poniedziałek, 12 września 2011

Mokrzeszów - Jeziorko Daisy (Stok Witosza) - 17 września 2011

Dzień zapowiada się pięknie, więc pakujemy wózek do auta i ruszamy do Mokrzeszowa. Jadąc od strony Świdnicy, tuż obok kościoła skręcamy w lewo i dojeżdżamy tam, gdzie asfalt się kończy, czyli do Mokrzeszowa  Górnego. Parkujemy na podwórku u jakiegoś gospodarza i po przejściu około 200 metrów i lekkim podejściu pod górę wychodzimy na otwartą przestrzeń. Stąd rozpościerają się piękne widoki na okolicę i okoliczne górki. Przed nami widać polną drogę prowadzącą do lasu. To jest właśnie nasz szlak. Trochę ciężko prowadzi się po nim wózek. Chyba lepiej byłoby go zostawić, a Michałka wnieść. Po jakiś może 20 minutach docieramy do lasu. Tu już jest prawie finisz naszej podróży, bo po około 5 minutach jesteśmy przy Jeziorze Zielonym.

Teren, na którym się znajdujemy należy do rezerwatu przyrody Jeziorko Daisy, a ten z kolei do Książańskiego Parku Krajobrazowego. Przez park wiodą szlaki: zielony (zamków piastowskich) i żółto-niebieski-żółty (Ułanów Legii Nadwiślańskiej).
Jeziorko Zielone to nic innego jak zalane wyrobisko kamieniołomu, powstałe po eksploatacji dewońskich wapieni rafowych, położonych na zboczach Stoku Witosza. Jego barwa rzeczywiście jest zielonkawa. Jeziorko nie jest duże, bo ma około 0,66 hektara. Nie można go obejść dookoła z racji porastającej roślinności i dość stromych brzegów w niektórych miejscach.

 

Miejsce, w którym się znajdujemy jest niezwykle urokliwe, zwłaszcza za sprawą znajdujących się na jego brzegu ruin baszty  widokowej, zbudowanej na polecenie księżnej Daisy Hochberg von Pless. Baszta została wykonana na wzór wapienników otaczających jezioro.
Zaglądamy oczywiście do środka, wchodząc na pierwsze piętro. Z okna roztacza się urokliwy widok na jeziorko. Jesteśmy tu sami, więc zewsząd otacza nas cisza i spokój. Przed ruinami jest miejsce na ognisko i odpoczynek, Tym razem jednak z tej opcji nie korzystamy, lecz po zrobieniu pamiątkowych zdjęć udajemy się w drogę powrotną.






A mały turysta usnął... :)

sobota, 10 września 2011

Michałowice - Wielki Szyszak - Śnieżne Kotły (Karkonosze) - 4 września 2011


Wycieczkę do Śnieżnych Kotłów (ich nazwa najprawdopodobniej wiąże się z długo zalegającymi tu płatami śniegu nad skalnymi urwiskami) planowaliśmy już od dawna, ale zawsze coś stało nam na drodze: a to przeziębienie, a to pogoda tip. Wreszcie pewnego pięknego wrześniowego ranka zdecydowaliśmy się ruszyć w kierunku Szklarskiej Poręby, skąd mieliśmy ruszyć. Po drodze jednak zweryfikowaliśmy nasze plany, bo przecież szlakiem ze Szklarskiej przez Halę Szrenicką szliśmy do "Kociołków" już wiele razy. Zdecydowaliśmy ze ruszymy z Jagniątkowa, ale w ostatecznie wybór padł na Michałowice. W sumie dobrze się stało, bo na szlaku aż do Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem byliśmy praktycznie sami. Samochód zostawiliśmy na parkingu, a w zasadzie obok zatoczki przystankowej i ruszyliśmy niebieskim szlakiem przed siebie. Po około 20 minutach doszliśmy do punktu zwanego Trzy Jawory, gdzie stała ławeczka, na której można było odpocząć.  My Jednak rezygnujemy z tej opcji i idziemy dalej. Droga cały czas pnie się mocno w górę aż dochodzi do Wysokiego Mostu, skąd jakieś 45-60 minut dzieli nas od Rozdroża po Wielkim Szyszakiem. Tu robimy małą przerwę wśród większej już liczby turystów. Naszym oczom ukazują się już przepiękne widoki, które dotychczas były zasłonięte przez lasy. Teraz idziemy "zygzagowatą " ścieżką, mając przed oczyma cel naszej podróży. Dochodzimy do Przełęczy pod Śmielcem, (1390) a następnie Wielkiego Szyszaka (1509). 
Stąd już tylko kilka kroków do tego, aby stanąć nad przepaścią Śnieżnych Kotłów, które jak zwykle robią na nas ogromne wrażenie. Nie bez powodu, bo są to dwa najlepiej wykształcone kotły polodowcowe.  Ich pionowe ściany w niektórych miejscach mają około 200 m. Co prawda nie jest to tak urzekający widok jak zimą, kiedy nawisy śnieżne potęgują klimat grozy, ale jest cudnie. Na dole widzimy trzy Śnieżne Stawki - jeziorka polodowcowe.
Jak to zwykle w Śnieżnych Kotłach bywa - wieje niemiłosiernie. Mam wrażenie, że im cieplej, tym wiatr silniejszy. Zatrzymujemy się na chwilę na Czarciej Ambonie (punkt widokowy na Śnieżne Kotły), a potem urządzamy jeszcze krótki spacer w stronę Łabskiego Szczytu, zostawiając za sobą Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze. 
Niestety, dalej iść nie możemy,bo pora późna, a auto zostało w Michałowicach. Wracamy więc tym samym niebieskim szlakiem do punktu startu.







 



niedziela, 4 września 2011

Waligóra (Góry Suche) - 3 września 2011

Miał być Bukowiec, ale jakoś znowu nie wyszło. Ruszyłyśmy z mamą do Andrzejówki, zostawiając Michaśka z ciocią. Swoją wyprawę rozpoczęłam od poszukiwań tabletki. Na szczęście pan w schronisku poratował mnie Apapem i mogłyśmy ruszać na zdobycie w naszym mniemaniu Bukowca. Czerwony szlak był naszym celem, Jednak już na samym początku zbłądziłyśmy, gdyż weszłyśmy na drogę, którą kiedyś z Jackiem szłam do ruin zamku Rogowiec. Na naszej drodze spotkałyśmy mężczyznę, który wprowadził nas w jeszcze większy błąd, oznajmiając, że na Bukowiec to już tędy żaden szlak nie prowadzi.
Owszem, kiedyś tędy biegł i to pod jego wyciągiem, ale teraz go już tu nie ma i wysłał nas hen w las, na szlak, który "gdzieś" prowadził. Piszę gdzieś, bo w okolicach Andrzejówki oznakowanie szlaków jak dla mnie jest kiepskie. Nie miałyśmy dużo czasu na błądzenie, bo wycieczka miała być ekspresowa, więc zdecydowałyśmy się na skręcenie w lewo na czarny szlak i zdobycie po raz kolejny Waligóry (936 m.n.p.m).  Po 10 minutach dość ostrej wspinaczki byłyśmy na szczycie, gdzie nieco odpoczęłyśmy i ruszyłyśmy w drogę powrotną, która minęła równie szybko, jak wejście.