poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Szczawnica - Sokolica - Szczawnica, Zamek Czorsztyn - 7 sierpnia 2017

Szaleńcy? Ależ skąd! Przecież o godzinie 11 miało już przestać padać, ale o 12 miało być idealnie. A skoro tak mówią prognozy, to wierzyć im trzeba ;) Pomyśleliśmy, że jak po śniadaniu wyjedziemy z Zakopanego, to do Szczawnicy dotrzemy akurat wtedy, gdy deszcz będzie przestawał padać. Nic bardziej mylnego, bo kiedy Szczawnicę opuszczaliśmy około godziny 15.30 padało nadal :( W efekcie nasz plan przejścia przez Sokolicę i Trzy Korony nie powiódł się. Ale nie stało się też tak, że niczego nie zobaczyliśmy i nigdzie nie poszliśmy. Niestety Michaśko Pienin w całej okazałości nie zobaczył. Na szczęście dotarł do wszystkim chyba znanej sosenki na Sokolicy.
W Szczawnicy swoje pierwsze kroki kierujemy do schroniska, mając nadzieję, że gdy chwilę tam posiedzimy, to deszcz przestanie padać. On jednak zamiast przechodzić staje się coraz bardziej intensywny. Zakładamy więc płaszczyki przeciwdeszczowe i idziemy, natrafiając po drodze, tuż obok przystani flisackiej na pawilon wystawy Pienińskiego Parku Narodowego. Jest to jeden z pięciu pawilonów wejściowych PPN, przedstawiający przyrodę Pienin, sposoby jej ochrony, a także historię i tradycję regionu. Pozostałe znajdują się w Krościenku, Czorsztynie, Sromowcach-Kątach i Sromowcach Niżnych. Spędzamy tu troszkę czasu, grając trochę na zwłokę i mając nadzieję na pokonanie deszczu. Pracujące tu panie dziwią się, jak słyszą, dokąd mamy zamiar iść i w poprawę pogody wcale nie wierzą. W tym samym przekonaniu utwierdza nas flisak z przystani Nowy Przewóz, którego prosimy o przewóz na drugi brzeg Dunajca. Niechętnie wsiada na tratwę w tę deszczową pogodę. Ale okazuje się, że jesteśmy dziś drugimi turystami chętnymi na zmierzenie się z Sokolicą. Skoro przez Dunajec przepłynęliśmy, to już nie ma odwrotu. Idziemy. Droga mi znana, pokonywana kilka lat temu mniej więcej w tej samej porze roku, ale w zupełnie innych okolicznościach przyrody. Panujący wtedy około 35 stopniowy upał  dawał się we znaki, a człowiek prosił o kropelki wody. Dziś przydałoby się trochę tego słoneczka z tamtego dnia. 

Czekamy na flisaka
Nie ma jednak co narzekać. Mamy płaszczyki, ulewy masakrycznej nie ma, więc można śmiało iść. Jedyny minus to fakt, że nie będzie widoków, a te chciałam Michałowi pokazać. Szlak (najpierw zielony i czerwony, potem czerwony i niebieski)) na Sokolicę nie jest wymagający, pnie się w górę, czasami po drewnianych schodkach (uwaga, bo podczas deszczu są śliskie). Droga na Sokolicę nie jest w zasadzie długa i męcząca, choć przy tej pogodzie niezbyt wygodna. Przeszkadzają nam zwłaszcza płaszczyki przeciwdeszczowe, w których strasznie się pocimy. Szczyt Sokolicy znajduje się nieco poza szlakiem i wstęp na taras widokowy jest płatny (z tego, co pamiętam to chyba 5 zł). Bilet upoważnia również do wejścia na Trzy Korony. Wchodzimy na Sokolicę, choć wiemy, że i tak nic nie będzie widać, ale nie możemy sobie odpuścić zdjęcia z sosenką (tą znaną z naklejki na jednej z wód mineralnych). Wejście to pokonanie kilkudziesięciu metrów w górę w czasie mniej więcej 5 minut. Sokolica to szczyt o wysokości 747 m n.p.m., położony na obszarze Pienińskiego Parku Narodowego. Nazwa Sokolica pochodzi stąd, że dawniej gniazdowały na niej sokoły. Sokolica geologicznie należy do Pienińskiego Pasa Skałkowego i jest zbudowana z wapieni odpornych na wietrzenie. Jej południowe, skalne ściany opadają prawie pionowo, uskokami w 310-metrową przepaść do przełomu Dunajca. Najwyższy uskok pod szczytem Sokolicy to pionowa niemal ściana 100 m wysokości, pod którą znajduje się słynna szpiczasta skała zwana Głową Cukru. Przy ładnej pogodzie ze szczytu Sokolicy roztaczają się rewelacyjne widoki. Dziś spowita mgłą tworzy też całkiem przyjemny klimat.
Radość pomimo kiepskiej pogody :)

Deszczowa pogoda zmusza nas do rezygnacji z dalszej drogi, czyli na Trzy Korony. Szkoda, bo mogłoby być tak pięknie. Nadrobimy jednak to przy okazji pobytu zapewne w Zakopanym.
Zostało nam nieco czasu, więc decydujemy się podjechać na Zaporę Niedzica, znajdującą się na Jeziorze Czorsztyńskim. Jest ona najwyższą w Polsce zaporą ziemną z centralnym uszczelnieniem glinowym. Jej wysokość maksymalna wynosi 56 m, a długość 404 m. Korona budowli ma szerokość 7 m i jest udostępniana do ruchu pieszych oraz przejazdu pojazdów obsługi, w części ozdobiona malowidłami sprawiającymi wrażenie przepaści, w którą się spada.
Spacerujemy po zaporze, wokół zamku, bo do środka Michał nie ma ochoty wejść. Pogoda nieco się poprawiła, nie kapie nam na głowę i nawet zaczyna być coś widać w oddali. Szkoda tylko, że pogodowa zmiana nie przyszła tak, jak miała przyjść, bo wtedy mielibyśmy przyjemne widoczki na Sokolicy. Ale z drugiej strony nie ma co narzekać.
Dzień zaliczamy pomimo wszystko do udanych. Udało się przecież wejść na Sokolicę, pospacerować w okolicy zapory i zamku, spędzić miło czas w schronisku Orlica, zakupić brakujący znaczek turystyczny - same plusy :)
Łącznie w około 3,5 godziny pokonaliśmy nieco ponad 8 km.


Schronisko Orlica


Jest sosenka ;)



Wijący się Dunajec













1 komentarz:

  1. Widać, że wyjazd udany, a Młody zadowolony :) My chcieliśmy w zeszłym roku koniecznie wynająćdomek w Szczawnicy lub okolicach i się udało, mieliśmy wspaniały wyjazd, duuużooo wypoczynku i trochę zwiedzania. Może i w tym roku tam wrócimy? :) Świąteczne pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń