czwartek, 30 kwietnia 2015

Szczeliniec Wielki - 25 kwietnia 2015 (Góry Stołowe)


Szczeliniec Wielki (919 m n.p.m.) to najwyższy szczyt w Górach Stołowych i chyba jest jedną z najciekawszych atrakcji tego regionu, przyciągając tłumy turystów. Nam udaje się ich uniknąć, bo odwiedzamy go pod koniec kwietnia, czyli jeszcze przed oficjalnym otwarciem trasy od 1 maja.
Co by nie zanudzać wiadomościami geologicznymi wspomnę o tym, co chyba już i tak każdy wie, że Góry Stołowe są zbudowane ze skał okruchowych powstałych z osadów zdeponowanych przed milionami lat na dnie płytkiego morza. W wyniku późniejszych procesów geologicznych osady te uległy scementowaniu i wypiętrzeniu. Nie doszło jednak tu do pofałdowania, przez co dziś zalegają prawie poziomo, tworząc formy typu Szczeliniec.
Góry Stołowe nie zawsze były tak tłumnie odwiedzanie. Niegdyś nie cieszyły się one powodzeniem ze względu na surowe warunki klimatyczno-glebowe. Nie pomagał nawet biegnący nieopodal szlak handlowy. Sytuację poprawił dopiero rozwój lecznictwa uzdrowiskowego w XIX wieku i w zasadzie od tego czasu można mówić o popularności tego miejsca.

Swoją wycieczkę na Szczeliniec zaczynamy z Karłowa, najwyżej położonej miejscowości w Górach Stołowych (750-760 m n.p.m.). Na szczyt prowadzi 665 kamiennych schodków. Aby do nich dotrzeć trzeba pokonać krótki fragment drogi , przy której znajdują się bazarki oraz Park Dinozaurów. Wejście na szczyt w zasadzie nie jest niczym wymagającym. Idzie się przyjemnie, zwłaszcza, że już od samego początku drogi można podziwiać olbrzymie formy skalne. Dojście do znajdującego się na szczycie schroniska zajmuje nam około 30 minut. Tu znajduje się pierwsza z kilku platform widokowych. Zatrzymujemy się na niej na dłużej, bo stąd roztacza się wspaniały widok na Pasterkę, którą odwiedzimy jutro. Następny przystanek to Tron Pradziada, na który wchodzi się po metalowych schodkach i z którego roztaczają się rozległe widoki na Ziemię Kłodzką.


Szczeliniec Wielki to właściwie płaski wierzchołek z ogromnym labiryntem skalnym. Nazwy nadane najciekawszym formom pochodzą od ich charakterystycznych kształtów: na przykład Wielbłąd, Słoń, Wiewiórka czy też Małpolud, który chyba najbardziej kojarzy się z Górami Stołowymi.
Największą atrakcją są jednak Piekiełko i Diabelska Kuchnia, czyli głębokie wąwozy i korytarze, w których zalega jeszcze śnieg. Czuć tu dość spory chłód, pomimo tego, że jest dziś ciepło. Do Piekiełka prowadzą metalowe schodki, na których trzeba uważać, bo są śliskie, mokre, a miejscami oblodzone.
Nie ma dziś tłumów, ale kilka osób w tenisówkach powoduje, że dość szybko tworzy się zator i trzeba czekać :) Przechodząc przez skalny labirynt trzeba wykazać się też zwinnością, bo czasem należy przecisnąć się na czworakach między skałkami. Ostatnim, równie ciekawym, zwłaszcza widokowo miejscem są tarasy widokowe, skąd pięknie widać Karłów.
Zejście ze Szczelińca  to pokonanie w zasadzie niewielkiego odcinka drogi, który doprowadza do początku szlaku na szczyt (szlak jest jednokierunkowy).
Po zejściu ze Szczelińca poświęcamy około godzinę czasu na podziwianie dinozaurów w tutejszym Dinoparku.
Wieczorem odwiedzamy jeszcze Park Zdrojowy w Kudowie.


 


 
 










środa, 29 kwietnia 2015

Ślęża - 11 kwietnia 2015


To chyba pierwsze w tym roku wejście na Ślężę. Nie wiem, czemu jeszcze w tym roku  jej nie odwiedziliśmy. Być może dlatego, że z każdym razem wejście na szczyt zajmowało nam coraz mniej czasu, więc juz takiej frajdy nie było z wejścia. Poza tym zamknięcie wieży widokowej na szczycie w ubiegłym roku spowodowało, że nie było za wiele widoków. Pamiętam ostatni "potajemne" (wtajemniczeni wiedzą , o co chodzi) wejście na wieżę niecały rok temu. Kiedy poszłam tam parę miesięcy później drabinki na najniższym poziomie już nie było.
Jedziemy na Przełęcz Tąpadła, skąd według znaków, idąc żółtym szlakiem, na szczycie powinniśmy być w 60 minut. Zajmuje nam to, oczywiście, mniej czasu. Nawet Michał nie narzeka na kondycję i pędzi pod górę. Na szczycie planujemy upiec pierwszą w tym roku kiełbaskę. Mamy nadzieję, że będzie się paliło ognicho i po drodze zbieramy mniejsze i większe gałęzie, by dołączyć się do rozpalonego ogniska. Tak, jak przeczuwamy na szczycie tłumy i kilka palących się ognisk, więc można śmiało wybierać, a w zasadzie szukać miejsca, żeby gdziekolwiek przycupnąć.

 
Na szczycie Ślęży 718 m n.p.m.) meldujemy się w jakieś 50 minut po starcie z przełęczy. Droga to przyjemny spacerek - w sam raz na wiosenną rozgrzewkę przed większymi górkami.
Po pieczeniu kiełbasek, robimy ogląd szczytu - nic się tu nie zmieniło od ostatniej naszej wizyty :), pamiątkowe zdjęcia na niedźwiadku, podbijamy książeczkę w schronisku. Kościółek jak zwykle jest zamknięty, choć według tabliczki in formacyjnej powinien być otwarty. No nic, mamy nadzieję, że kiedyś uda nam się wejść do środka, bo "któreśdziesiąte" wejście na szczyt  i kościół jest zamknięty.
Zejście ze Ślęży to kwestia nieco ponad pół godziny dość przyjemnego spacerku.