Na Polanie robimy pierwszy przystanek. Z racji odczuwanego chłodu od razu wstępujemy do Herbaciarni "Parzenica" i tam rozgrzewamy się cieplutką herbatką. Będąc na Polanie wiele razy latem, nie sądziłam, że Herbaciarnia w środku jest tak przyjemnym i klimatycznym miejscem.
W środku jest cieplutko przez kilka minut, kiedy wchodzimy zmarznięci z zewnątrz. Zdejmujemy kurtki, które jednak po chwili znów zakładamy.
Na Polanie lepimy bałwana i ruszamy do Siklawicy. Tak, jak wspominałam szlak jest śliski. Trzeba więc uważać, bo o poślizgnięcie nietrudno. To powoduje, że nad samym wodospadem ludzi jak na lekarstwo. Mamy więc go niemal wyłącznie dla siebie. Michał zachwycony próbuje wydrapać wszystek lód wokół spadającej z góry strużki wody. Spędzamy tam pół godziny - dłużej niż latem, ale szybciej odejść się nie dało :) Tłumaczę synkowi, że wodospad leży u stóp Giewontu, którego znowu nie widać, bo pochłaniają nas mgła i chmury.
Zejście zarówno z samej Siklawicy, jak i powrót do Ścieżki pod Reglami zajmują nam więcej czasu niż wejście. trzeba bowiem ostrożnie stawiać każdy krok, żeby nie poślizgnąć się.
Przejście Doliną Strążyską to taki miły 2-3 godzinny zimowy spacerek, po którym starcza nam jeszcze czasu na sanki. Niestety, jazda nie jest wyborna, bo na górce leży około 5 cm śniegu. Zimą wygląda ona całkiem inaczej niż latem.Panuje tu spokój, nie ma tłumów, więc idąc można odpocząć i cieszyć się górami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz