sobota, 11 stycznia 2020

Karłów - Szczeliniec Wielki - 11 stycznia 2020


Parkujemy w Karłowie i ruszamy na Szczeliniec Wielki (919 m n.p.m.). Jest to najwyższy szczyt w Górach Stołowych i chyba jedna z najciekawszych atrakcji tego regionu, przyciągającą tłumy turystów. Nam udaje się ich uniknąć, bo odwiedzamy go w piątek po południu. Teraz już wiem, że to dobry dzień na wyjazd we wszelkie skalne labirynty. Weekendowe wycieczki w tego typu miejsca nie są raczej wskazane, bo przyprawiają o wiele nerwów, związanych z czekaniem w kolejce, by się przecisnąć przez wąskie korytarze czy labirynty.
Wracając jednak do Gór Stołowych co by nie zanudzać wiadomościami geologicznymi wspomnę o tym, co chyba już i tak każdy wie, że Góry Stołowe są zbudowane ze skał okruchowych powstałych z osadów zdeponowanych przed milionami lat na dnie płytkiego morza. W wyniku późniejszych procesów geologicznych osady te uległy scementowaniu i wypiętrzeniu. Nie doszło jednak tu do pofałdowania, przez co dziś zalegają prawie poziomo, tworząc formy typu Szczeliniec.
Góry Stołowe nie zawsze były tak tłumnie odwiedzanie. Niegdyś nie cieszyły się one powodzeniem ze względu na surowe warunki klimatyczno-glebowe. Nie pomagał nawet biegnący nieopodal szlak handlowy. Sytuację poprawił dopiero rozwój lecznictwa uzdrowiskowego w XIX wieku i w zasadzie od tego czasu można mówić o popularności tego miejsca.

Swoją wycieczkę na Szczeliniec zaczynamy z Karłowa, najwyżej położonej miejscowości w Górach Stołowych (750-760 m n.p.m.). Na szczyt prowadzi 665 kamiennych schodków. Aby do nich dotrzeć trzeba pokonać krótki fragment drogi, przy której znajdują się bazarki oraz Park Dinozaurów. Wejście na szczyt w zasadzie nie jest niczym wymagającym. Idzie się przyjemnie, zwłaszcza, że już od samego początku drogi można podziwiać olbrzymie formy skalne. Dojście do znajdującego się na szczycie schroniska zajmuje nam około 40 minut. Tu znajduje się pierwsza z kilku platform widokowych. Niestety, dziś widoków z tego miejsca brak. Ale spędzimy dziś w schronisku noc, więc liczę na to, że juto powita nas przepiękny wschód słoneczka.


Tuż za schroniskiem znajduje się wejście do skalnego labiryntu, który jest pełen ciekawych miejsc i skał przypominających postacie lub zwierzęta. Jest po sezonie, więc labirynty są zamknięte, to znaczy nieczynna jest kasa, która pobiera opłaty za wstęp. Jest natomiast informacja, że wejście do labiryntów odbywa się na własną odpowiedzialność. Tak więc na własną odpowiedzialność wchodzimy. Wiemy, że będzie ślisko, a nawet bardzo ślisko, ale mamy raki, więc spokojnie damy radę. Plusem zamknięcia labiryntów jest to, że są one praktycznie puste. Nie trzeba więc czekać w kolejce czy się przeciskać między tłumami obecnymi tu w sezonie.


Wchodzimy do labiryntu. Wielbłąd, Mamut, Tron Pradziada (na który wdrapujemy się na sam szczyt - on jest właśnie najwyższym punktem Szczelińca) czy Ucho Igielne to dopiero początek podróży po skalnym labiryncie. Za chwilę bowiem rozpoczynają się nie lada atrakcje. Mniej więcej w połowie wędrówki wchodzimy do Diabelskiej Kuchni, a stamtąd droga prowadzi już tylko do... Piekła, do którego schodzi się ostro w dół. Jest to głęboka na 20 metrów szczelina, gdzie czasem nawet jeszcze w lipcu można spotkać śnieg. Można by powiedzieć, że panuje tu piekielne gorąco, ale wprost przeciwnie od skał zionie zimno. Nic dziwnego, bo leży tu sporo śniegu. Zewsząd otaczają nas wysokie skały o różnych kształtach. Na szczęście udaje nam się pokonać piekielne czeluści i na chwilę dostać się do Czyśćca. Potem czeka na nas tylko Niebo :)
Idziemy dalej, trafiając na przeróżne skalne twory, jak na przykład Kwokę, Sowę czy Koński Łeb. Zanim dostaniemy się na Tarasy Widokowe Południowo-Wschodnie musimy przejść przez Tunel, który trzeba pokonywać na czworakach, ocierając się o skały (ale tu wąsko i nisko!). Co prawda nie są to pierwsze tego dnia szczeliny i wąskie miejsca, bowiem było już ich sporo i kilka razy trzeba było się przeciskać między skałami. Zatrzymujemy się na chwilę na tarasach widokowych i zerkamy na nieco zamgloną okolicę. Niestety, widok dziś nie zachwyca, choć z chmur wyłania się zarys gór.  Z racji, że labirynt jest pusty wracamy nim do schroniska. Wiem, że jest on jednokierunkowy, ale dziś nie ma tu w zasadzie nikogo, komu moglibyśmy przeszkadzać naszym spacerem „pod prąd.  Nie opłaca nam się schodzić do Karłowa, bo śpimy w schronisku. Gdyby jeszcze była lepsza pogoda, to pewnie byśmy zeszli na dół i ponownie podeszli do schroniska. Tymczasem wracamy ponownie labiryntami, kierując się w stronę schorniska na Szczelińcu. Na piękny zachód słońca z widokiem na Karkonosze niestety nie możemy liczyć, ale na miłą atmosferę w schornisku na pewno :)
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz