czwartek, 13 sierpnia 2020

Trzy Studniczki - Krywań - - Trzy Studniczki - 13 sierpnia 2020

Marzenie Michaśka spełnione :)

W ciągu ostatnich dwóch tygodni na Krywaniu jestem drugi raz. Jedno wejście pogodowo niestety do udanych nie należało. Mniej więcej godzinę po starcie szczyt zaniósł się chmurami i widzieliśmy tylko mgłę. Drugim razem było już zdecydowanie lepiej, choć przez chwilę widoki ze szczytu także stanęły pod znakiem zapytania.
Krywań to wyniosły szczyt o wysokości 2495 m n.p.m. położony w południowo-zachodniej części Tatr Wysokich po stronie słowackiej, o charakterystycznym, zakrzywionym wierzchołku, od którego wziął nazwę (nadal spotykana jest wśród starszych górali wymowa „Krzywań”). Niewiele niższy od Rysów, a równie piękny. To drugi pod względem wysokości dostępny właśnie po Rysach szczyt, na który prowadzi szlak turystyczny. Trzecim jest Sławkowski, a czwartym wspomniana już Wysoka Wychodna. Krywań popularność swą zawdzięcza temu, że jest uznawany za narodową górę Słowaków i często oni się tam udają. Ludzi innych narodowości, zwłaszcza Polaków jednak na szczycie nie brakuje. To wyjątkowy szczyt dla naszych sąsiadów. Symbolizuje ich odrodzenie narodowe i dążenia wolnościowe.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że w trzeci weekend sierpnia Słowacy masowo wybierają się na szczyt w ramach obchodów niepodległości, tzw. narodne vylety. Dlatego jeśli ktoś nie musi tego dnia zdobywać Krywania, zdecydowanie warto wybrać się na inne trasy.
W okolicy Małego Krywania, Widoki zwłaszcza na Grań Soliska 
Na szczyt można wystartować z dwóch miejsc (z Trzech Studniczek lub Szczyrbskiego Plesa). Dla turystyki udostępniono bowiem południowy i południowo-zachodni grzebień. Szlak oznaczony kolorem zielonym poprowadzony jest z Trzech Źródeł (Tri studničky) zalesionym i porośniętym kosodrzewiną grzbietem południowo-zachodniego ramienia Krywania aż do Gronika. Dalej szlak odchodzi w dół w kierunku Krywańskiego Żlebu, za którym łączy się z oznaczonym kolorem niebieskim szlakiem podchodzącym na Krywań poniżej południowego ramienia szczytu. Dwie połączone trasy prowadzą na szczyt przez zbocze Małego Krywania i Krywańską Przełączkę.
Oba szlaki są piękne. Ten drugi, ze Szczyrbskiego Plesa nieco dłuższy, ale przez co mniej stromy. Ten z Trzech Studniczek wymaga sporej ilości wysiłku, zwłaszcza że od samego początku pnie się cały czas w górę przez praktycznie 4 godziny podejścia.
Fotografując Tatry Niżne
Dziś, podobnie jak 2 tygodnie temu, startujemy z trzech Studniczek. Przy ulicy jest niewielki parking, ale spokojnie, nie trzeba się martwić o brak miejsca, Gdy skończą się te przy ulicy (a kończą się bardzo szybko), parkingowi kierują na górny parking położony kilkadziesiąt metrów dalej. Koszt pozostawienia samochodu na cały dzień wynosi 5 euro. Niestety, bezpłatnie nie ma szans, by zaparkować w okolicy.
Z parkingu ruszamy czerwonym szlakiem (Tatrzańska Magistrala) w stronę starej leśniczówki i rozdroża szlaków. To jakieś 10 minut spacerku z pięknymi widokami na Tatry Zachodnie i znajdujący się na prawo Krywań – tak odległy i stromy). Przy starej leśniczówce z roku 1907, która podczas wojny była przystankiem dla tatrzańskich kurierów, skręcamy na zielony szlak, rozpoczynając strome i chwilami monotonne podejście. Wybór niebieskiego szlaku z kolei zaprowadziłby nas do Doliny Koprowej, a dalej na Koprowy Szczyt lub do Ciemnomreczyńskiej Doliny. W tej ostatniej jeszcze nie byliśmy i planujemy ją kiedyś na taką mało męczącą wycieczkę.
Okolice Krywańskiego Grzbiety i Krywań ze stokami opadającymi do Doliny Koprowej
Tymczasem monotonnie podchodzimy w stronę Gronika (1660 m n.p.m.) – pierwszego szczytu na naszej trasie. Początkowy odcinek, czyli jakaś prawie godzina wędrówki to wejście pozbawione w zasadzie widoków. Na szczęście potem na ich brak nie będzie można już narzekać, zwłaszcza początkowym etapie na Tatry Zachodnie oraz Tatry Niżne. Najpierw idziemy wzdłuż zarastającej Polany Krywańskiej (słow. Krivanska polana) znajdującej się na wysokości 1200 - 1250 m n.p.m.
Chwilę przed Gronikiem docieramy do miejsca, gdzie pojawia się tabliczka prowadząca do odtworzonego bunkru z czasów Słowackiego Powstania Narodowego z roku 1944. To raptem kilka minut dodatkowej drogi. Idąc tą ścieżką prowadzącą trochę pod górkę, dochodzimy do znajdującego się tam bunkra przy którym znajduje się pamiątkowa tablica z wyrytymi siedmioma nazwiskami poległych partyzantów.  Kiedyś tam podeszłam, ale miejsce mnie nie zachwyciło. Jednak kto nie był, podejść można. To łącznie poświecenie około 10 minut.
A tak pięknie jest na Krywaniu. Rysy jak na dłoni :)
Kawałek dalej po prawej stronie widać zarastający mało wybitny szczyt Kopy Krywańskiej, której stoki od strony Krywania (wschodnie) opadają do Wielkiego Żlebu Krywańskiego.
Dawniej rejon ten był wypasany i stoki Krywańskiej Kopy były w dużym stopniu trawiaste. Teraz stopniowo zarastają kosodrzewiną. W rejonie Krywańskiej Kopy istniały także niegdyś kopalnie złota, tzw. Krywańskie Banie. Z powodu nieopłacalności zaprzestano działalności w nich przed 1778 r.
Podchodząc wyżej, w okolice siodła Niżniej Przehyby otwiera się widok w lewo z widokiem w kierunku miejscowości Podbańska i Tatr Zachodnich.
Kolejnym punktem charakterystycznym na naszej trasie jest Rozejście w Krywańskim Żlebie. Do niego szlak prowadzi już teraz widokową ścieżką, trawersując Krywański Żleb.
Krywański Grzbiet z super widokiem na Tatry Zachodnie
Po mniej więcej 3 godzianach od startu pojawiamy się  na rozdrożu przy Krywańskim Żlebie znajdującym się na wysokości 2120 m n.p.m, a więc od rozpoczęcia wycieczki w Trzech Studniczkach leżących na wysokości 1150 m n.p.m. pokonaliśmy różnicę wysokości prawie 1000 metrów. Przed nami jeszcze jakieś 400 metrów przewyższenia. Czas na zasłużony kilkunastominutowy odpoczynek.
Od Rozdroża do góry wiedzie już tylko niebieski szlak.  Jednak już w tym miejscu widać, że zarówno podczas wejścia, jak i zejścia nie wszyscy się go trzymają. W zasadzie to mam wrażenie, że jest tu kilka wariantów. Sama zresztą się przekonałam, że dziś podchodzę nieco inaczej niż poprzednio, choć niby ze szlaku nie zbaczałam. Już kilkanaście metrów nad łącznikiem trzeba wykorzystać nieco ręce i wdrapać się na kilka stopni. Szlak najpierw odbija w prawo, skąd dogodnie możemy spojrzeć na Krywań. Wydaje się on bliski i może dziwić czas podejścia wynoszący ponad godzinę. Ale szlakowskazy jednak nie kłamią. Wejście to około godziny czasu.
Gdy chmury przysłoniły na kilka chwil szczyt
Najpierw szlak trawersuje Małego Krywania i dociera na dość płytką Krywańską Przełączkę. Podczas podejścia, a w zasadzie już na wysokości rozdroża w Krywańskim Żlebie pogoda płata nam figla i szczyt zostaje pochłonięty przez chmury. Czyżby powtórzył się scenariusz z poprzedniego wejścia? Nie, tak być nie może. Wierzymy w to i zmierzamy na szczyt Przebłyski nieba nad nami dają nadzieję na poprawę pogody. Podczas podejścia najlepsze widoki odsłaniają się dopiero po osiągnięciu Krywańskiej Przełączki. Wcześniej szczyty Tatr Wysokich zasłaniał Mały Krywań.
Szlak równomiernie i niezbyt wymagająco pnie się w górę. Dopiero ostatni odcinek jest bardziej wymagający - wpinamy się po stromym skalnym stoku. Konieczne jest wspomaganie się rękoma. Utrudnieniem na tym odcinku jest brak wyraźnych znaków i jednej, jednoznacznie wyznaczonej ścieżki. Mam wrażenie, że na tym odcinku każdy wchodzi tak, jak jest mu wygodnie.  Brak też sztucznych ułatwień, dlatego musimy zachować dużą ostrożność. O ile wejście na szczyt nie sprawia w zasadzie żadnych trudności, o tyle na początkowym odcinku zejścia należy zachować  szczególną ostrożność, zwłaszcza że jest sporo piargów, a skały dość mocno wyślizgane.  Moim zdaniem podejście na Rysy od słowackiej strony jest chyba mniej wymagające niż podejście na Krywań zwłaszcza na jego ostatnim odcinku.
Grań Soliska - tam bylismy rok temu
Na wierzchołku Krywania znajduje się  dwumetrowy bizantyjski krzyż, zwany również lotaryńskim. Stoi on tutaj od roku 2009 i na pewno każdy choć raz go widział. Znajduje się on na słowackich eurogroszówkach, herbie oraz fladze. Na wierzchołku Krywania umieszczono także dwie tablice. Jedna upamiętnia wejście na szczyt słowackiego działacza niepodległościowego Ludovita Stura w 1841 roku, a na drugiej umieszczono wiersz poety i dziennikarza Mikulasa Dohnany`ego.
Jednak to nie krzyż jest tym, co wzbudza zainteresowanie na Krywaniu, ale piękne widoki. 2 tygodnie temu przywitała nam je tutaj mgła, dziś na szczęście chmury okazały się łaskawe i odsłoniły w pełnej okazałości to, co z Krywania można zobaczyć.
Panorama z Krywania obejmująca Tatry Wysokie i Zachodnie należy do najznakomitszych w Tatrach Zachodnich. W całej okazałości możemy podziwiać też Niżnie Tatry i leżący u ich stóp Liptów oraz Spisz.
Tam zmierzamy
Na Krywaniu spędzamy około pół godziny, obserwując niezwykle spektakularny pokaz w wykonaniu chmur, wiatru i słońca. Szczyty, co chwilę się odsłaniają się i zasłaniają, by ostatecznie ustąpić miejsca błękitnemu niebu, które w zasadzie będzie nam towarzyszyło do końca wycieczki.
Wracamy tym samym szlakiem. Wstępnie zakładaliśmy zrobienie pętli przez Jamskie pleso, ale jakoś tak wyszło, że nie wyszło. Czynimy za to lekkie odejście ze szlaku, kierując się w stronę Krywańskiego Grzbietu, skąd roztaczają się niesamowite panoramy na tatry Zachodnie. Z tej perspektywy imponująco wygląda zwłaszcza Krywań, które zbocza stromo opadają w stronę Doliny Koprowej. Wydaje się stąd taki nieosiągalny, wyrastając z miejsca, w którym jesteśmy 500 metrów w górę, a  jeszcze jakieś 800 metrów opada w dół .
Zejście z Krywania zajmuje nieco mniej czasu niż wejście, ale na pewno jest mocno obciążające dla kolan.
Sama wycieczka na szczyt do trudnych pod względem technicznym nie należy. Wymaga nieco większej uwagi przed samym szczytem i przy deszczowej pogodzie. Na pewno potrzebna jest dobra kondycja, bo w górę trzeba podejść około 1,5 km w pionie, co może wydać się męczące. Trzeba na nią przeznaczyć praktycznie cały dzień, zwłaszcza, kiedy pogoda jest piękna i ktoś, tak jak my, uwielbia robić zdjęcia. Nam wyszło około 9 godzin.

































































2 komentarze:

  1. Miałem takie samo wrażenie, że pod koniec wejście na Krywań jest kilka wariantów wejściowych i każdy idzie jak mu wygodnie. Ale nie ma z tym jakichś większych problemów. Podobne wrażenie odnoszę na Koprowym Wiechu, gdzie też za każdym razem idę inaczej ;)

    OdpowiedzUsuń