piątek, 28 sierpnia 2020

Miłek i Wielisławka - sierpień 2020

Widok z Wielisławki

 Ile my się nabłądziliśmy, by na Miłek trafić. Jedna zgubiona na samym początku droga i kluczyliśmy przez około godzinę w poszukiwaniu szczytu. W efekcie dotarliśmy na niego, przedzierając się między krzakami. A właściwa droga jest tak prosta, o ile się wie, jak iść. Problemem było to, że większość znajdujących się tu szerokich dróg i wąskich ścieżek nie była zaznaczona na mapie.
Startujemy z Wojcieszowa z ulicy Górniczej. Tam na poboczu pozostawiamy samochód i za sprawą rad miejscowego pana kierujemy się na szczyt. Niestety, w rejonie dawnego wyciągu mijamy ścieżkę prowadzącą na szczyt i dlatego potem nie możemy się odnaleźć. 
Wracając do początku wycieczki na ulicy Górniczej znajduje się tablica z mapą Góry Miłek i stąd ruszamy. W odległości kilkuset od tablicy informacyjnej idąc ścieżką w górę natrafiamy na nieczynny stok narciarski (długość 336 m., różnica poziomów 127 m). Tu znajdują się jeszcze tablice, będące pozostałością po nim (są nawet godziny kursowania wyciągu), Następnie kawałeczek dalej natrafiamy na cmentarzyk rodowy rodziny Bergman. Ta wiekowa nekropolia zachowała się w bardzo dobrym stanie, choć niestety niektóre płyty nagrobne są poodsuwane z grobowców. 

Organy Welisławskie

Cmentarzyk wkomponowany jest w skały co nadaje mu romantycznego wyglądu. I właśnie w okolicy cmentarzyka gubimy ścieżkę.  Klucząc wieloma ścieżynkami docieramy na najwyższy wierzchołek Miłka, czyli Cisową (nazwa pochodzi od Cisów rosnących wokół szczytu). Miłek bowiem to  niewielki masyw z kilkoma wierzchołkami (569, 596, 573 m n.p.m.) w zachodniej części Grzbietu Wschodniego w Górach Kaczawskich. Szczyt objęty jest rezerwatem „Miłek” o powierzchni 141,39 ha utworzonym w 1994 roku. Jakiś czas temu wokół góry Miłek utworzono ścieżkę dydaktyczną. 
Na szczytach i na zboczach występują skałki, bloki skalne i rumowiska skalne. Zbocza są strome, a zachodnie i południowo-zachodnie – podcięte wyrobiskami kamieniołomów, w których wydobywano marmury. W marmurach znajduje się sporo jaskiń, wśród których możemy wymienić takie jak: „Aven w Miłku”, „Schron Miłek I”, „Schron Miłek II”, „Dziura w Brzezinach”, „Jaskinia Ukośna”. 
My do jaskiń  nie docieramy, ale zdobywamy 2 wierzchołki Miłka: Cisową i Młyniec. Młyniec to ten wierzchołek, na którym znajduje się widoczny z daleka maszt. Jest tu także niewielka platforma widokowa, z której niestety już widoków brak. Na Młyniec przed samym szczytem prowadzą drewniane schody. 

Tu kiedyś prowadził wyciąg na Miłek

Z Młyńca wracamy już ścieżką biegnącą wzdłuż dawnego wyciągu. Jest ona dość stroma, a nasze buty niezbyt odpowiednie na takie zejście. Nie przewidzieliśmy jednak tego, że będzie tu stromo i ślisko.  
Powrót nie sprawia nam już jednak większych trudności pod względem znajomości drogi, bo wychodzimy dokładnie w miejscu,  którym mieliśmy skręcić na początku wycieczki. 
Drugim szczytem, na który dziś wejdziemy jest Wielisławka. Sam szczyt zapewne jest mniej znany niż znajdująca się tu atrakcja, czyli Organy Wielisławskie. 
Kierujemy się do miejscowości Sędziszowa. Tu skręcamy w prawo w uliczkę, która doprowadza nas na parking pod Wielisławką, a dokładnie obok organów. Zaczynamy najpierw od obejrzenia pierwszej atrakcji, która wzbudza spore zainteresowanie. 

Cisowa, czyli najwyższy wierzchołek Miłka

Organy Wielisławskie  to odsłonięcie porfirów (ryolitów) na zboczu góry Wielisławka (375 m n.p.m.).  W XIX w. znajdował się tu kamieniołom, obecnie Organy Wielisławskie stanowią pomnik przyrody nieożywionej. 
Zaraz przy Organach znajduje się teren rekreacyjny wyposażony w ławki i miejsce na ognisko. 
Warto stąd ruszyć na Wielisławkę, która nie jest wymagającym szczytem, a wejście na nią zajmuje kilkanaście minut. Na szczyt góry prowadzi zielony szlak, a na mapach widać, że znajduje się tu punkt widokowy. Owszem, takowy punkt istnieje. Jest także ławeczka do podziwiania widoków, ale  spektakularnych panoram się tutaj nie spodziewajcie. Widać niewielki fragment Karkonoszy i część Gór Kaczawskich. Miejsce to jest położone jakieś 100 metrów od szczytu. On jest oznaczony, ale za to całkowicie zalesiony. 

Punkt widokowy na Młyńcu

Na uwagę zasługują ruiny średniowiecznego zamku. Są to naprawdę ruiny, bo zostało niewiele. Zamek prawdopodobnie powstał on na przełomie XII i XIII wieku i początkowo stanowił gród, którego fundamenty tworzą czworobok o wymiarach 80x20m. W tamtych czasach stanowił on ważny ośrodek strategiczny i dlatego też  ówczesny gród został rozbudowany i na zachodnim szczycie powstał murowany zamek.  W czasie wojen husyckich zamek został przejęty przez rabusiów i w połowie XV wieku zburzony. 
Jeśli ktoś nie chce wchodzić na szczyt, to wokół niego prowadzi ścieżka edukacyjna. Na jej przejście warto przeznaczyć około 1 godzinę. 
Z ciekawostek warto wspomnieć, że Wielisławka jest jednym z hipotetycznych miejsc ukrycia legendarnego Złota Wrocławia – do dzisiaj nie odnalezionego skarbu wywiezionego przez Niemców tuż przed zamknięciem okrążenia wokół Twierdzy Wrocław “Festung Breslau”.
Na Wielisławkę i jej okolice warto przeznaczyć koło godziny. 





Widok z Wielisławki


Kiedyś była taka panorama na Wielisławce





Schody na Młyniec

Cmentarzyk na Miłku
Widoki ze zbocza Miłka



sobota, 22 sierpnia 2020

Brzeziny - Murowaniec - Zawrat - Orla Perć - Krzyżne - Rówień Waksmundzka - Brzeziny - 22 sierpnia 2020

Zawrat

Ponad 30 km, 13 godzin wędrówki i 1600 metrów przewyższenia. A przede wszystkim mega przygoda, dużo łańcuchów, ekspozycji i sporo emocji. Ale udało się. Za drugim podejściem nic nie było już nas w stanie powstrzymać, zwłaszcza pogoda, która rok temu pokrzyżowała nam plany :) Orla Perć dziś została przez nas pokonana :) 
Chwilę przed godziną 5 wystartowaliśmy z Brzezin. Tak, tak – już kiedyś pisałam, że nigdy więcej tym szlakiem nie pójdę, bo jest wyjątkowo nudny i męczący pod kątem rodzaju kamieniu, po których się idzie. Ale akurat dziś on najbardziej nam odpowiadał pod względem logistycznym. Do Kuźnic mieliśmy za daleko, a i z zaparkowaniem blisko szlaku też byłby problem, busy jeszcze nie jeździły. Pozostały więc Brzeziny i czarny szlak, do którego mieliśmy jakieś 5 minut drogi.
Idziemy więc Doliną Suchej Wody Gąsienicowej. Przebiega przez nią granica między Tatrami Zachodnimi i Wysokimi. Jej nazwa pochodzi od płynącego dnem doliny potoku Sucha Woda, którego koryto często jest suche, a woda płynie podziemnymi przepływami.

W stronę Koziej

Po 45 minutach od startu docieramy na Psią Trawkę. Jest to polana, która początkowo należała do Hali Pańszczyca. Nazwa polany pochodzi od trawy bliźniczki psiej trawki. Jest to gatunek charakterystyczny dla bardzo jałowych gleb. Od kiedy polana przestała być użytkowana, psia trawka już tu nie rośnie. Niech nikogo nie zwiedzie nazwa polana, bo tak naprawdę po zaprzestaniu wypasu teren zarósł lasem. Dziś mamy tu tylko ławeczki i troszkę więcej przestrzeni.
Stąd do Murowańca jest około 1,5 godziny drogi. My idziemy nieco szybciej. W zasadzie to całą drogę pokonujemy o jakieś pół godziny szybciej niż wskazują czasy na szlakowskazach.
W Murowańcu pojawiamy się w okolicach godziny 7. Nieco tu dziś tłumnie, ale Wschodzące słońce oświetla schronisko, nadając mu niesamowity klimat. Posilamy się przed czekającym nas dość stromym podejściem na Zawrat i ruszamy, bo zaczynamy czuć chłód. Pierwszy fragment naszej drogi to niezbyt wymagające podejście nad Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m n.p.m.), które zajmuje nam około 25 minut. Po drodze mijamy ścianę Małego Kościelca oraz położony w dole z lewej strony pomnik upamiętniający tragiczną śmierć Mieczysława Karłowicza, który został porwany przez lawinę.
Nad stawem nie zatrzymujemy się, bo w zasadzie nie mamy czasu. 

Słynna drabinka

Dziś jest on wyjątkowo cenny, zwłaszcza na podejściu, które zajmuje nam najwięcej czasu, bo w sumie na przejście z Brzezin na Zawrat trzeba liczyć około 4-4,5 godziny (w zależności od kondycji), a w to dopiero jedna z części wyprawy.  Ta część wymaga oczywiście pokonania sporego przewyższenia, bo ponad 1000 metrów w pionie. Od Zawratu w zasadzie przewyższenia będą niewielkie, ale tam trzeba będzie pracować bardziej technicznie, a przede wszystkim zachować dużą czujność i ostrożność, bo w niektórych miejscach ekspozycja jest naprawdę duża. Poza tym w kilku miejscach łańcuchy oraz klamry wymagają skupienia oraz trochę sprawności.

Kozi Wierch

Idąc na Zawrat mijamy już nieco ludzi, ale to jeszcze nie zapowiada tego, co się będzie działo w rejonie Kozich Czub (tam półtoragodzinne czekanie w kolejce zmęczy nas chyba bardziej niż przejście całej Orlej). Jesteśmy poza tym w takim rejonie, że słońce nie zdążyło tu jeszcze wyjrzeć zza gór. Mijamy 2 odejścia szlaku prowadzące na grań Orlej Perci. Jeśli pogoda się zepsuje na pewno którymś z nich będziemy schodzić. Na razie idziemy wzdłuż ściany Małego Koziego Wierchu, mijając Zmarzły Staw i docieramy do miejsca, gdzie zaczynają się łańcuchy i klamry – niezbyt trudne, ale w kilku miejscach na pewno potrzebne, zwłaszcza w końcowym podejściu, kiedy wchodzimy w skalną dość stromą rynnę.
Zawrat jest to położona na wysokości 2159 m n.p.m. wąska przełęcz w długiej wschodniej grani Świnicy w Tatrach Wysokich, oddzielająca Zawratową Turnię (2247 m) od Małego Koziego Wierchu (2226 m). Nazwa Zawrat i jej zdrobnienie – Zawracik występują dość często w nazewnictwie tatrzańskim. Oznaczają zazwyczaj strome przełęcze, przełączki lub inne podobne, strome obiekty. Z Zawratu widać między innymi Zadni Staw Polski, Gładką Przełęcz, Gładki Wierch czy Krywań, Rysy i wiele innych wierzchołków. Dzisiejsza widoczność pozwala na dalekie obserwacje. Zawrat to jednak początek naszej podróży, choć już za nami 4 godziny wędrówki.  

:)

Celem jest bowiem przejście Orlą Percią, a Zawrat ma być początkiem tej przygody. Startujemy z tego miejsca, ponieważ szlak na odcinku Zawrat – Kozi Wierch od lipca 2007 r. jest jednokierunkowy. Czas przejścia z Zawratu na Kozi Wierch wynosi około 3 godzin. Pierwszy odcinek Orlej Perci nie zwiastuje dalszych trudności. Podchodzimy łatwą granią na Mały Kozi Wierch (2228 m n.p.m.), jedynie tuż pod szczytem pomagamy sobie łańcuchami. Na wierzchołku pojawiamy się po ok. 15 minutach, warto spędzić tu dłuższą chwilę, gdyż panorama jest naprawdę rewelacyjna.
Mały Kozi Wierch to rozłożysty masyw o trzech graniach (dwie wzdłuż szlaku). W kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich odchodzi trzecia grań (południowa), oddzielająca Dolinkę pod Kołem od Dolinki Pustej. W niej znajduje się wierzchołek zwany Kołową Czubą, oddzielony od szczytu Małego Koziego Wierchu przełęczą Schodki. Północne stoki Małego Koziego Wierchu opadają ścianą do Kotła Zmarzłego Stawu Gąsienicowego.

Krzyżne

Pierwszy pokonany odcinek to przyjemny spacer granią. Dla nas jednak najbardziej emocjonujący i przyjemny będzie fragment między Małym Kozim Wierchem a Kozim Wierchem. Tutejsze łańcuchy, klamry i drabinka wymagają już nieco więcej sprawności, a przede wszystkim obycia ze sporą ekspozycją i nieco kondycji. W kilku miejscach szlak naprawdę jest trudny i raczej nie poleciłabym go komuś, kto po górach nie chodzi.
Po minięciu Małego Koziego Wierchu pokonujemy krótki fragment grani i po chwili przy pomocy łańcuchów schodzimy do Zmarzłej Przełączki Wyżniej. Jest dość stromo i wąsko. Z boku łańcuchy, a z drugiej strony przepaść. Następnie przechodzimy na północną część grani. Wędrujemy teraz wzdłuż łańcuchów kilkanaście metrów w dół bardzo wymagającym skrajem Żydowskiego Żlebu, nazywanym też Honoratką. Na końcu tego odcinka znajduje się groźne urwisko.

Krzyżne

Po przejściu  żlebu skręcamy w prawo i zaczynamy wąski trawers, który prowadzi nas do ukośnych i spadzistych płyt Zmarzłych Czub, po czym następuje zejście do Zmarzłej Przełęczy. Cały czas towarzyszą nam klamry i łańcuchy, które tu są niezbędne.  Zamarła Przełęcz to dobre miejsce na odpoczynek i tak też czynimy. Piękny widok na pionowe ściany Zamarłej Turni wzbudzają podziw. A do tego ciekawa skałka o nazwie chłopek, sprawiająca wrażenie, jakby wisiała w powietrzu. Z tego miejsca już niedaleko do chyba najbardziej emocjonującego miejsca na całej Orlej Perci, czyli słynnej drabinki. W sumie przyznam, że tez na nią czekałam.  Za drabinką kolejne łańcuchy i łańcuchy. Człowiek ma wrażenie, że nigdy się one nie kończą. Schodzimy dość mocno w dół, do miejsca, gdzie dołącza do nas żółty szlak, prowadzący do Doliny Gąsienicowej. Przez chwilę oba szlaku biegną równocześnie.

Krywań gdzieś tam za nami :)

Kozia Przełęcz położona jest na wysokości 2137 m. Jest to wąska przełęcz w długiej wschodniej grani Świnicy pomiędzy Zamarłą Turnią a Kozimi Czubami. Przełęcz jest dwumetrowej szerokości wrębem między skałami. Przejście przez nią ułatwione jest przez klamry, drabinkę i łańcuchy.
Z przełęczy schodzimy żlebem kilkanaście metrów w kierunku Dolinki Pustej. Jest to bardzo wymagający i trudny fragment szlaku z jednym dość stromym kominkiem. Klamry i łańcuchy są tutaj dużym ułatwieniem. Następnie po przejściu niewielkiego trawersu szlaki rozłączają się – żółty biegnie do Doliny Pięciu Stawów Polskich. My natomiast kierujemy się cały czas czerwonym w stronę Koziego Wierchu. On skręca w lewo i za tymi znakami teraz podążamy. lewo. Naszym celem jednak najpierw są Kozie Czuby, na które trzeba się wspiąć prawie po pionowej ścianie. Tu właśnie tworzy się mega korek, który zmusza nas do czekania, bardzo długiego czekania, które trwało półtorej godziny i o tyle opóźniło naszą wycieczkę, zmuszając nas tym samym do powrotu po ciemku. Zanim zdobędziemy najwyższy punkt Orlej Perci, czyli Kozi Wierch przejdziemy jeszcze przez kilka skalnych półek, pokonany sporo łańcuchów, w tym te, które znajdują się w rynnie prowadzącej do Wyżniej Koziej Przełęczy.  Ostatni fragment prowadzący na Kozi Wierch nie jest już ubezpieczony, co nie oznacza, że nie trzeba uważać. Wspinamy się na szczyt po głazach i znajdujemy miejsce do odpoczynku.
Kozi Wierch (2291 m np.m.) jest trzecim co do wysokości szczytem w całości położonym w Polsce położonym między dwiema dolinkami wiszącymi: Dolinką Kozią i Dolinką Pustą. 

Kolejna drabinka

Nazwa szczytu pochodzi od często pasących się na jej zboczach stad kozic, zwłaszcza na jego łagodniejszych, południowych stokach. Stosowana była ona od dawna przez pasterzy wypasających w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, pasterze z Doliny Gąsienicowej nazywali ten szczyt natomiast Czarnymi Ścianami.
Panorama z Koziego Wierchu jest naprawdę rewelacyjna i choć w momencie, kiedy na niego dotarliśmy pojawiło się trochę chmur, to i tak było pięknie. Z Koziego Wierchu schodzimy nieco spadzistą, ale przyjemną dróżką, nie przypominającą w niczym trudności z wejścia na Kozi Wierch. Szlak zupełnie jakby to nie była Orla Perć. Przechodzimy na południową stronę grani. Niebawem czarny szlak odłącza się od czerwonego; kieruje się w prawo, do Doliny Pięciu Stawów Polskich. My dalej podążamy czerwonym. Dalej idziemy trawersem po piargach. Pokonujemy kilka skalnych żeberek, które doprowadzają nas pod Buczynową Strażnicę. Następnie osiągamy wąską Przełączkę nad Dolinką Buczynową, z której można podziwiać piękne widoki, trzeba jednak uważać na dużą przepaść. Po przejściu Żlebu Kulczyńskiego (jest stromo, dużo piargów, osuwających się kamieni i brak jakichkolwiek ubezpieczeń) docieramy do rozdroża szlaków.

Ciekawe, czy się przewróci?

Czarny prowadzi w stronę Hali Gąsienicowej, tzw. Kozią Dolinką. My natomiast idąc kawałek dalej stromym 20 – metrowym kominem wdrapujemy się na Czarnego Mniszka. Widziany z daleka robi wrażenie, ale wejście nim jest chyba prostsze niż zejście Żlebem Kulczyńskiego. Na tym odcinku Orlej to są chyba dwa najbardziej wymagające odcinki. Potem już bez żadnych większych problemów przyjemną ścieżką docieramy na Zadni Granat  (2240 m n.p.m.). Jest to najwyższy z trzech wierzchołków masywu Granatów w długiej wschodniej grani Świnicy. Można na niego łatwo wejść szlakiem prowadzącym od Zamarzłego Stawu. Poza tym stąd można podejść zarówno w stronę Koziego Wierchu, jak i Krzyżnego, ponieważ na tym odcinku szlak jest dwukierunkowy.
Wydawałoby się, że dotarcie do Zadniego Granatu i pokonanie Koziego Wierchu, to już koniec zmagań z Orlą Percią. Nic bardziej mylnego. Przejście przez Granaty, Orlą Basztę i Buczynowe Turnie dostarcza również wiele adrenaliny i wymaga sporo wysiłku, zwłaszcza kiedy czas goni, a zmęczenie nieco daje o sobie znać.  O ile jeszcze przejście przez 3 Granaty nie nastręcza nam trudności, o tyle za nimi szlak znów zacznie być wyczerpujący i chwilami mocno eksponowany. Przejście ze Skrajnego Grantu na Krzyżne wymaga zarezerwowania około 2 godzin. Na szczęście nie ma już tutaj takich tłumów, jak w rejonie Koziego Wiechu, z którego część osób zeszła. 

I łańcuchy gdzieś na początku Orlej

Stan szlaku ze Skrajnego Granatu może szokować. Z powodu skalnych obrywów często był zmieniany jego bieg. Ostrożnie poruszamy się  nad Dolinką Buczynową. Już od początku towarzyszą nam łańcuchy, które pomagają zejść po skalnych płytach. Szlak zakręca i rozpoczynamy trudny trawers po skośnej ścianie, jest bardzo stromo, dodatkowo mało miejsca na nogi. Skręcamy w lewo i podążamy wąską i kruchą ścieżką. Kawałek dalej szlak zakosami schodzi w kierunku Granackiej Przełeczy. Dolna część zejścia jest niewygodna ze względu na piarżysko. Z wąskiej przełęczy wchodzimy do żlebu znajdującego się po stronie Doliny Pańszczycy. Schodzimy przy ścianie trzymając się łańcuchów, po kilku metrach pojawia się dwumetrowa dziura, nad którą przechodzimy opierając się o skalne półeczki. Nie polecamy jej omijać, bo jest tu dość ślisko i niebezpiecznie. Teraz skręcamy w prawo. Cały czas towarzyszą nam łańcuchy, które prowadzą do 4-metrowej drabinki. Z lewej strony mamy urwisko. Następnym etapem wędrówki jest podejście na Orlą Przełączkę Niżnią, co ułatwiają łańcuchy. Następnie wędrując prostą, ale eksponowaną ścieżką omijamy wierzchołek Orlej Baszty. Niestety pojawiają się kolejne „atrakcje” - dochodzimy do kilkunastometrowego, wąskiego kominka. Jest to dość trudne i strome zejście, ale klamry są dobrze założone. Dla naszej wygody ponadto zamontowano tu łańcuch.

Kolejnym wymagającym elementem na trasie jest trawers Buczynowych Turni, do którego docieramy po pokonaniu dość stromego i piarżystego żlebu. Opisując trawers na tym odcinku można go podsumować kilkoma słowami: stromo, mało miejsca na nogi, duża ekspozycja, łańcuchy, klamry i konieczność zachowania dużej uwagi – łatwo tu o poślizgnięcie się i upadek. 
Na szczęście ostatni odcinek po ominięciu Ptaka i Kopy nad Krzyżnem daje wytchnienie i pozwala wędrować wygodną ścieżką na Krzyżne, kończącą Orlą Perć. Kiedy pojawiamy się na Przełęczy Krzyżne nasza radość jest ogromna Udało nam się przejść całą Orlą Perć, ale to nie koniec wycieczki, bowiem czekają nas jeszcze jakieś 3 godziny wędrówki na parking i wytracenie ogromnej ilości przewyższenia. 
Wracając do Przełęczy Krzyżne, to znajduje się ona na wysokości 2112 metrów i jest jednym ze skrajnych punktów Orlej Perci. Oddziela Dolinę Pańszczycy od Doliny Roztoki. Nazwa Krzyżne pochodzi od położenia w miejscu, w którym krzyżują się trzy grzbiety. Z przełęczy roztacza się zachwycający widok zwłaszcza na Tatry Wysokie i Bielskie. Po całodniowych widokach, nie robi ona na nas już większego wrażenia, ale na pewno jest pięknie. 

Schodzimy żółtym szlakiem prowadzącym Doliną Pańszczycy.  Dolina Pańszczyca jest bocznym odgałęzieniem Doliny Suchej Wody Gąsienicowej (rozgałęzienie zaczyna się powyżej polany Psia Trawka), ma powierzchnię 5,8 km2 oraz długość 6,5 km. Graniczy od wschodu z Doliną Waksmudzką, a od zachodu z Czarną Doliną Gąsienicową. Najbardziej malownicza jest górna część doliny, położona między zboczami Żółtej Turni, Koszystej, Buczynowymi Turniami, Orlą Basztą i Granatami- polodowcowy krajobraz z porośniętymi kosodrzewiną głazami i stożkami piargowymi. Jest stromo, ale pięknie, cicho, pusto, co chwilę na szlak wychodzą nam kozice. Wraz z nami wędruje dosłownie kilka osób. Na skrzyżowaniu szlaków za Czerwonym Stawem robimy jakiś dziwny i niezrozumiały  dla nas manewr i zamiast iść w stronę Murowańca skręcamy na czarny szlak prowadzący w stronę Równi Waksmundzkiej. Ów szlak zmienia się dość szybko na zielony, robi się szarawo, a my zmierzamy po niewygodnej pełnej kamieni i konarów drodze, która wydaje się nie mieć końca. Droga robi się dopiero wygodniejsza, kiedy skręcamy w lewo na czerwony szlak prowadzący w stronę Psiej Trawki. Potem już tylko czeka nas powrót do Brzezin. Ostatnią godzinę wędrówki pokonujemy już po ciemku. Towarzyszą nam dwaj panowie (z Ukrainy i Rosji), których jakby to delikatnie powiedzieć sprowadzamy na parking.