niedziela, 10 marca 2019

Szklarska Poręba - Szrenica - Szklarska Poręba - 9/10 marca 2019


Gdyby nie to, że mieliśmy rezerwację noclegu na Szrenicy, zapewne na szczyt byśmy nie weszli. W taką pogodę zdarzyło nam się wędrować co prawda już niejeden raz, ale dziś było wyjątkowo nieprzyjemnie. Deszcz ze śniegiem, zimny wiatr i temperatura około zera stopni skutecznie zniechęcały nas do wyjścia z samochodu. Siedzieliśmy w nim prawie godzinę po przyjeździe do Szklarskiej Porębie, czekając na poprawę pogody i sprawdzając prognozy, które niestety nie napawały optymizmem.
Szkoda jednak było marnować taką okazję, choć wiedzieliśmy, że i tak widać nic nie będzie.  Ale przecież nie zawsze o piękne widoki chodzi. Piłkarzyki na Hali Szrenickiej, tenis stołowy na Szrenicy, wspólnie spędzony czas - to też powody do dobrej zabawy.
Liczymy, że pogoda się poprawi i podejmujemy decyzję, że na razie jedziemy w Rudawy Janowickie, a konkretnie na Sokolika. Do Szklarskiej Poręby wrócimy po południu i na Szrenicę wejdziemy. Warunki pogodowe się poprawią minimalnie. Co prawda nie będzie idealnie, bo kilka razy pokropi, a na odcinku Hala Szrenicka – Szrenica wiatr będzie silny, ale da się iść bezpiecznie. A to najważniejsze.

Na Halę wchodzimy szlakiem najszybszym, ale też chyba najwygodniejszym pod względem bezpieczeństwa, czyli tym, który prowadzi przez Wodospad Kamieńczyka i Halę Szrenicką. Początkowy odcinek, do Kamieńczyka jest całkiem ok, ale tuż przy samym schronisku zaczyna padać. Chęć wędrówki spada, a ciężki plecak daje się we znaki, zwłaszcza kiedy zapadamy się w mokrym śniegu. Na Szrenicę nie jest jednak daleko, więc damy radę, zwłaszcza, że po drodze będzie obowiązkowy przystanek na Hali Szrenickiej. Michał nigdy nie odpuści nigdy gry w piłkarzyki. W sumie się mu nie dziwię, bo jest fajnie J
Na Halę Szrenicką wchodzimy około półtorej godziny. Zatrzymujemy się na chwilę pod Kamieńczykiem (pada deszcz), grzęźniemy w mokrym śniegu, a momentami zakładamy raki, bo jest z kolei ślisko.  Za to kolejny odcinek z Hali na Szrenicę pokonujemy już w niecałe pół godziny. Warunki pogodowe zmuszają nas do szybkiego tempa. Ale bywało gorzej. Dziś widać tyczki, wiatr pozwala ustać na nogach, więc jest całkiem dobrze, a i momentami nawet daje się dostrzec schronisko na Szrenicy. Pojawiamy się w nim około godziny 17. 


W środku ciepło, przyjemnie, a za oknem hula wiatr i zaczyna padać śnieg z gradem. Na szczęście do rana się uspokaja, zwłaszcza przestaje padać, a i wiatr nieco osłabł. Co prawda czuć jego podmuchy, ale nie jest źle. Widoczność też nie zachwyca. Szlak znamy na pamięć, widoki z niego też, więc próbujemy sobie wyobrazić, co byłoby widać, gdyby pogoda była lepsza.  Dzieci prawie połowę trasy pokonują na jabłuszkach. Śnieg jest dobry do zjeżdżania, aczkolwiek mokry (nie pomagają nawet wodoodporne spodnie). W efekcie czego w Kamieńczyku musimy się przebierać.  Co prawda, kiedy wracamy do Szklarskiej Poręby kolejnego dnia pogoda się nieco poprawia, ale do idealnej sporo jej jeszcze brakuje. Podczas tego weekendu to jednak nie pogoda była najważniejsza, ale dobra zabawa i mile spędzony czas. Wiadomo, że gdyby była lepsza wędrowalibyśmy całe 2 dni, bo takie było pierwotne założenie. 
Dobrze, że w Karkonosze mamy blisko, a tutejsze szlaki znamy bardzo dobrze, bo inaczej pozostałby żal. 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz