sobota, 30 marca 2019

Harrachov - Certova hora - Janovy skaly - Studenov - Dvoracky - Labska bouda - Śnieżne Kotły - Schronisko pod Łabskim Szczytem - Szklarska Poręba - marzec 2019

Punkt widokowy na skoczni narciarskiej

Po ostatniej wyprawie w Karkonosze i wylewaniu wody z butów z powodu topniejącego śniegu stwierdziłam, że wrócę w nie dopiero jak śnieg zniknie ze szlaków. Ale jakoś nie potrafiłam dotrzymać swojego postanowienia. Tym bardziej, że na fejsbukowej grupie znalazłam super pomysł na zrobienie ciekawej trasy, która w połowie była mi nieznana. Czemu więc nie przejść jej zimą, nawet jeśli zmoczyłoby się ponownie buty i wylewało z nich wodę. 
Trasa długa, nieco wymagająca, czyli w sam raz na dziś. Zakłada ona przejście z Harrachova przez Certovą horę, następnie Studenov, Certovą plan do Rucicek, a stamtąd przez Dvoracky, Labską boudę i Śnieżne Kotły powrót do Szklarskiej Poręby. Kolejnym etapem tej wycieczki miał być podróż pociągiem po samochód zostawiony w Harrachovie. Łącznie wyszło około 35 kilometrów w jakieś 9,5 godziny, najpierw leniwie, a potem bardzo szybkim tempem z powodu wizji spóźnienia się na ostatni pociąg tego dnia do Harrachova. Ale jak się później okazało jeszcze został czas na pizzę w Szklarskiej Porębie.
Widoki z z Certovej hory na Karkonosze
Parkujemy samochód w Harrachovie pod dolną stacją wyciągu na Certovą horę. Pomimo wczesnej godziny rannej ciężko jest znaleźć wolne miejsce. Tłumy narciarzy z każdej strony i chyba my jedyni idący pieszo na szczyt. Kierujemy się na zielony szlak, który w początkowym odcinku pokrywa się ze stokiem narciarskim i ten jego fragment trzeba uznać zimą za niebezpieczny. Trzeba przejść pod wiaduktem, zza którego wyjeżdżają jadący wprost na nas rozpędzeni narciarze. Potem oczywiście jest już spokojnie, gdyż po chwili szlak opuszcza stok narciarski i udaje się na spokojną dość szeroką drogę, nazwaną Televizni cesta. Przechodzi ona obok słynnych w Harrachovie skoczni. Jest to tak zwany Čerťák, czyli kompleks skoczni narciarskich, składający się z 5 obiektów, znajdujący się na zboczach Čertovej hory. Na kompleks składają się: skocznia mamucia o punkcie konstrukcyjnym umiejscowionym na 185. metrze, duża normalna oraz dwie średnie Kompleks podzielony jest na dwie części: dwa największe obiekty leżą obok siebie, pozostałe znajdują się po drugiej stronie wzgórza. Podejście pod Certovą horę w zasadzie cały czas odbywa się wzdłuż skoczni i stoku narciarskiego. Szlak prowadzi tak, że przez skocznię można przejść, wejść na jej tarasy,  z których roztaczają się piękne widoki, zwłaszcza na Góry Izerskie i położony poniżej Harrachov. Jestem tu pierwszy raz, bo do tej pory zawsze jakoś Harrachov wydawał mi się mało ciekawy, a na Certovą horę było nie po drodze, ale stwierdzam, że jest pięknie. Wejście na szczyt zajmuje nam około godziny czasu (nawet nie wiem, ile wskazywały szlakowskazy).
Rucicky
 Do pokonania jest około 350 metrów w górę. Przed samym szczytem ponownie dołączamy do stoku narciarskiego. Roztaczają się piękne widoki, które przez chwilę zasłonił las. Teraz już tylko kilka minut i jesteśmy na Certovej horze.
Certova hora w polskim tłumaczeniu to Diabelska Góra. Położona jest w zachodniej części Karkonoszy i ma 1020 metrów wysokości. Na szczycie znajduje się mały bufet, ale nie wiem, czy czynny całorocznie, czy tylko sezonowo. Dziś przy nim tłumy narciarzy. Siadamy na dłuższą chwilę na słoneczku. Następnie idziemy na położony nieco niżej, jakieś 200 metrów od szczytu, punkt widokowy. Jest to mała drewniana platforma, z której widać w zasadzie to samo, co z położonej niżej skoczni narciarskiej. Dodatkowo pojawia się tablica z opisem widzianych szczytów, głównie w Górach Izerskich. Warto odejść kawałek od szczytu, bo widoczek jest ładny. Poza tym platforma znajduje się przy ścieżce okrążającej delikatnie szczyt i ponownie na niego wraca, odsłaniając tym razem widoki na część Karkonoszy.  Certova hora jako szczyt jest dość rozległa, częściowo zalesiona, niekoniecznie przypominająca karkonoskie szczyty.  Na pewno warto na nią wejść, będąc w okolicy.
Z Certovej hory kierujemy się w stronę Studenova, pokonując w dół trochę poziomic. Wytracanie wysokości nie cieszy nas, ponieważ ponownie trzeba będzie podchodzić pod górę. 
Ze Śnieżką w tle
Idziemy szlakiem niebieskim. Po pokonaniu niewielkiego odcinka mijamy tabliczkę informującą, że w niedalekiej odległości znajduje się Janova Skala. Wcześniej widzieliśmy ten punkt na mapie, ale stwierdziliśmy, że chyba z niego zrezygnujemy, bo raczej widoków tu nie będzie. Kiedy jednak podeszliśmy do rozdroża, stwierdziliśmy, że skoro tu już jesteśmy, to ten kawałek podejdziemy, bo nie wiadomo, kiedy znów tu wrócimy. Do miejsca nie prowadzi żaden szlak, tylko ścieżka. Janova skala (1002 m n.p.m.) to góra w Karkonoszach na południowo-wschodnim grzbiecie Diabelskiej Góry. Na szczycie znajduje się potężna skała nazwana na cześć hrabiego Johanna von Harracha . Zalesiony świerkiem las ogranicza niegdyś piękne widoki. Wdrapujemy się na ośnieżoną skałę, z której niestety nic nie widać. Widoki dziś jeszcze będą i to w dużej ilości. Teraz trzeba pomyśleć, jak ze skały zejść, bo to nie takie łatwe (śliski i miękki śnieg, w którym człowiek zapada się po sam pas).  Po zejściu z Janovej skaly kierujemy się w stronę Studenova.  Jest to kompleks narciarski, który leży na wysokości 550 – 933 m n.p.m. My jednak nie schodzimy do położonych poniżej centrów narciarskich, tylko przecinamy w kilku miejscach stoki narciarskie i przechodzimy pod wyciągami ze Studenova ruszającymi. Mijamy najpierw rozdroże Studenov, na którym znajduje się Chata Studenov – zamknięta i nie wiem, czy czynna. Obok jest inna niewielka chatka – tu przed wejściem są ludzie, więc pewnie czynna. 
Labska bouda 
Z rozdroża nadal niebieskim szlakiem kierujemy się w stronę Rucicek. To najnudniejszy odcinek całej wycieczki. Kilka kilometrów lasem bez jakichkolwiek widoków. Najpierw płaską szeroką drogą, potem również szeroką drogą, ale już pod górkę, by wejść na Certovą plan (974 m n.p.m.). Szczyt mijamy w zasadzie nie zauważając go. Nie ma na nic żadnego oznaczenia, a sama kulminacja nie jest jakoś szczególnie zaznaczona. Stąd już na szczęście niedaleko do Rucicek. Przyznam, że ten leśny długi odcinek drogi trochę mnie znudził. Na szczęście od teraz w zasadzie cały czas będą towarzyszyły nam rozległe karkonoskie panoramy. Rucicky to ważne rozdroże turystyczne skąd drogi prowadzą np. do Voseckiej boudy, na Rýžoviště i do Harrachova, na Studenov, na Dvoračky i dalej do Pramene Labe. Tu znajduje się kiosk z szybką obsługą, i to nie tylko zimą, ale również w miesiącach letnich. Jest to doskonałe miejsce do odpoczynku, zwłaszcza, że znajdują się ławeczki i wiatka. Uroku dodają drewniane rzeźby zwierzątek. Latem to atrakcja dla dzieci, zimą niestety znajdują się pod grubą warstwą śniegu. Dziś nasze zaciekawienie budzi zawieszony na tyczce domofon J Na Rucickach zatrzymujemy się na dłuższą chwilę i siedząc w słoneczku pijemy herbatę. Czas dziś jednak jest cenny i dość mocno wyliczony (pociąg nie będzie czekał), więc raczej nie możemy sobie pozwolić na dłuższe lenistwo. 
Punkt widokowy na Lysej horze
Ruszamy dalej. Teraz kolejnym punktem będą Dvoracky. Droga do nich niby niedaleka (2,5-3 km zielonym szlakiem), ale będzie dość męcząca z racji tego, że kilka razy trzeba będzie przeciąć stok narciarski, a na nim będzie mokry i osuwający się śnieg, po którym będzie się szło bardzo niewygodnie. Z prawej strony zamglone widoki na czeskie góry i położone poniżej Rokytnice towarzyszą nam niemal całą drogę. Z lewej strony mamy Lysą horę, na którą rozważamy wejście. Lysá hora (1344 m n.p.m.) to góra w zachodnich Karkonoszach, w Czeskim Grzbiecie, pomiędzy wzniesieniami Plešivec na zachodzie i Kotel na wschodzie. Na szczyt nie prowadzi żaden szlak, ale zimą kursują wyciągi. My chcieliśmy podejść na niego stokiem. Stan śniegu zniechęca nas jednak do tego. Poza tym jest dość spore przewyższenie do pokonania, a widoków dziś jeszcze i tak będzie sporo. Rezygnując więc z wejścia na Lysą horę idziemy dalej w kierunku Dvoracek.
Dvoračky to schronisko w zachodniej części czeskich Karkonoszy na wysokości 1140 m n.p.m. na południowym stoku Lysej Hory. Obok schroniska przechodzi jedna z najstarszych dróg karkonoskich, zwana Czeską, znana już w X w. Obok też znajduje się hotel Stumpovka. 
Z Dvoracek w stronę Kotela
Dotychczas Dvoracky kojarzyły nam się z cichym i spokojnym miejsce. Pamiętam, jak byliśmy tu we wrześniu tamtego roku. Zastaliśmy puste schronisko i spędziliśmy miło czas na huśtawkach znajdujących się przed schroniskiem. W pamięci został mi sielski obrazek tego miejsca. I do takiego dziś też chciałam zawitać. Niestety, dziś jest inaczej. Odbywa się tu jakaś impreza, jest tłumnie i głośno. Ciężko jest się przecisnąć między tłumami, a górską ciszę zakłóca występująca kapela. Nie ma jednak co rozpaczać.
Za chwilę będzie cicho i spokojnie. Ale też stromo pod górę, momentami zimno i wietrznie. Z Dvoracek kierujemy się czerwonym szlakiem w stronę rozdroża położonego niedaleko Harrachovy kameny, na których niedawno byliśmy. Czeka nas jakieś 300 metrów podejścia. Jest to podejście niezwykle piękne, pomijając fakt, że idzie się niewygodnie, bo śnieg się osuwa pod nogami, a my idziemy zboczem stoku. Szlak jest bardzo widokowy. Urzekł nas latem, ale zimą jest jeszcze piękniej, bo widoki są rozleglejsze. Jesteśmy poza tym 1-2 metry wyżej, bo tyle jeszcze śniegu tu leży. Nie wiem, czy już wspominałam, ale zimę w górach uwielbiamy ta samo jak lato. Zimą góry kochamy za piękne widoki, przejrzyste powietrze, kontrast między bielą śniegu a błękitem nieba, możliwość zjazdów z góry na jabłuszkach i to, że temperatura jest taka, że zazwyczaj nie marzniemy ani też nie narzekamy na upał. Trzeba nosić raki, termos z herbatą i dodatkowe ubrania na wypadek zmiany pogody czy przemoczenia Michała w śniegu podczas szaleństw. Ale to chyba lepsze niż około 4 litry wody, która znika bardzo szybko. A latem? Latem uwielbiamy siedzieć na kamieniach i podziwiać widoki, szukać cienia i strumyka w upalny dzień, włóczyć się do zmroku.
Paralotnie na Łysą horą
Wracamy jednak do naszego szlaku, który z każdym metrem odsłania coraz więcej widoków, zwłaszcza na polską część Karkonoszy. Na wysokości Kotelskego sedla zatrzymujemy się na chwilę i podziwiamy widoczną w oddali Szrenicą i położoną z lewej strony Łysą horę. Przed nami jeszcze tylko niewielki odcinek podejścia zboczem szczytu Kotel (1435 m n.p.m.) Nie wchodzimy na niego, choć na szczyt ścieżka prowadzi, ale już teraz wiemy, że musimy przeliczyć dość mocno czas, by zdążyć na pociąg. Trudno, Kotel poczeka na inną wycieczkę.
Ruzenciny zahradky to rozdroże, do którego właśnie docieramy. Jakieś pół kilometra stąd zielonym szlakiem są Harrahovy kameny. Rewelacyjny punkt widokowy, który polecamy. Ze skałek roztacza się cudowna panorama na Karkonosze. My idziemy jednak dalej szlakiem czerwonym w stronę rozdroża o nazwie U Ctyr panu – Pancavska louka. To jakiś kilometr drogi, po przejściu którego będziemy musieli podjąć decyzję odnośnie wyboru dalszej drogi. Jedna z opcji zakłada przejście przez Źródła Łaby i Szrenicą do Szklarskiej Poręby. Druga natomiast przez Labską boudę, Śnieżne Kotły i  Schronisko pod Łabskim szczytem, również do Szklarskiej Poręby. Drugi pomysł jest oczywiście ciekawszy, ale dłuższy i zajmujący więcej czasu. Podejmujemy jednak to ryzyko, wiedząc, że czasu mamy na styk. Tak szaleńczego marszu w stronę Śnieżnych Kotłów chyba jeszcze nie odbyłam nigdy. Na wysokości Labskiej louki kierujemy się więc w stronę Labskiej boudy. 
Szrenica widziana z Kotelskego sedla
Droga bardzo przyjemna, może nieco niewygodna jeśli chodzi o warunki śniegowe, ale nie ma co narzekać. Z prawej strony cały czas towarzyszy nam Śnieżka, aż nagle wyłania się budynek schroniska. Wyłania się – dobrze to powiedziane, ponieważ od naszej strony jest ono zasypane po sam dach. Śniegu jest tu naprawdę mnóstwo, zwłaszcza że schronisko jest w remoncie, więc ludzi automatycznie mniej pojawia się w tych rejonach. Nasze tempo wędrówki w tym miejscu nieco spada, gdyż musimy odnaleźć właściwy szlak – tyczki w jedną stronę, tyczki w drugą stronę. Jakoś do którychś trzeba dotrzeć, a właściwie przedrzeć się przez śnieg sięgający czasem do pasa. Gdyby nie naglący czas na pewno zostałabym tu dłużej – pięknie i cicho oraz pusto. Taka śniegowa kraina na wyłączność.  Zimowy szlak w stronę Śnieżnych Kotłów poprowadzony jest nieco inaczej niż letni i to nas trochę dezorientuje. W efekcie mylimy się na początku i pierwsze pół kilometra pokonujemy szlakiem idącym do Martinovej boudy. Kiedy zaczynamy odchodzić za bardzo w prawo stwierdzamy, że jednak się pomyliliśmy. Poza tym odkrywam, że w aplikacji mapy.cz po naciśnięciu odpowiedniej opcji pojawiają się zimowe mapy i zimowymi przebiegami szlaków. Dopiero wtedy widzimy, że szlaki faktycznie pomyliliśmy. Wracamy nieco na przełaj na szlak prowadzący do Kotłów. Jak dla mnie to chyba najpiękniejszy dziś odcinek drogi. Położone nieco poniżej schronisko otoczone zewsząd górami i masą śniegu, a do tego słońce, które co prawda jeszcze nie zachodzi, ale tworzy na niebie super kolorki. Im wyżej jesteśmy, tym piękniejszy efekt. Ostatecznie naszym oczom Labska bouda zacznie znikać, a pojawi się ponownie  Śnieżka. Ale to już będzie bliżej Śnieżnych Kotłów, kiedy teren zrobi się bardziej płaski.
I znowu przed samymi Śnieżnymi Kotłami pokazała się Śnieżka
Na  Śnieżnych Kotłach wieje – prawie jak zawsze, ale nie tak mocno jak zawsze. Znudzić raczej się one nie mogą. Przechodzimy obok tabliczki z oznaczeniem szczytu i choć byłam tutaj dziesiątki razy to robię sobie z tą tabliczką pierwsze w życiu zdjęcie. Widok Śnieżnych Kotłów, Szyszaka,  Łabskiego Szczytu były zawsze ciekawsze niż tabliczka.  Śnieżne Kotły składają się z dwóch cyrków lodowcowych – od zachodu Małego Śnieżnego Kotła (głębokość około 300 metrów) i od wschodu – Wielkiego Śnieżnego Kotła (głębokość około 250 metrów), oddzielonych skalistą grzędą. Położone są miedzy Wielkim Szyszakiem a Łabskim Szczytem. Na dnie Wielkiego Śnieżnego Kotła i na przedpolu Małego Śnieżnego Kotła znajdują się trzy, okresowo wysychające jeziorka polodowcowe o nazwie Śnieżne Stawki i kilka młak. Nad Kotłami znajduje się kilka platform widokowych. W zależności od której strony idziemy na którąś z nich lub wszystkie wchodzimy. Dziś zbliżamy się tylko do miejsca bezpiecznego w związku z nawisami śnieżnymi, robimy pamiątkowe zdjęcie i kierujemy się w stronę schroniska pod Łabskim Szczytem. Szlak letni jest jeszcze zamknięty (w tym roku zima w Karkonoszach chyba szybko się nie skończy). Od Śnieżnych Kotłów kończy się sielanka związana z pustką na szlaku. Teraz trzeba się mijać i wyprzedzać jak na szerokiej ruchliwej drodze. Ale nie ma się co dziwić. Pogoda piękna, w miarę wczesna godzina. A wśród tych tłumów my – gnający na pociąg J Teraz jednak już chyba wiemy, że zdążymy spokojnie, ale trasa którą idziemy jest przez nas przemierzana kolejny raz. Mamy stąd setki zdjęć o różnych porach dnia i roku. Nie oznacza to, że się nie zachwycamy, bo zachwyt nad Karkonoszami nigdy nam nie przejdzie. Po opuszczeniu czerwonego szlaku zejście do schroniska pod Łabskim Szczytem to już niewielki, aczkolwiek stromy odcinek drogi, który można pokonać dość szybko. 
Janova skala
Trzeba jednak uważać, bo śnieg cały czas się osuwa i można razem z nim dość daleko pojechać. Za plecami, nieco po prawej stronie mamy letni szlak prowadzący na Kotły. Widać, że jeszcze jest niebezpieczny, a nawisy śniegu są spore. Przed nami pięknie widać schronisko, a za nim Borówczane Skały. Pierwszy raz w życiu chyba mijamy to schronisko i do niego nie wchodzimy. Do Szklarskiej Poręby już niedaleko, patrząc na dystans, jaki do tej pory pokonaliśmy. Endomondo mówi chyba o 27 kilometrze. Jeszcze trochę ich przed nami, biorąc pod uwagę fakt, że z dworca w Harrachovie po samochód też trzeba podejść spory kawałek.  
Zejście do Szklarskiej mija nam dość szybko, choć jest kilka odcinków, kiedy trzeba uważać, bo szlak jest oblodzony i stromy. Nikt chyba nie ma już chęci na zakładanie raków. Najgorzej jest na odcinku, kiedy kończy się szeroka równa droga, a zaczyna kamienisty szlak. Głazy już nie są przykryte śniegiem, ale jeszcze w wielu miejscach oblodzone. A pomiędzy nimi płynie woda. Idzie się więc niewygodnie i automatycznie wolniej. Przyspieszamy kroku, kiedy dochodzimy do miejsca, w którym zima dała już o sobie zapomnieć. Nie pamiętam już, kiedy w górach chodziłam po szlaku pozbawionym śniegu. Mam wrażenie, że jesienią. Miękka ściółka pod nogami to wytchnienie dla stóp walczących z różnymi śnieżnymi przeciwnościami.
W kierunku schroniska pod Łabskim Szczytem
W Szklarskiej Porębie wychodzimy pod Muzeum Mineralogicznym. Siadam na kamieniu, wyjmuję z plecaka suche skarpetki i adidasy, bo w swoich górskich butach mam wodę (takie są uroki spacerów po wiosennych Karkonoszach).
Kierujemy się w stronę dworca PKP Szklarska Poręba Górna i wtedy też orientujemy się, że do odjazdu pociągu została nam...1 godzina. Gdybyśmy wiedzieli, że takie mamy tempo i pomaszerujemy godzinę szybciej niż wskazuje mapa, pewnie po drodze jeszcze o jakieś miejsce byśmy zahaczyli. Ale przynajmniej mamy czas na pizzę i kawę :)
Ostatni pociąg do Harachova odjeżdża o 18.29 - przez pomyłkę i oczekiwanie na peronie o mało co byśmy na niego nie zdążyli.  Po 26 minutach przyjemnej jazdy znajdujemy się w Harrachova, a tu czekają nas 4 km równie przyjemnego spacerku po auto. 
Kolejny raz przekonałam się, że korzystając z usług PKP można zrobić ciekawą wycieczkę i nie wracać pieszo do tego samego punktu, z którego się ruszyło.
Dziś zrobiliśmy około 36 km w około 9 godzin. W nogach czuć już było lekkie zmęczenie, ale radość z wędrowania niesamowita ;)




W dole Harrachov



Certova hora
Widoki z Certovej hory

Certova hora


Studenov, skrzyżowanie szlaków

Rucicky

Z Rucicek w stronę Dvoracek
























Łabski Szczyt





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz