środa, 29 kwietnia 2015

Ślęża - 11 kwietnia 2015


To chyba pierwsze w tym roku wejście na Ślężę. Nie wiem, czemu jeszcze w tym roku  jej nie odwiedziliśmy. Być może dlatego, że z każdym razem wejście na szczyt zajmowało nam coraz mniej czasu, więc juz takiej frajdy nie było z wejścia. Poza tym zamknięcie wieży widokowej na szczycie w ubiegłym roku spowodowało, że nie było za wiele widoków. Pamiętam ostatni "potajemne" (wtajemniczeni wiedzą , o co chodzi) wejście na wieżę niecały rok temu. Kiedy poszłam tam parę miesięcy później drabinki na najniższym poziomie już nie było.
Jedziemy na Przełęcz Tąpadła, skąd według znaków, idąc żółtym szlakiem, na szczycie powinniśmy być w 60 minut. Zajmuje nam to, oczywiście, mniej czasu. Nawet Michał nie narzeka na kondycję i pędzi pod górę. Na szczycie planujemy upiec pierwszą w tym roku kiełbaskę. Mamy nadzieję, że będzie się paliło ognicho i po drodze zbieramy mniejsze i większe gałęzie, by dołączyć się do rozpalonego ogniska. Tak, jak przeczuwamy na szczycie tłumy i kilka palących się ognisk, więc można śmiało wybierać, a w zasadzie szukać miejsca, żeby gdziekolwiek przycupnąć.

 
Na szczycie Ślęży 718 m n.p.m.) meldujemy się w jakieś 50 minut po starcie z przełęczy. Droga to przyjemny spacerek - w sam raz na wiosenną rozgrzewkę przed większymi górkami.
Po pieczeniu kiełbasek, robimy ogląd szczytu - nic się tu nie zmieniło od ostatniej naszej wizyty :), pamiątkowe zdjęcia na niedźwiadku, podbijamy książeczkę w schronisku. Kościółek jak zwykle jest zamknięty, choć według tabliczki in formacyjnej powinien być otwarty. No nic, mamy nadzieję, że kiedyś uda nam się wejść do środka, bo "któreśdziesiąte" wejście na szczyt  i kościół jest zamknięty.
Zejście ze Ślęży to kwestia nieco ponad pół godziny dość przyjemnego spacerku.



 

 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz