środa, 4 marca 2015

Kasprowy Wierch - 22 stycznia 2015


Miało być pięknie i mieliśmy się załapać na piękne widoki - tak przynajmniej pokazywały prognozy pogody, gdy kupowaliśmy bilety na kolejkę na Kasprowy Wierch, a tymczasem Tatry powitały nas ciepełkiem (około zera stopni) i ogromnymi mgłami oraz chmurami wiszącymi niemal nad naszymi głowami. Tak więc pokazanie Michałowi Tatr było zamiarem nieudanym, bo przez 4 dni pobytu dziecko nie ujrzało nawet zarysu Giewontu.
"Michałku, tam są Tatry i tam jest Giewont i Czerwone Wierchy, za tymi chmurami i tą mgłą właśnie" - tak próbowałam dziecku przedstawić Tatry, które znał ze zdjęć, ale które w tym momencie były dla niego jedynie abstrakcją.
Skoro bilety już mamy, to możemy wjeżdżać na Kasprowy. Pogoda chyba zniechęciła innych, bo nawet nie ma kolejki do kolejki :)
Na szczycie zawierucha ogromna, widoczność na kilkanaście metrów, ale za to Michał ma frajdę, bo widzi śnieg:) i ratraka, którego chyba przez godzinę odśnieżył, na ile tylko mógł. W planach mieliśmy spacer do Przełęczy Liliowe, ale dostanie się ze stacji kolejki do obserwatorium graniczy z cudem. Pokonanie tych kilkudziesięciu metrów to dopiero wyzwanie. Tak sobie teraz uświadamiam, że jak człowieka faktycznie spotka nagle taka śnieżyca gdzieś na szlaku i tak fatalna widoczność, to praktycznie jest uziemiony, bo widać tylko bieli zasypaną w kilka chwil drogę.
Nie mogąc iść dalej, bawimy się na śniegu, bo pewnie we Wrocławiu go nie uświadczymy, po czym zjeżdżamy do Zakopanego.


 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz