sobota, 15 lutego 2020

Siwa Polana - Schronisko na Polanie Chochołowskiej - Grześ - Rakoń - Siwa Polana - 15 lutego 2020


To był mega dzień z mega warunkami. Trafiliśmy z pogodą idealnie, choć nic tego nie zapowiadało. A wiatr, który dzień wcześniej i dzień później mocno doskwierał dziś był ledwo odczuwalny. W sumie wypad w Tatry choćby na jeden dzień chodził nam po głowie, ale raczej na ich słowacką stronę. Myśleliśmy o Chacie pod Soliskom i pizzerii Bivak. rewelacyjne prognozy na sobotę spowodowały, że zrezygnowaliśmy z Mogielicy i zdecydowaliśmy się ruszyć w Tatry Zachodnie. Z Ochotnicy trzeba był kawałek podjechać, dlatego też około godziny 5 ruszyliśmy w drogę, by około 6.30 być na parkingu. Samochód zostawiamy na jednym z wielu parkingów zlokalizowanych na Siwej Polanie (najbliżej wejścia na szlak). Koszt to 10 zł za cały dzień. Na parkingu jest jeszcze względnie pusto, ale widać, że powoli się zapełnia, a turystów przybywa z każdą chwilą. Dzień się budzi, ale niestety, jak na razie brak słońca, które miało świecić tu od samego rana. Czyżby pogoda się dziś nie sprawdziła? Chmury wiszą dość nisko, wiatru brak, więc teoretycznie marne szanse na ich przewianie. Ale jak to bywa w góach, pogoda jest zmienna. I z taką też nadzieją ruszamy w drogę. Wiemy, że dziś przed nami sporo kilometrów, dlatego pierwszy odcinek, czyli spacer Doliną Chochołowską staramy się pokonać maksymalnie szybko. Zajęło nam to około 1 godzinę i 40 minut,a  w tym czasie pokonalismy około 8 km.

Zanim wejdziemy do doliny mijamy punkt kas i kupujemy bilety wstępu i ruszamy dalej. Mijamy wiele bacówek sprzedających bunc i oscypki.Na razie jednak wszystkie z nich są zamknięte. Na środkowej części Siwej Polany mamy żelazny krzyż wmurowany w pomnik. Upamiętnia on lądowanie w tym miejscu papieskiego helikoptera w 1983 roku.
Z Siwej Polany na Polaną Chochołowską zimą można dostać się w zasadzie tylko pieszo. Latem natomiast jest kilka opcji.Najpopularniejsza jest chyba piesza wędrówka, która zajmuje około 2 godzin. Wielu korzysta także z wypożyczalni rowerów i dostaje się nimi albo na Polaną Huciską albo jedzie jeszcze dalej (Leśniczówka Chochołowska), gdzie znajduje się kolejny punkt zwrotu dwóch kółek. Alternatywą staje się też kolejka "Rakoń" kursująca na polanę Huciską. Sami raz z niej korzystaliśmy i przyancm, że jedt to dobra opcja na zaoszczędzenie czasu i sił podczas podejścia czy też zejścia tę wyjątkowo długą doliną, któa w wielu przypadkach jest bazą wypadową na wyższe szczyty.

My dziś możemy iść tylko pieszo. Wędrujemy początkowo wzdłuż  potoku Siwa Woda, który potem przechodzi w Chochołowski Potok. Ten ma długość ponad 8 km i w wielu miejscach płynąca w nim woda tworzy klimatyczną mgiełkę, będącą najprawdopodobniej przyczyną różnic temperatury. Na polanie Huciska mijamy tablicę informującą o stopniu zagrożenia lawinowego (mamy "dwójkę") i punkt sprawdzania detektorów lawinowych. Idąc dalej mijamy wiele bardzo atrakcyjnych tworów górskich, np.wrota i bramy skalne. Pierwszym z nich jest Niżnia Brama Chochołowska, znajdująca się między Polaną Huciską a Polaną pod Jaworki. Następnie mijamy Wyżnią Bramę Chchołowską, kiedy to dolina po raz drugi wcina się w skalny wąwóz.
Po jakiejśc póltorej godzinie wędrówki docieramy  na Polanę Chochołowską. Położona jest ona na średniej wysokości 1100 m n.p.m. To największa polana w polskich Tatrach. Tu znajduje się bardzo dużo pasterskich szałasów, prowadzony jest kulturowy wypas owiec. Atrakcję stanowią jednak krokusy, które bujnie kwitną tu na wiosnę.
Na razie z polany widzimy tylko nisko położone chmury. Przy ładnej pogodzie jednak przed oczami  roztaczają się piękne widoki na Tatry Zachodnie: Grzesia, Jarząbczy Wierch, Kominiarski Wierch, Czerwone Wierchy, Wołowiec. Z polany do schorniska mamy jakieś 5 minut marszu. 

Schornisko na Polanie Chochołowskiej o tej porzez też nie jest jeszcze zapełnione. ale na powrocie będzie tu już bardzo tłumnie. SPędzamy tu jakieś 20 minut. Należy się chwila wytchnienia po dość szybkim maszu, a następnie ruszamy w stronę Grzesia. Po wyjściu z budynku wita nas słoneczko. Pogoda zmieniła się o 360 stopni. Czyli jednak prognozy nie kłamały :)
Na Grzesia ze schroniska prowadzi żółty szlak. Podejście nie jest długie, wymaga pokonania ponad 400 metrów przewyższenia. W sumie stromiznę szlaku odczuliśmy dopiero podczas zejścia, kiedy roztopiony w ciągu dnia śnieg zaczął przymarzać i zrobiło się ślisko.
Na razie jednak dośc szybko podchodzimy po górę, pozbywając się kolejnych warstw ubrania. Chcemy jak najszybciej być tam na górze, gdzie piekne widoki. Zimą szlak na Grzesia  pokonuje się zdecydowanie szybciej (pod warunkiem, że jest przetarty, a śnieg jest ubity). Nie trzeba się zmagać z kamieniami, korzenuiami i innymi teego typu niedogodnościami.
Szlak początkowo wiedzie przez świerkowy las górnoreglowy, wzdłuż Bobrowieckiego Potoku, dnem Bobrowieckiego Żlebu. Po lewej stronie drogi mijamy umiejscowione na Bobrowieckim Potoku, ogrodzone, ujęcie wody dla Schroniska. Po około 30 minutach dochodzimy do skrzyżowania w lesie. Na północnym zachodzie, pomiędzy drzewami prześwituje polana pod Bobrowiecką Przełęczą. Dojście do niej (niebieskim szlakiem) zajmuje tylko 5 minut, więc warto na chwilę zboczyć z drogi. My jednak idziemy nadal lasem.Po lewej stronie, w miejscach gdzie drzewa zostały wyłamane przez wiatr, możemy podziwiać widok na Tatry Zachodnie. Po tej samej stronie drogi mijamy też drewnianą kapliczkę osadzoną na ściętym pniu drzewa.

Droga coraz stromiej, zakosami wznosi się ku górze, północno – zalesionym wschodnim zboczem Grzesia, aż do Przełączki pod Grzesiem (1508 m n.p.m.). Przełęcz pod Grzesiem leży na wysokości 1508 m n.p.m. Po jej osiągnięciu szlak wchodzi na grzbiet graniczny i zakręca ostro w lewo.  Drzew jest coraz mniej. Latem ten odcienk jest dość męczący, zwłaszcza, że trzeba pokonywać kamienistą ścieżkę między kosodrzewiną. Teraz jest super, bo śniego pokrył kamienie i kosodrzewinę. Idziemy grzbietem około 400 metrów i dochodzimy do kolejnej przełęczy. Szlak skręca w prawo i po ok. 100 metrach wyprowadza na szczyt Grzesia.
Grześ to dwuwierzchołkowy szczyt o wysokości 1653 m n.p.m. Ze szczytowych halizn Grzesia rozciąga się rozległy widok na szczyty Tatr Zachodnich, szczególnie efektowny jesienią, gdy zbocza i szczyty wybarwiają się rudziejącym sitem skuciną, czerwieniejącymi kępami borówek i żółtymi bliźniczki psiej trawki. Na stokach Trzydniowiańskiego Wierchu widać wystające z murawy tzw. Gęsi – białe skały kwarcytowe. Pomiędzy dwoma słabo wyodrębnionymi wierzchołkami Grzesia znajduje się niewielki okresowy stawek. W południowym kierunku widoczne są Rohacze swoim wyglądem przypominające szczyty Tatr Wysokich.

Nazwa szczytu pochodzi od góralskiego słowa „grześ” oznaczającego grzędę lub grzbiet. Na szczycie od 1992 roku stoi drewniany krzyż upamiętniający konspiracyjne spotkania działaczy polskich i słowackich odbywające się w latach osiemdziesiątych XX wieku.Na Grzesiu znajduje się skrzyżowanie szlaków turystycznych. Szlakiem żółtym można wrócić do Doliny Chochołowskiej, szlakiem niebieskim można pójść na Rakoń, a dalej na Wołowiec i Jarząbczy Wierch. Wybierająć szlak zielony zejdzie się na stronę słowacką, do Zadniej Doliny Łatanej lub na Przełęcz nad Kotłowym Żlebem.
Z Grzesia kierujemy się w stronę Rakonia (1879 m n.p.m.). To mniej więcej godzinny spacer granią. Szlak na tym odcinku jest przetarty, ale śnieg jest dość miękki i często wpadamy w niego po kostki. czątkowo troszkę schodzimy (cały czas kosodrzewina wokół nas; już nie żółtym, a niebieskim szlakiem), ale potem rozpoczynamy podejście na kolejny wierzchołek, dalej lekko schodzimy i zmierzamy prosto na Rakoń. Rakoń słabo wyróżnia się z otoczenia – wystarczy powiedzieć, że ponad oddzielającą go od Wołowca przełęcz Zawracie wznosi się zaledwie na 16 m.

 Przez szczyt przebiega granica pomiędzy Polską a Słowacją. Ze względu na dobre połączenie z Doliną Rohacką, okolica często odwiedzana jest także przez naszych południowych sąsiadów. Widok ze szczytu jest niezwykle ciekawy, szczególnie jeśli się spojrzy na stronę słowacką i znajdujące się tam Rohacze.
Na Rakoniu czynimy dłuższy odpoczynek, podziwiając widoki. Kusi wejście na Wołowiec, od którego dzieli nas według znaków 40 minut drogi. Wiemy, że da się ta wejść w pół godziny. Niestety, analiza czasowa pokazuje, że raczej nie uda nam się zdążyć zejść z Grzesia przez zmrokiem. Z lekkim żalem podejmujemy decyzję o powrocie. Co prawda latem na Wołowcu byliśmy kilka razy, ale zimą jeszcze nigdy. Zejście z Rakonia i Grzesia odbywa się raczej szybko. Szlaki stały się jakby bardziej puste, a słońce znajdujące się coraz niżej nadaje teraz górom nieco innych barw.  Na Grzesiu zatrzymujemy się ponownie, by podziwiać ośnieżone szczyty Tatr z jednej strony, a z drugiej Beskidy.
Teraz naszym punktem, do którego zmierzamy jest oczywiście schronisko na Polanie Chochołowskiej. Schodząc odczuwamy stromizne szlaku. Raki przydają się do samego końca dzisiejszej wycieczki. Szlak ze schroniska na Siwą Polanę o tej porze to lodowisko.
Na parkingu pojawiamy się około godziny 18.30 po przejściu 29,5 kmlometra. Czas spędzony na wędrowaniu, odpoczywaniu i dwukrotnym pobycie w schronisku to 12 godzin.



















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz