wtorek, 12 października 2010

Adrszpaskie Skały (Skalne Miasto) - 2 października 2010

Na ten wyjazd musiałam czekać chyba z 3 lata, jeśli się nie mylę. Zawsze stawało coś na przeszkodzie: brak czasu, za daleko, zła pogoda. Ale teraz już postanowione zostało dużo wcześniej. Miałam weekend wolny od zajęć na studiach podyplomowych, więc można było ruszyć zwiedzać Skalne Miasto. Z samego rana spakowaliśmy do plecaków trochę jedzenia, ciepłą herbatę w termosie i ruszyliśmy, kierując się w stronę granicy polsko-czeskiej. Aby zaoszczędzić troszkę drogi postanowiliśmy jechać przez Mieroszów , zamiast Golińsk. Okazało się to jednak złym wyborem, gdyż wcześniej nie wymieniliśmy koron, a w Mieroszowie był z tym wielki problem. W końcu udało się to uczynić na poczcie (dobrze, że była czynna pomimo soboty). Niestety, pani miała tylko minimalną ich ilość. Na szczęście starczyło nam na bilety na szlak, na parking i drobne zakupy :) Około godziny 12 byliśmy na miejscu. Po znalezieniu miejsca na parkingu (co nie było łatwe)mogliśmy już ruszać na szlak. Zanim jednak nim przejdziemy krótko o Skałach Adrszpaskich, zwanych potocznie Skalnym Miastem.


Położone są ona na skraju wioski zwanej Adrszpach , na terenie Narodowego Rezerwatu Przyrody "Skały Adrszpasko-Teplickie". Jeszcze kilka wieków temu skały służyły jako schronienie okolicznym mieszkańcom, zwłaszcza w czasie wojen. W 1824 roku wśród skał wybuchł pożar lasu, trwający kilka tygodni. To właśnie on odsłonił skalne labirynty, po których możemy dziś spacerować. W niektórych miejscach są one zapierające dech w piersiach, a wysokość skalnych masywów zadziwia. Co prawda mnie zachwyca mniej niż labirynty Szczelińca Wielkiego czy Błędnych Skał, ale mimo wszystko przejście przez Skalne Miasto do atrakcji należy.
Wybieramy szlak okrężny o długości około 3,5 km, oznaczony kolorem zielonym, zwany Wielką Pętlą. Później co prawda zboczymy na chwilkę na szlak żółty, ale z powrotem powrócimy na ten główny.
Po opuszczeniu kas i wejściu w pierwsze formy skalne odczuwamy rześki chłód. Żałujemy, że zostawiliśmy ciepłe rzeczy w aucie. Ładnie świeciło słoneczko, więc wydawało nam się, że będzie cieplej. No cóż... idziemy, może szybsze tempo troszkę nas rozgrzeje. Poza tym zawsze mamy w termosie gorącą herbatkę :)
Tuż po wejściu naszym oczom ukazuje się pierwsza potężna skała, nazwana Dzbanem. Posiada ono sześciometrowe okno skalne, które tworzy ucho dzbana. Idziemy jednak dalej, gdyż tam czeka na nas Głowa Cukru. Ma ona 52 metry i jest uznawana przez wielu za najpiękniejszą formę skalną tego miasteczka. Kształtem skała przypomina odwrócony kręgiel.

Kiedy na nią patrzymy, mamy wrażenie, jakby miała się zaraz przewrócić. Tu zatrzymujemy się na troszkę dłużej, żeby zrobić pamiątkowe zdjęcie, co zresztą czynią także inni. Musimy więc poczekać w kolejce :) W tym miejscu przechodzimy przez mostek nad rzeką Metują, która przepływa przez całe Skalne Miasto. Już tylko niewielka odległość dzieli nas od Bramy Gotyckiej, która stanowi wejście do skalnych wąwozów. Dowiadujemy się, że wybudowanie jej polecił w XIX wieku Ludvik Karel Nadherny. Tu właśnie miało się znajdować pierwsze wejście do labiryntów skalnych. Wchodzimy teraz w wąskie, zimne i potężne skalne labirynty. Na swojej drodze napotykamy Słoniowy Rynek z charakterystycznych dla jarów mikroklimatem. Potem docieramy do skały o nazwie Ząb. Kiedy z tego miejsca popatrzymy na lewo dostrzeżemy Diabelski Most. Na wprost widać natomiast Wieża Elżbiety. Te miejsca mijamy dość szybko, zwłaszcza, że jest dość chłodno. Zmierzamy natomiast do Gromowego Kamienia, gdzie zrobimy sobie dłuższy przystanek na drugie śniadanie.

Nazwa tej skały jest związana z historią dwóch Anglików, którzy w tym miejscu oczekiwali na burzę. Dziś o tym fakcie świadczy nieczytelny napis wyciosany w kamieniu. W pobliżu tej skały siadamy na ławeczkach i posilamy się. Udaje nam się schwytać kilka promyków październikowego słoneczka. W tym miejscu szlak okrężny skręca w prawo, a w lewo idzie jego odgałęzienie, które prowadzi do Wielkiego wodospadu i Jeziorka.
Decydujemy się więc zboczyć na chwilkę z drogi i zwiedzić tę część Skalnego Miasta. Co prawda nie będziemy pływać łódką, ale Jeziorko warto zobaczyć. Na samym początku szlaku wita nas Mały wodospad ze źródełkiem wody pitnej.

Nie jest on jakąś szczególną atrakcją. Idziemy więc dalej, wstępując na Schody. Warto wspomnieć, że w tej części droga prowadzi cały czas pod górkę. Przemieszczamy się więc po skalnych i drewnianych schodkach, aż dochodzimy do Popiersia Goethego , postawionego tutaj na pamiątkę wizyty poety w Skalnym Mieście w 1790 roku. Obok popiersia znajduje się wejście w skały prowadzące do Wielkiego wodospadu, spadającego z wysokości 16 metrów. Czuć bijący stąd chłód, a kropelki rozbryzgującej wody moczą twarz. Chyba trzeba więc uciekać, żeby nie zmoknąć całkowicie.


W tej części miasteczka zostało nam jeszcze do zobaczenia Jeziorko. Aby się do niego dostać należ wspiąć się dość wysoko, a potem zejść troszkę niżej. Niestety, nie zachwyca mnie ono w ogóle. Jest to niewielka kiszkowata przestrzeń, po której odbywają się obecnie rejsy łódkami. Nie żałujemy jednak, że tu przyszliśmy, ponieważ panuje tu spokój i otaczają nas ciekawe formy skalne. Idąc dalej żółtym szlakiem można dojść do Teplickiego Skalnego Miasta. My jednak wracamy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Musimy dojść do Gromowego Kamienia, gdyż tam dalej biegnie szlak okrężny, obejmujący tzw. nowe partie, które dostępne są do zwiedzania od 1890 roku. Tu po pokonaniu sporej ilości schodków docieramy do najciekawszej chyba formy skalnej zwanej Kochankami. Jej wysokość wynosi około 100 metrów. Między Kochanką a Kochankiem jest widoczna szczelina o wysokości 10 metrów, zwana oknem.

Z okolic tej skały roztaczają się piękne widoki. Ale jeszcze piękniejsze będą za chwilę, bowiem docieramy do puntu widokowego "Wielka Panorama". A tu spotyka nas kumulacja ludzi, Wszyscy cisną się na niewielkim punkcie widokowym. Podziwiamy z lewej strony wierzchołki Gilotyn. Widać także Rzerzichowy Wąwóz oraz Kochanków (tylko, że z drugiej strony). Niedaleko znajduje się punkt widokowy na Starostę i Starościnę, który również odwiedzamy. Staramy się zobaczyć jak najwięcej, zwłaszcza, że trasa po Skalnym Mieście powoli dobiega końca. Do pokonania została nam jeszcze bardzo wąska szczelina zwana Mysią Dziurą.
Bez trudu udaje nam się ją pokonać, by potem już bardzo szeroką leśną drogą dojść do Echa. To właśnie tu już w XVIII wieku w celu zwabienia turystów grano na waltorniach i strzelano z moździerza. Odbity huk powracał siedmiokrotnie. To już ostatni punkt dzisiejszych atrakcji. Dochodzimy teraz do skrzyżowania z Głową Cukru i kierujemy się do wyjścia. Przejście Wielkiej Pętli zajęło nam jakieś 2 godzinki. Trwałoby to na pewno dłużej, gdyby było cieplej. Wtedy też pewnie zdecydowalibyśmy się na zwiedzenie Teplickiego Skalnego Miasta. Niestety, jesienne dni, poza swoim urokiem, mają to do siebie, że szybko się kończą. Około godziny 15 zaczęło się już robić bardzo chłodno, a słoneczko chyliło się ku zachodowi.
Mnie najbardziej ucieszyło to, że jeszcze w tym roku udało mi się zasmakować spacerów po górskich terenach i wreszcie, po wielu latach planów, zobaczyć Skalne Miasto :)

niedziela, 10 października 2010

Lubomin - Trójgarb (Góry Wałbrzyskie) - 19 września 2010

Lato zamknięte kluczem ptaków
Zostawia tylko swe wspomnienia
Jesień odważnie stawia kroki
Zaczyna mgłami dyszeć ziemia

A w górach nie ma już nikogo
Niebo na straszy niepogodą
Lato do ciepłych stron umyka
W skłębionych chmurach i strumykach


Dziś pora na kolejną wycieczkę z tych bliższych, w promieniu około godzinę drogi od domu :) Tym razem jednak do miejsca, w którym jeszcze nie byłam. Niedzielnego poranka siadłam nad mapą Sudetów Środkowych i mój wybór padł na Masyw Trójgarbu i Krąglaka. Aby go zdobyć potrzebowaliśmy dostać się do Lubomina, niedaleko Szczawna-Zdroju.
Masyw Trójgarbu i Krąglaka leży na Obszarze Chronionego Krajobrazu Kopuły Chełmca, Trójgarbu i Krzyżowej Góry koła Strzegomia. Terytorialnie należy do Gór Wałbrzyskich, w których już kilka razy zdarzyło mi się być. Jeśli chodzi o sam Trójgarb to jest on widoczny już z daleka z racji swojej specyficznej budowy. Tworzą go bowiem trzy garby o wysokości 778, 757 i 738 m n.p.m. Górują one około 300 metrów nad okolicą. Szczyt stanowi zwornik pięciu odchodzących krótkich grzbietów, m.in. Jagodnika czy Gawrona.

Start rozpoczynamy na parkingu "Bacówki pod Trójgarbem". Niestety, schronisko jest nieczynne. Z wyczytanych później informacji w internecie dowiedziałam się, że raczej w ogóle ono już nie funkcjonuje, co widać po zaniedbaniach. Nie działa nawet dzwonek znajdujący się na drzwiach. Nie udaje nam się więc zdobyć nawet pieczątki do książeczki GOT. Idziemy więc na szczyt. Z tego miejsca prowadzi na niego niebieski szlak. Najpierw przedzieramy się przez zarośniętą drogę tuż za schroniskiem, a potem znajdujemy się już w lesie, gdzie szlak pnie się wysoko w górę. Tu zastaje nas cisza, spokój. Jesteśmy chyba sami w tak cudownym otoczeniu lasu. Po dość intensywnym podejściu idziemy zboczem góry, uważając, aby się nie poślizgnąć, bo z lewej strony mamy dość sporą przepaść. Pomimo tego, że jest to bardzo niski masyw, bo jego wzniesienia nie przekraczają 800 m n.p.m., to jego cechą są właśnie owe strome i faliste zbocza. W końcu docieramy do Skrzyżowania Siedmiu Dróg, przełęczy na wysokości 595 m n.p.m. W tym miejscu krzyżują się leśne drogi prowadzące z miejscowości znajdujących się w okolicach Trójgarbu. Droga jest tu niezwykle błotnista i rozjeżdżona przez "amatorów" rajdów po szlakach. Z jednym z nich wchodzimy w mały konflikt, który mógłby się dla nas źle skończyć. Na szczęście obyło się bez nieszczęścia.

Idziemy wyżej, przed nami jest już niewielki kawałek drogi. Na szczyt prowadzą nas teraz 3 szlaki: niebieski, zielony i żółty. Przemieszczamy się cały czas lasem głównie świerkowym i bukowym, bo taki właśnie porasta Trójgarb. Po jakichś 40 minutach wędrówki znajdujemy się na szczycie. Niestety, widoczność jest z niego mocno ograniczona. Tylko dzięki drobnej wycince drzew mamy malutki widoczek na północ. I nawet udaje nam się dojrzeć Karkonosze ze Śnieżką na czele :) Ot, taka mała rekompensata ograniczonych widoków. Na szczycie znajduje się wiata i ławeczki, na których siadamy, by zregenerować siły. Do wojny funkcjonowało tu także schronisko. Niestety, dziś po nim nie ma nawet śladu, poza informacją zawartą na tablicy. Robimy sobie więc pamiątkowe zdjęcia przy tabliczce z napisem Trójgarb oraz tablicy informacyjnej. Potem wracamy na parking. Zejście zajmuje nam około 30 minut. Tuż przy samym końcu szlaku spotykamy poza "panem rajdowcem" pierwszych ludzi na szlaku - grzybiarzy. Podczas całej wycieczki towarzyszyła nam więc cisza, spokój - prawdziwa jesień w górach.