czwartek, 10 sierpnia 2017

Palenica Białczańska - Morskie Oko - Szpiglasowa Przełęcz - Morskie Oko - Palenica Białczańska - 10 sierpnia 2017


"Tatry nie są zwykłym pięknem, są pięknem ponad inne piękna. Tam, gdzie piękno łączy się z tęsknotą za pięknem, rodzi się miłość. Góry trzeba ukochać, później idziemy w nie jakby oczyszczeni z trosk i problemów, hartujemy zdrowie zmaganiami fizycznymi, a silną wolą często pokonujemy samych siebie. Jeżeli kochamy góry, to wszystko w nich jest piękniejsze, miłość i przyjaźń, sami jesteśmy lepsi. Dlatego idziemy w góry młodzi i starzy i rodzice z zupełnie małymi dziećmi." - autor nieznany



Upał, upał i jeszcze raz upał, a potem burza. Jakoś dziś ten upał nas dość mocno wykończył i droga do Morskiego Oka wydawała się ogromną udręką. Na parkingu w Palenicy byliśmy mniej więcej o 6.40 i załapaliśmy się na jedno z ostatnich wolnych miejsc. Od razu ruszyliśmy chcąc jeszcze skorzystać z porannego chłodu i cienia. Niestety, nie udało się to, bo słońca mocno już świeciło, a nagrzany asfalt miałam wrażenie, że parował. Pierwszy odcinek drogi do Wodogrzmotów Mickiewicza staramy się pokonać w miarę szybko i dopiero tam zrobić sobie pierwszy krótki przystanek. W efekcie siedzieliśmy tam około pół godziny, ale chyba było nam to potrzebne, zwłaszcza, że nikomu nie chciało się jakoś ruszyć. W planach dziś były Wrota Chałubińskiego, czyli dość daleko i wysoko. Ale pierwszy raz miałam obawy, czy uda nam się tam wejść i czy upał nas nie pokona. Już teraz mogę  napisać, że wejść się tam nie udało, ale nie dlatego, że było duszno, ale dlatego, że w pewnym momencie nastąpiła zmiana planów i dotarliśmy w inne ciekawe miejsce ;)
Od Wodogrzmotów do Morskiego Oka idzie się już nieco lepiej, choć asfalt nie zachęca i męczy bardzo. Ludzi jak na tę godzinę również sporo. Na szczęście potem gdzieś się rozejdą i na szlaku prowadzącym na Szpiglasowy Wierch spotkamy tylko pojedyncze osoby.  Byle tylko dojść do Morskiego Oka, wtedy już będzie zdecydowanie lepiej, piękniej i luźniej. I tak też faktycznie jest.

 
W schronisku czas na chwilę przerwy i nabranie sił przed dalszą wycieczką. To też taki dość spokojny czas i możliwość zachwytu nad Morskim Okiem, jeszcze względnie pustym o tej porze. Korzystamy więc z tej okazji, a następnie kierujemy się na żółty szlak prowadzący w stronę Dolinki za Mnichem (tzw. Cepostrada). Pamiętam, że tym szlakiem wracałam już chyba 2 razy schodząc ze Szpiglasowego Wierchu, ale dopiero teraz chyba pierwszy raz doceniam jego piękno. A to głównie za sprawą pojawiających się co chwilę na trasie małych wodospadzików, spływających z Marchwicznego, Urwanego i Szerokiego Żlebu. Obok nich Michał obojętnie przejść nie może. Nie wiem, czemu woda tak na dzieci działa? Dziś w sumie nie ma się co dziwić, bo temperatura w okolicy 30 stopni daje się mocno we znaki, więc nawet zanurzenie rąk czy obmycie twarzy w tej wodzie przynosi chwilowe wytchnienie. Podczas Michałowych zabaw kamykami w wodzie, ja  mam czas na na zachwyt i spojrzenie za siebie, bo tam głównie są najpiękniejsze widoki.
Wracając jednak do sedna sprawy, pierwsze mniej więcej 20 minut pokonujemy lasem, brzegiem Morskiego Oka, wyłożoną kamieniami ścieżką. W zasadzie taka ścieżka, z kilkoma wyjątkami zaprowadzi nas na samą Szpiglasową Przełęcz. Dlatego też wejście na nią od tej strony jet niezwykle łatwe. Co innego od strony Doliny Pięciu Stawów. Tam już trzeba dać popracować rękom, bo jest troszkę łańcuchów na podejściu. Dlatego też z Michaśkiem idziemy od strony Morskiego Oka, bo jest po prostu bezpieczniej.


Po wyjściu z lasu mamy nieograniczone widoki, zwłaszcza na Cubrynę i Mięguszowieckie Szczyty, Czym wyżej podchodzimy, tym więcej widać, odsłania się czarny Staw pod Rysami, a Mnich robi się coraz niższy i mniej spektakularny. Mniej więcej po niecałej godzinie startu znad Morskiego Oko dochodzimy do Doliny za Mnichem (1785 m n.p.m.) i tu robimy dłuższą chwilę przerwy.
Pod koniec szlak momentami trawersuje dosyć wąską ścieżką. Trzeba tu zachować ostrożność ponieważ droga wtedy prowadzi blisko przepaści (nie trwa to jednak długo). Nie powoduje to jednak większych trudności z bezpośrednim wejściem na przełęcz, która oddziela grzbiet Miedzianego od Szpiglasowego Wierchu.
Przerwa w Dolince za Mnichem to czas na małe negocjacje między mną a Michałem, a także między mną samą.  W planach dziś była wyprawa na Wrota Chałubińskiego, zawsze przeze mnie omijane. Dziś była ku temu dobra okazja, ale dziecko prosi o Szpiglasowy Wierch, bo tam wyżej, bo stamtąd na pewno będą ładniejsze widoki. Coś czuję, że kolejny raz przyjdzie mi zrezygnować z Wrót, ale z drugiej strony Szpiglasowy to mój ulubiony szczyt. Na Wrotach nie byłam, na pewno jest tam pięknie, ale Michał nie był na Szpiglasowym, a tam też jest pięknie. Pytam, czy da radę? Nie ma nawet wątpliwości, że tak. Decyzja podjęta, więc można ruszać.


Wcześniej jednak chcemy jeszcze zobaczyć fragment szlaku, a w zasadzie mały stawik, który rok temu zalał drogę na Wrota. To tylko kilkaset metrów, a będzie okazja do schłodzenia się w wodzie. Jakie jest nasze rozczarowanie, kiedy z ubiegłorocznego stawu, powodującego konieczność brodzenia w wodzie niemal po kolana, żeby przejść przez szlak, dziś nie ma dosłownie nic. Rozczarowani wracamy na nasz żółty szlak prowadzący na Szpiglasową Przełęcz.
Z każdym pokonywanym przez nas metrem czuć, że lekko się schładza, zwłaszcza jeśli powieje chwilowy wiatr. Mimo wszystko upał i tak jest nie do zniesienia. Tak, jakby zwiastował jakąś burzę. I chyba te myśli przywołałam w złym momencie, bo godzinę później zbiegaliśmy gnani przez grzmoty i błyskawice. W mniej więcej godzinę od startu z Dolinki za Mnichem docieramy na Szpiglasową Przełęcz (2110 m n.p.m.) Jest to jedna z dwóch przełęczy łączących Dolinę Pięciu Stawów Polskich z Morskim Okiem. Drugą jest Krzyżne, na którym byliśmy kilka dni wcześniej. Zarówno z jednej, jak i drugiej widoki zapierają dech w piersiach.


Pomimo, że pogoda dziś piękna, to na przełęczy nie ma tłumów. Cisza, spokój i my z naszą książeczką panoram tatrzańskich zapatrzeni w odległe szczyty. Michał po kolei rozpoznaje każdy z nich, dumnie pozując do zdjęć, bo udało mu się wejść tak wysoko. W sumie to duży wyczyn dla niego. Ze Szpiglasowej Przełęczy chcieliśmy iść na Szpiglasowy Wierch. Niestety, dziwne, aczkolwiek znajome nam z tamtego roku dźwięki docierają do naszych uszu. Lecący samolot.. Próbujemy sobie je tak tłumaczyć. Ale z burzą na takiej wysokości nie ma żartów, o czym przekonałam się rok temu na Wołowcu. Co prawda mapy burzowe milczą, ale wyłaniające się nagle znad słowackiej strony Tatr chmury nie wróżą niczego dobrego. Trzeba więc jak najszybciej się stąd ewakuować. To było chyba najszybsze w historii zejście ze Szpiglasowej Przełęczy, Niczym kozice górskie przebieramy nogami kamyk za kamykiem, byle tylko zejść do granicy lasu. Grzmoty się nasilają, a chmury nacierają na nas w dość szybkim tempie. Na szczęście albo mieliśmy dobrze wyliczony czas albo burza i ulewa okazały się dla nas łaskawe, bo dopadły nas z dość wzmożoną siłą między drzewami i kosodrzewiną nad Morskim Okiem. Wkładamy na szybko płaszczyki przeciwdeszczowe i szybkim krokiem schodzimy do schroniska. Kiedy do niego docieramy w zasadzie już nie pada. Można też na chwilę odetchnąć rześkim powietrzem.


O tej godzinie (ok.14.30) znalezienie miejsca przy stoliku graniczy z cudem. Na szczęście udaje się. Udaje się też dość szybko zakupić bardzo dobrą pomidorówkę. Powrót z Morskiego Oka to niestety żmudna wycieczka, w ponownie narastającym upale, przedzieranie się między tłumami, pędzącymi bryczkami. Odbiera to nam radość zejścia. W tym momencie jest to tylko szybki marsz do upragnionej mekki, jaką jest Palenica Białczańska :) To, co mnie najbardziej dziwi podczas zejścia to ogromnie długa kolejka do zjazdu bryczką na dół. Ludzie czekają ponad 2 godziny po to, żeby znaleźć się na dole. Nam szybciej zajmuje zejście na nogach.
Wycieczka dzisiejsza to kolejne spełnienie Michaśkowego marzenia, kolejne jego wejście na ponad 2000 metrów. Dla mnie to nowe spojrzenie na słynną "Cepostradę" i dostrzeżenie jej uroku. Pokonaliśmy 28,5 km w 9,5 godziny, nie czując (poza rannym kryzysem) żadnego zmęczenia. Niestety, podczas tegorocznego wyjazdu to już przedostatni dzień wędrówek. Jeszcze tylko jutro trzeba zamówić pogodę na Giewont ;)






















 













 
 







 



 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz