jak grzmi. Nie pozostaje nam nic innego, jak zbierać się do drogi. Czynimy to w zasadzie w ostatniej chwili, bo kilka minut po wejściu do samochodu zrywa się okropna burza, a wraz z nią ulewa, która na pewno nie pozostawiłaby na nas suchej nitki. 







 






wtorek, 9 czerwca 2015

Ruprechticky Spicak - 6 czerwca 2015


Ruprechticki Szpiczak to szczyt w Czechach w Sudetach Środkowych, na południe od Przełęczy pod Granicznikiem. Ma wysokość 880 m n.p.m. Niegdyś, a dokładnie w czerwcu 5 lat temu tu byliśmy, pomyliwszy szlak na Waligórę. Dziś co prawda też go na krótko mylimy, ale szybko wstępujemy na właściwą drogę. Startujemy tuż przed godziną 14 sprzed Andrzejówki z Przełęczy Trzech Dolin. Najpierw jednak idziemy do schroniska po pieczątkę dla Michała do książeczki Siedmiomilowe buty i Dziecięcej Odznaki Turystycznej.Z racji przepięknej pogody pod schroniskiem są tłumy. Na szlakach też. Na szczęście na obranym przez nas liczba osób jest niewielka. Idziemy czerwonym szlakiem rowerowym. Mijamy kilka osób, które straszą nas, że droga jest długa oraz stroma i że nie pokonamy jej z takim malcem. Nie wiedzą, że Michał jest zaprawiony w górach i bez problemu gorsze i dłuższe trasy pokonywał. Droga jest bardzo przyjemna. Prowadzi lasem, ale z prawej strony co jakiś czas odsłaniają się widoki. Po około 40 minutach drogi dochodzimy do Przełęczy pod Granicznikiem. Położona jest ona na wysokości 780 m n.p.m i stanowi obniżenie wcinające się między Granicznika a Ruprechticki Szpiczak. Znajduje się tu węzeł szlaków, mapa, którą Michał studiował przez dłuższy czas oraz wiata turystyczna. Tu też okazuje się, że nasz czteroletni turysta ma małą kontuzję. Mama nie zauważyła, że dziecku przez miesiąc urosła nóżka i mamy ogromny pęcherz na lewej nodze. Plasterek nieco opanowuje sytuację, ale musimy nieco zwolnić tempo wyprawy.

 Kilkanaście metrów dalej w lewo odbija szlak niebieski. Tablice informują, że podążając nim za 1,4 km znajdziemy się na Graniczniku. My jednak idziemy, odbijając lekko na prawo. Nie wiem, jakim szlakiem, bo z tego, co próbuję sobie przypomnieć żadnych oznaczeń po drodze nie mijaliśmy (chyba, że je przeoczyłam). Kilka minut wędrówki i znajdujemy się na granicy polsko-czeskiej. Z tego, co Michał wyliczył, to na szczyt owych słupków jest 14. Chyba chłopak nie pomylił się zbytnio, bo na każdym musiał przysiąść. Ot taka jego mała górska pasja ;) Od Przełęczy pod Granicznikiem droga pnie się cały czas w górę. Ostatni odcinek jest wyjątkowo stromy i trzeba bardzo uważać, że nie poślizgnąć się i nie zjechać na kamykach lub ziemi. Idziemy więc slalomem, wyszukując miejsc, gdzie można bezpiecznie postawić nogę. Po 1 godzinie i 30 minutach od startu spod Andrzejówki trafiamy na szczyt Szpiczaka. Witają tu nas piękne widoki. Razem z Michałem od razu wchodzimy na wieżę widokową. Powstała ona w 2002 roku i ma 32 metry. To dość sporo. Pozwala więc na obserwację bliższych i dalszych górek. Widać między innymi Karkonosze ze Śnieżką, Góry Brumowskie, Śnieżkę, Stołowe. Co prawda pomimo idealnej pogody powietrze jest nieco zamglone. Po zejściu z wieży robimy krótki odpoczynek.


Pamiętam, że jak byliśmy tu kilka lat temu, to na szczycie była pamiątkowa księga. Dziś niestety  zniszczona, a tym, co po niej pozostało to zardzewiała część obudowy.
Zejście z góry zajmuje nam około godzinki. Trzeba uważać na początkowym odcinku, gdzie jest bardzo stromo. Trzymam Michała za rękę i hamuję, żeby nie sturlał się w dół.
Wycieczka na Szpiczak to przyjemna, krótka wyprawa z nagrodą na szczycie w postaci pięknych widoków.