Gdyby nie to, że mieliśmy rezerwację noclegu na Szrenicy,
zapewne na szczyt byśmy nie weszli. W taką pogodę zdarzyło nam się wędrować co
prawda już niejeden raz, ale dziś było wyjątkowo nieprzyjemnie. Deszcz ze
śniegiem, zimny wiatr i temperatura około zera stopni skutecznie zniechęcały
nas do wyjścia z samochodu. Siedzieliśmy w nim prawie godzinę po przyjeździe do
Szklarskiej Porębie, czekając na poprawę pogody i sprawdzając prognozy, które
niestety nie napawały optymizmem.
Szkoda jednak było marnować taką okazję, choć
wiedzieliśmy, że i tak widać nic nie będzie.
Ale przecież nie zawsze o piękne widoki chodzi. Piłkarzyki na Hali
Szrenickiej, tenis stołowy na Szrenicy, wspólnie spędzony czas - to też powody do
dobrej zabawy.
Liczymy, że pogoda się poprawi i podejmujemy decyzję, że na
razie jedziemy w Rudawy Janowickie, a konkretnie na Sokolika. Do Szklarskiej
Poręby wrócimy po południu i na Szrenicę wejdziemy. Warunki pogodowe się
poprawią minimalnie. Co prawda nie będzie idealnie, bo kilka razy pokropi, a na
odcinku Hala Szrenicka – Szrenica wiatr będzie silny, ale da się iść
bezpiecznie. A to najważniejsze.
Na Halę wchodzimy szlakiem najszybszym, ale też chyba
najwygodniejszym pod względem bezpieczeństwa, czyli tym, który prowadzi przez
Wodospad Kamieńczyka i Halę Szrenicką. Początkowy odcinek, do Kamieńczyka jest
całkiem ok, ale tuż przy samym schronisku zaczyna padać. Chęć wędrówki spada, a
ciężki plecak daje się we znaki, zwłaszcza kiedy zapadamy się w mokrym śniegu.
Na Szrenicę nie jest jednak daleko, więc damy radę, zwłaszcza, że po drodze
będzie obowiązkowy przystanek na Hali Szrenickiej. Michał nigdy nie odpuści
nigdy gry w piłkarzyki. W sumie się mu nie dziwię, bo jest fajnie J
Na Halę Szrenicką wchodzimy około półtorej godziny.
Zatrzymujemy się na chwilę pod Kamieńczykiem (pada deszcz), grzęźniemy w mokrym
śniegu, a momentami zakładamy raki, bo jest z kolei ślisko. Za to kolejny odcinek z Hali na Szrenicę
pokonujemy już w niecałe pół godziny. Warunki pogodowe zmuszają nas do
szybkiego tempa. Ale bywało gorzej. Dziś widać tyczki, wiatr pozwala ustać na
nogach, więc jest całkiem dobrze, a i momentami nawet daje się dostrzec
schronisko na Szrenicy. Pojawiamy się w nim około godziny 17.
W środku ciepło,
przyjemnie, a za oknem hula wiatr i zaczyna padać śnieg z gradem. Na szczęście
do rana się uspokaja, zwłaszcza przestaje padać, a i wiatr nieco osłabł. Co prawda
czuć jego podmuchy, ale nie jest źle. Widoczność też nie zachwyca. Szlak znamy
na pamięć, widoki z niego też, więc próbujemy sobie wyobrazić, co byłoby widać,
gdyby pogoda była lepsza. Dzieci prawie
połowę trasy pokonują na jabłuszkach. Śnieg jest dobry do zjeżdżania,
aczkolwiek mokry (nie pomagają nawet wodoodporne spodnie). W efekcie czego w
Kamieńczyku musimy się przebierać. Co prawda, kiedy wracamy do Szklarskiej Poręby kolejnego dnia pogoda się nieco poprawia, ale do idealnej sporo jej jeszcze brakuje. Podczas tego weekendu to jednak nie pogoda była najważniejsza, ale dobra zabawa i mile spędzony czas. Wiadomo, że gdyby była lepsza wędrowalibyśmy całe 2 dni, bo takie było pierwotne założenie.
Dobrze, że w Karkonosze mamy blisko, a tutejsze szlaki znamy bardzo dobrze, bo inaczej pozostałby żal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz