poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Kuźnice - Hala Kondratowa - Giewont - Kuźnice - 17 sierpnia 2020

Giewont miał być podczas tego wyjazdu i był :) Co prawda waruuki pogodowe nieco się pogorszyły, więc w obliczu burz mających się pojawić już przed południem, na szczyt należało wystartować wcześnie rano. Wczesna pobudka, spojrzenie za okno - jest ok, czyli można ruszać. Chwilę później jednak zaczyna kropić. Gdyby nie fakt, że się tego dnia umowiliśmy na wspólną wycieczkę, pewnie byśmy zrezygnowali z wyjścia. Z okolic skoczni podchodzimy więc w rejon Ronda Kuźnickiego, by wspólnie podjąć decyzję co do dalszej drogi. Tam ustalamy, że skoro już wstaliśmy, to idziemy - może nie na Giewont, ale przynajmniej w okolice Hali Kondratowej. A co dalej - zobaczymy. Raczej wiemy, że na ładne widoki chyba dziś liczyć nie możemy. Ale z drugiej strony prognozy nie zawsze się sprawdzają i może dziś nas pozytywnie zaskoczą. Idziemy pieszo do Kuźnic, bo busy jeszcze nie jeżdżą, aczkolwiek panowie taksówkarze proponują podwózkę. Nie spieszy nam się jednak, wiec pokonujemy te mniej więcej 2 km na własnych nogach. W Kuźnicach, gdzie zazwyczaj tłumy niemiłosierne, dziś puściutko. 
Pierwszy etap drogi pokonujemy w lesie. Szlak pnie się w górę dość stromo, by po około 10 minutach dotrzeć do bram klasztoru Albertynek. Tu znajduje się kasa TPN oraz rozwidlenie szlaków. Tak naprawdę nie ma znaczenia, który się wybierze, gdyż za polaną Kalatówki w pobliżu Wywierzyska Bystrej i tak oba się połączą. Różnica czasowa wynosi natomiast chyba 10 minut. Wybierając ten, który skręca w prawo, dotrzemy na Polanę Kalatówki (1198 m n.p.m.). Tam znajduje się potężny hotel górski PTTK Kalatówki. Sama polana jest dość spora i gdyby nie parzące dziś słońce pewnie byśmy na niej chwilkę odpoczęli. Polana jest dość płaska, z każdej strony otoczona lasem, z widokami na rejon Kasprowego Wierchu, Nazwa polany pochodzi od jej pierwszych właścicieli Kalatów. Dziś polana jest częścią osiedla Kuźnice. Znajduje się na niej wspomniany już klasztor Albertynek. Do Kalatówek należy także klasztor Albertynów na Śpiącej Górze. Wybieramy szlak krótszy.
Wchodzimy teraz w las, gdzie ścieżka robi się węższa, ale też przyjemniejsza. Do Hali Kondratowej mamy około 40 minut drogi, która mija niezwykle szybko (chyba znacznie szybciej niż pokazują szlakowskazy). Na znajdującej się tu urokliwej polance połozone jest schronisko - niewielkie, ale bardzo klimatyczne. 
Hala Kondratowa to dawna hala pasterska w Dolinie Kondratowej, znajdująca się na wysokości mniej więcej 1333 m n.p.m. Po przejęciu hali przez TPN wypas owiec na niej został zabroniony ze względu na ochronę Tatr. Ujemnym skutkiem zaprzestania wypasu owiec jest zarastanie hali przez las i kosówkę, a to odbywa się ze szkodą dla wielu roślin górskich, takich jak na przykład: tojad mocny, omieg górski, miłosna górska, dzwonek wąskolistny.
Przysiadamy tu, by zjeść śniadanko. Nie mieliśmy na nie rano czasu. Widzimy też pierwsze przebłyski błekitnego nieba, co napawa nas optymizmem. Podejmujemy decyzję, że na Giewont dziś idziemy i to była bardzo dobra decyzja :)
W zasadzie po wystartowaniu ze schorniska szlak zaczyna od ranu piąć się w górę, by dość szybko osiągnąć Kondracką Przełęcz. Z prawej strony mamy Giewont, który co jakiś czas ukazuje znajdujący się na nim krzyż. Wydaje się tak blisko i na wyciągnięcie ręki i oczywiście z tej perspektywy w  niczym nie przypomina masywu widzianego z Zakopanego. Sylwetki rycerza z tego miejsca też się nie zobaczy.  Za plecami mamy Tatry Wysokie. Niestety ich szczytowe partie skryte się w dość grubej warstwie chmur. Chwilami odsłania się Kopa Kondracka. 
Podejście na Kondracką Przełęcz, choć wymaga pokonania 400 metrów przewyższenia nie sprawia w zasadzie żadnych trudności. Kondracka Przełęcz znajduje się na wysokości 1725 m n.p.m. i położona pomiędzy Kopą Kondracką (2005 m) i Giewontem (a dokładniej Kondracką Kopką, ok. 1770 m). Wschodnie stoki spod przełęczy opadają do Piekła w Dolinie Kondratowej, zachodnie do Wyżniego w Dolinie Małej Łąki. 
Na Przełęczy w zasadzie jest pusto. Krzyżuje się wiele szlaków: na Giewont, na Kondracką Kopę, na Halę Kondratową, do Doliny Małej Łąki. Większa część udaje się w stronę Giewontu, na który stąd już niedaleko. Za chwilę skierujemy się w tę stronę i my :) Szlakowskaz pokazuje, że na szczyt jest 45 minut. Na spokojnie można na niego wejść w pół godziny, a nawet szybciej. Warunekk jest tylko jeden - nie ma kolejek na łańcuchach. A dziś ich nie ma. Niepewna pogoda i wczesna godzina chyba odstraszyły wielu turystów. Kiedy jednak schodziliśmy, to mijaliśmy już dość spore grupy ludzi zmierzające na Giewont, więc godzinę czy dwie później pewnie małe kolejki zaczynały się tworzyć. 
Dochodzimy do Wyżniej Przełęczy Kondrackiej i zaczynamy podejście na Giewont. Szlak jest w dość kiepskim stanie, ale podejrzewam, że wynika to z jego popularności. 
Pod nogami pełno małych osuwających się kamyków, głazy wyślizgane. Trzeba uważać, by z nich nie spaść, bo o to nietrudno. Idziemy więc patrząc cały czas pod nogi. Dochodzimy do miejsca, gdzie pojawia się informacja, że szlak jest jednokierunkowy. Skręcamy w prawo i po chwili docieramy do pierwszych łańcuchów,  które po ubiegłorocznej tragedii na Giewoncie zostały wymienione. Przejście nimi zajmuje nam kilka minut. Nie ma w zasadzie ludzi, więc zatrzymujemy się na chwilę, by zrobić zdjęcia. Około godziny 8 pojawiamy się na szczycie. Wejście na niego niezbyt szybkim tempem zajęło nam 2 godziny i 10 minut. 
Giewont, kiedy się już na nim znajduje nie robi tak wielkiego wrażenia, jak wtedy, gdy się z niego patrzy z Zakopanego. Zresztą jego wysokość nie jest zachwycającą - zaledwie 1895 m n.p.m. Co prawda Walery Eljasz-Radzikowski w 1880 r. pisał o Giewoncie: „Z każdej prawie chaty Giewonta widać, toteż słusznie mu się należy tytuł króla zakopiańskiego”. Dla mnie to taka trochę komercyjna góra, na której każdy chce być. Nie ma się co dziwić, bo sama z ciekawości poszłam tu któregoś razu, później zapragnęło tu być moje dziecko. I teraz ponownie na Giewont wróciliśmy. Tak naprawdę pomimo tego, że w godzinach południowych i popołudniowych jest tu tłocznie, to widoki są rewelacyjne i tak naprawdę dopiero za drugim razem ten urok dostrzegłam. 
Poranny deszcz dał o sobie zapomnieć, bo ze szczytu roztaczają się przepiękne panoramy przeplatane chmurami. 
Szczyt znajduje się w północnej grani Kopy Kondrackiej. Złożony jest z trzech części: Wielkiego Giewontu (1894 m), Małego Giewontu (1728 m) i Długiego Giewontu (1867 m).
Od strony północnej Giewont jest stromy i trudno dostępny, zbocza południowe są łagodniejsze.
Po spędzonych na szczycie około 15 minutach schodzimy na dół. Ludzi nie ma wiele, łańcuchy są puste, więc odbywa się to w miarę szybko. Zwalniamy jedynie na śliskich skałach. Odpoczynek robimy dopiero pod schroniskiem na Hali Kondratowej. Widzimy, że robi się tu coraz tłocziej. Ludzie szykują się na Giewont, choć alert burzowy się odzywa. My na szczęście jesteśmy już w bezpiecznym miejscu. Nie chcey jedynie zmoknąć, bo niedzielna chwilowa ulewa zamoczyła nam buty, które będą schnąć przez kilka następnych dni. 
Wejście na Giewont dziś było ekspresowe. W sumie cała wycieczka łącznie z przerwami na szczycie i pod schroniskiem zajęła nam około 5 godzin.  Wystarczyło jeszcze czasu na moczenie nóg w lodowatym strumyku w Kuźnicach. Łącznie zronilismy około 20 km, licząc w tym przejście  do Kuźnic z okolic skoczni.
Wracając do wejścia na Giewont, start w Kuźnicach nie jest jedyną możliwą opcją. Można też wejść na niego idąc Doliną Małej Łąki lub Doliną Strążyską przez Przełęcz w Grzybowcu. Przyznam, że bardzo lubię wejście Doliną Małej Łąki, ale dziś z racji niepewnej pogody zdecydowaliśmy się na najszybszy szlak prowadzący na szczyt.


























1 komentarz: