piątek, 6 marca 2015

Borówkowa (Góry Złote) - 7 lutego 2015



Nie wiem czemu, ale jakoś tę górę sobie upodobaliśmy. Być może dlatego, że zawsze jak byliśmy w Lądku Zdrój ona była najbliżej i wystarczyło tylko podjechać w kierunku granicy polsko-czeskiej, by znaleźć się na Przełęczy Lądeckiej (605 m n.p.m.) Stąd bowiem najlepiej jest ruszyć na Borówkową.  Jest to niewielki szczyt, bo mający 900 m n.p.m., ale przy tym niezwykle urokliwy, bo z wieżą widokową na szczycie, z której panorama jest naprawdę super. A wracając do wysokości, 900 metrów jak na Góry Złote (Sudety Wschodnie) jest dość ładną wysokością. Na Borówkowej byłam latem, wiosną i teraz już drugi raz zimą. I to właśnie zimą robi ona największe wrażenie - zwłaszcza jeśli chodzi o widoki z wieży i Przełęczy Lądeckiej.
Dziś dojazd na Przełęcz jest dość niebezpieczny. Droga z Lądka prowadzi tu dość licznymi serpentynami, jest ślisko, a do tego napadało sporo świeżego śniegu. To przekłada się też na czas wejścia na szczyt. Zajmuje ono nam w sumie 2 razy tyle, co zwykle, bo brodzimy w głębokim śniegu i po nieprzetartym szlaku. Michał co prawda ma frajdę, bo tylko w górach ostatnio może zobaczyć śnieg. Nie przejmując się więc tym, że wyszliśmy dość późno, trzeba wejść na górę i jeszcze z niej zejść przed zmrokiem bawi się śniegiem, ile tylko się da.


 W normalnych warunkach wejście na szczyt zielonym szlakiem zajmuje około godziny (dziś około 1,5-2) Ale pomimo mrozu, idzie się dość przyjemnie, zwłaszcza, że świeci słoneczko. Towarzyszy nam przez całą wycieczkę, a kiedy wracamy na Przełęcz możemy obserwować jego zachód.
Idziemy więc niezwykle wolnym tempem na szczyt, najpierw przez rozległą panoramę z widokami na Lądek, Krowiarki i Masyw Śnieżnika. Następnie wchodzimy w las i tam mijamy kilka osób. Mniej więcej w połowie drogi na niewielkiej polance z punktem widokowym lepimy bałwana - chyba pierwszego podczas tej zimy.
Na szczyt wchodzimy już dość mocno zmarznięci, bo żółwie tempo nie pozwoliło się nam zgrzać. Rozgrzewamy się ciepłą herbatką z termosu, bo znajdujący się na szczycie bufet jest nieczynny (czytamy, że otwarty jest tylko od czerwca do września, a w październiku jedynie w weekendy). Następnie swoje kroki kierujemy na wieżę widokową. Z racji ładnej pogody i przejrzystego powietrza możemy podziwiać okolicę - bajeczne pejzaże Ziemi Kłodzkiej.
Wieża widokowa to 24,5 metrowa stalowa konstrukcja obudowana drewnem. Postawili ją tu w 2006 roku Czesi. Jest to już czwarta wieża znajdująca się na szczycie. 3 wcześniejsze uległy zniszczeniu w różnych okolicznościach. Wieża otwarta jest przez cały rok, nikt nie pobiera opłat za wstęp na górę, jak to czasem bywa w niektórych górach.


Borówkowa to szczyt nie tylko ciekawy turystycznie, ale też znaczący ze względów politycznych. W latach 80 XX wieku odbywały się tu spotkania opozycyjne, np w 1987 roku spotkali się tam działacze Solidarności Polsko-Czeskiej z obu stron granicy. Dziś o tych spotkaniach można poczytać, bowiem na szczycie znajdują się tablice z odpowiednimi informacjami.
Zejście ze szczytu zajmuje nam już mniej czasu, zwłaszcza, że wieczór zbliża się nieuchronnie. W niektórych miejscach nawet zbiegamy, by się rozgrzać i zdążyć przed zmrokiem. W zasadzie, kiedy dojeżdżamy do Lądka jest już ciemno.

 












 




czwartek, 5 marca 2015

Ścieżka pod Reglami - Dolina Strążyska - Siklawica - Ścieżka pod Reglami - 23 stycznia 2015


Po wczorajszych zerowych widokach na Kasprowym Wierchu dziś czeka na lodowa przeprawa przez Dolinę Strążyską. Zaczyna się ona już na Ścieżce pod Reglami, gdzie z racji braku śniegu i padającego marznącego deszczu na szlaku jest żywy lód.  Po pokonaniu fragmentu Ścieżki pod Reglami, prowadzącej od Doliny za Bramką docieramy do wejścia do Doliny Strążyskiej. Tu jak zawsze sporo ludzi, więc musimy odstać dłuższą chwilę w kolejce po bilet. Przewidujemy, że szlak pokonamy w nieco dłuższy czas niż latem, to z powodu Michała, który widząc kilka czy też kilkanaście centymetrów śniegu, tarza się w nim, próbuje robić kulki, a nawet bałwana. Co chwilę więc trzeba przystanąć i dać się dziecku pobawić. O ile początkowy odcinek szlaku jest w miarę bezpieczny, jeśli chodzi o lód, o tyle bliżej Polany Strążyskiej robi się coraz gorzej. Droga jest pokryta lodem, który utrudnia poruszanie się. Najgorsza sytuacja będzie w stronę Siklawicy. Tam ciężko będzie znaleźć kamyk nie pokryty lodem.
Na Polanie robimy pierwszy przystanek. Z racji odczuwanego chłodu od razu wstępujemy do Herbaciarni "Parzenica" i tam rozgrzewamy się  cieplutką herbatką. Będąc na Polanie wiele razy latem, nie sądziłam, że Herbaciarnia w środku jest tak przyjemnym i klimatycznym miejscem.
W środku jest cieplutko przez kilka minut, kiedy wchodzimy zmarznięci z zewnątrz. Zdejmujemy kurtki, które jednak po chwili znów zakładamy.


Na Polanie lepimy bałwana i ruszamy do Siklawicy. Tak, jak wspominałam szlak jest śliski. Trzeba więc uważać, bo o poślizgnięcie nietrudno. To powoduje, że nad samym wodospadem ludzi jak na lekarstwo. Mamy więc go niemal wyłącznie dla siebie. Michał zachwycony próbuje wydrapać wszystek lód wokół spadającej z góry strużki wody. Spędzamy tam pół godziny - dłużej niż latem, ale szybciej odejść się nie dało :) Tłumaczę synkowi, że wodospad leży u stóp Giewontu, którego znowu nie widać, bo pochłaniają nas mgła i chmury.
Zejście zarówno z samej Siklawicy, jak i powrót do Ścieżki pod Reglami zajmują nam więcej czasu niż wejście. trzeba bowiem ostrożnie stawiać każdy krok, żeby nie poślizgnąć się.
Przejście Doliną Strążyską to taki miły 2-3 godzinny zimowy spacerek, po którym starcza nam jeszcze czasu na sanki. Niestety, jazda nie jest wyborna, bo na górce leży około 5 cm śniegu. Zimą wygląda ona całkiem inaczej niż latem.Panuje tu spokój, nie ma tłumów, więc idąc można odpocząć i cieszyć się górami.














środa, 4 marca 2015

Kasprowy Wierch - 22 stycznia 2015


Miało być pięknie i mieliśmy się załapać na piękne widoki - tak przynajmniej pokazywały prognozy pogody, gdy kupowaliśmy bilety na kolejkę na Kasprowy Wierch, a tymczasem Tatry powitały nas ciepełkiem (około zera stopni) i ogromnymi mgłami oraz chmurami wiszącymi niemal nad naszymi głowami. Tak więc pokazanie Michałowi Tatr było zamiarem nieudanym, bo przez 4 dni pobytu dziecko nie ujrzało nawet zarysu Giewontu.
"Michałku, tam są Tatry i tam jest Giewont i Czerwone Wierchy, za tymi chmurami i tą mgłą właśnie" - tak próbowałam dziecku przedstawić Tatry, które znał ze zdjęć, ale które w tym momencie były dla niego jedynie abstrakcją.
Skoro bilety już mamy, to możemy wjeżdżać na Kasprowy. Pogoda chyba zniechęciła innych, bo nawet nie ma kolejki do kolejki :)
Na szczycie zawierucha ogromna, widoczność na kilkanaście metrów, ale za to Michał ma frajdę, bo widzi śnieg:) i ratraka, którego chyba przez godzinę odśnieżył, na ile tylko mógł. W planach mieliśmy spacer do Przełęczy Liliowe, ale dostanie się ze stacji kolejki do obserwatorium graniczy z cudem. Pokonanie tych kilkudziesięciu metrów to dopiero wyzwanie. Tak sobie teraz uświadamiam, że jak człowieka faktycznie spotka nagle taka śnieżyca gdzieś na szlaku i tak fatalna widoczność, to praktycznie jest uziemiony, bo widać tylko bieli zasypaną w kilka chwil drogę.
Nie mogąc iść dalej, bawimy się na śniegu, bo pewnie we Wrocławiu go nie uświadczymy, po czym zjeżdżamy do Zakopanego.


 




wtorek, 3 marca 2015

Butorowy Wierch i Gubałówka - 21 stycznia 2015


Nocą, a w zasadzie w ciemności na Butorowym, Gubałówce czy Szymoszkowej jeszcze nie byłam. Ale teraz nadarzyła się taka okazja. Plany były inne, bo po przyjeździe do Kościeliska mieliśmy wejść na szczyt pieszo. Niestety, moje poranne wycieczki po szpitalach i ostrych dyżurach oraz późniejsze postoje w korkach sprawiły, że na wspinaczkę na nóżkach było już najzwyczajniej za ciemno. Tak więc spacerkiem (około 2 km) udajemy się grzecznie na wyciąg na Polanę Szymaszkową, skąd wjeżdżamy na szczyt. Tam urządzamy sobie spacer w stronę Butorowego, a potem Gubałówki. Niestety, wszech otulająca mgła powoduje, że nie widać nawet zarysu Tatr. Za to ładnie prezentuje się rozświetlone Zakopane. Dla Michała atrakcją są oświetlone, przypominające osypane śniegiem konstrukcje na szczycie Gubałówki. Ponad godzinny spacer po górze na dziś wystarczy, zwłaszcza, że jeszcze czeka nas prawie półgodzinny powrót spod wyciągu do naszego pensjonatu.