Widok ze Szpiglasowego Wierchu |
Nastały takie czasy, że kupujemy wszystkie bilety do
TPN, jakie można było kupić….Poza jednymi – tymi, które nam akurat były
potrzebne ;P W związku z limitami wejść
do Tatrzańskiego Parku Narodowego wprowadzonymi w maju zabezpieczamy się
wcześniej, kupując wspomniane bilety wstępu. Osobno do Doliny Kościeliskiej bo
może pójdziemy w Tatry Zachodnie, osobno na pozostałe szlaki i to w dodatku na
sobotę i niedzielę. Mamy więc komplet biletów do wyboru do koloru. Na Morskie
Oko biletów nie kupujemy, bo przecież tam nie pójdziemy. Jednak chwila
zastanowienia w piątkowy wieczór uświadamia nam, że aby się dostać na
Szpiglasowy Wierch raczej musimy skorzystać z asfaltu prowadzącego w stronę
Morskiego Oka, a tym samym posiadać bilety. Ich oczywiście nie mamy…Dokupujemy
więc kolejne. Dobrze, że wtedy jeszcze nie było rezerwacji miejsc na Palenicy
Białczańskiej, bo ich też byśmy nie mieli.
W każdym bądź razie wszystko się udało i sobotnim
rankiem ruszamy w stronę Palenicy Białczańskiej. Docieramy tu dopiero po
godzinie 7.30, ale po drodze zatrzymujemy się dwukrotnie w okolicach Głodówki,
skąd rozpościera się piękna panorama jeszcze ośnieżonych Tatr. I to zajmuje nam
trochę czasu.
Pierwszy odcinek naszej wycieczki nie należy do
ulubionych, bo trzeba jakieś 40 minut maszerować asfaltową drogą w stronę
rozdroża tuż za Wodogrzmotami Mickiewicza. Mam wrażenie, że to jeden z
najbardziej wykańczających odcinków podczas każdej wycieczki wymagającej
przejścia tym odcinkiem. Jeszcze gorzej jest, kiedy trzeba „owym” szlakiem
wrócić znad samego Morskiego Oka. Pokonywane wtedy chyba 9 km wymaga
nadludzkiej siły zarówno fizycznej, jak i psychicznej.
Docieramy do Wodogrzmotów Mickiewicza, zwanych Wodospadami
Mickiewicza. Są to wodospady utworzone z trzech większych i kilku mniejszych
kaskad (od 3 do 10 m) na potoku Roztoka. Trzy większe noszą nazwy: Wyżni
Wodogrzmot, Pośredni Wodogrzmot i Niżni Wodogrzmot. Powstały one w miejscu, w
którym woda pokonuje próg skalny, jakim Dolina Roztoki schodzi do Doliny Białki.
Towarzystwo Tatrzańskie w 1891 roku nadało wodospadom imię Adama Mickiewicza na
pamiątkę sprowadzenia rok wcześniej prochów wieszcza na Wawel. Tablica
upamiętniająca to wydarzenie została umieszczona na skale przy Niżnim
Wodogrzmocie. Wodospad, kiedy widzi się go już któryś raz w życiu nie robi
większego znaczenia. My sami często mijamy go, nie zatrzymują się przy nim.
Postój czynimy obok, gdzie znajdują się ławeczki oraz toalety. Jemy śniadanie,
którego w ramach oszczędności czasu i chęci dłuższego snu, nie zdążyliśmy
spożyć rano.
Za Wodogrzmotami skręcamy w prawo i idziemy zielonym
szlakiem w stronę Doliny Pięciu Stawów. Obok nas słychać szum Roztoki. Z czasem
po prawej stronie ukazuje się nam piękny masyw Wołoszyna, który góruje nad całą
doliną. Ścieżka zaczyna wznosić się delikatnie przez las i doprowadza nas do
skrzyżowania czarnego i zielonego szlaku. Oba prowadzą do Doliny Pięciu Stawów.
Oba niby są już otwarte, ale z racji jeszcze zimowych warunków i dużej ilości
śniegu decydujemy się na wariant omijający Siklawę. Zresztą tym szlakiem już
wiele razy szliśmy. Podejście szlakiem czarnym o tej porze jest dość strome i
śliskie. Śnieg już lekko się topi, co nie ułatwia podejścia. Zakładam raki, które na tym
odcinku raczej się przydają, podobnie jak kijki. Po jakiś 20-30 minutach dość
stromego podejścia pojawiamy się pod schroniskiem w Dolinie Pięciu Stawów
Polskich. Trochę tu ludzi jest, a schronisko prowadzi sprzedaż okienkową. To
nam jednak nie przeszkadza. Przy tak pięknej pogodzie, żal byłoby siedzieć w
środku. Kupujemy „napoje” i zajmujemy miejsce na ławeczce nad lekko odtajającym
stawem. Wokół nas piękne widoki, słoneczna i bezwietrzna pogoda.
Ruszamy w stronę Szpiglasowej Przełęczy. Co prawda
jest już maj, ale szlak jeszcze ma zimowy przebieg i trawersuje zbocze
Miedzianego. Obchodzimy więc Przedni Staw Polski (nie da się po niej już
przejść, gdyż lód się topi) i tuż za nim skręcamy w lewo, by rozpocząć podejście
na przełęcz.
Zdobywcy Szpiglasowego |
Za Przednim Stawem podchodzimy na niewielkie wzniesienie prowadzące w okolice szczytu o nazwie Niedźwiedź, a następnie zaczynamy trawers Miedzianego, mijając kolejno Hruby Piarg (największy w całej dolinie stożek usypany z piargu – teraz oczywiście pod śniegiem) i Miedziany Kostur (skalne żebro opadające z Miedzianego). Za Miedzianym Kosturem obieramy kierunek na lewo i kontynuujemy trawers. Teraz jednak rośnie nachylenie zarówno ścieżki, jak i zbocza po prawej stronie. Trzeba uważać, bo poślizgnięcie może kosztować długi zjazd w dół. O ile tu jeszcze idzie się w miarę dobrze, to najbardziej stromy odcinek jest przed samą przełęczą nim jeszcze dojdzie się do łańcuchów, które dziś częściowo są przysypane śniegiem. Od momentu dotarcia do łańcuchów szlak nie powinien sprawiać już trudności. Warto zaznaczyć, że mamy już 16 maja i śnieg zaczyna się topić. Jest to ostatni weekend, kiedy w zasadzie dało się iść zimowym wariantem szlaku. Śnieg już wtedy był dość mokry, a w dolnych partiach podejścia odsłaniały się skały i kosodrzewina. Mimo wszystko byliśmy zadowoleni, że udało nam się pójść tym szlakiem w jego wersji zimowej, bo letnią wersją już szliśmy kilka razy. Po jakiejś godzinie, może półtorej od wyruszenia spod schroniska (w sumie nie liczyliśmy, ile nam to zajęło) dotarliśmy na Szpiglasową Przełęcz.
5 Stawów |
Jest to siodło położone na wysokości 2110 m n.p.m. na początku długiej północno-wschodniej grani Szpiglasowego Wierchu. Przełęcz oddziela Szpiglasowy Wierch i Miedziane. Stanowi ona jedno z dwóch przejść łączących Dolinę Pięciu Stawów Polskich i kotlinę Morskiego Oka. Stąd na Szpiglasowy Wierch jest jakieś 15 minut drogi. Nie jest ona ani wymagająca ani trudna. Wejścia na ten szczyt nie można soie odmówić, zwłaszcza że jest on jednym z piękniejszych w Tatrach. Szpiglasowy Wierch to szczyt oferujący nieziemskie widoki, a przez to mój ulubiony obok Krywania i Koprowego Wierchu. Mierzy on 2172 m n.p.m. Co widać ze Szpiglasowego Wierchu? Przy takiej pogodzie, jaka nam się dziś trafiła mam wrażenie, że wszystko, co chciałoby się zobaczyć. Jest tak pięknie, że człowiek nie wie, w którą dokładnie stronę skierować wzrok. Na szczycie spędzamy jakieś pół godziny. Chciałoby się dłużej, ale niestety czas nas nagli. Musimy wracać. Najpierw docieramy na Szpiglasową Przełęcz, a z niej kierujemy się w stronę Morskiego Oka. Tu ponownie przyjdzie nam się przez jakiś czas zmagać ze śniegiem. Na przełęczy i na Szpiglasowym Wierchu już go prawie nie było. Czeka nas teraz mniej więcej półtoragodzinne przejście tak zwaną „Ceprostradą”.
Trwers zboczem Miedzianego |
Nazwa
ceprostrada pochodzi od słów ceper (turysta w Tatrach) i autostrada, jako że
powszechnie się uważa że każdy turysta może go bez problemów przejść. Według
wstępnych założeń, ceprostrada miała prowadzić dalej, przez Szpiglasowy Wierch,
Liptowskie Mury i Gładką Przełęcz, aż do Kasprowego Wierchu, jednak ze względu
na protest władz czechosłowackich, ostatecznie powstał jedynie obecnie
istniejący odcinek, czyli żółty szlak łączący Szpiglasową Przełęcz z Morskim
Okiem.
Ponownie zakładam raki, które podczas zejścia przydają
się bardziej niż podczas wejścia. Co prawda na początku wplata się w niej sporo
trawy, ale potem jest sporo śniegu. Szlak w kilku miejscach biegnie inaczej niż
latem, w kilku miejscach w śniegu robią się dość pokaźne szczeliny, więc trzeba
zachować ostrożność.
Idziemy więc Ceprostradą. Nasza ścieżka trawersuje
zbocze Miedzianego, po prawej stronie w dole widoczna jest Dolinka za Mnichem,
odsłania się widok na Mnichowe Stawki (zanikające w czasie suszy). Jeszcze
niżej przy rozwidleniu szlaków (czerwony biegnie dnem dolinki na przełęcz Wrota
Chałubińskiego) znajduje się mały Stawek Staszica – ok. 1785 m. Mnich widziany
z tej perspektywy wydaje się maleńki i niepozorny, zupełnie nie przypomina
szczytu widzianego z rejonu Morskiego Oka. Przed nami otwierają się widoki na
majestatyczne ściany Żabiej Grani, Rysów, Kazalnicy, Mięguszowieckich Szczytów
i Cubryny.
Następnie mijamy próg Dolinki za Mnichem. Dalej szlak
obniża się przez Mnichową Płaśń i zakosem przez
dolinkę Nadspady. Kamienna ścieżka, którą idziemy jest szeroka i równa,
ale momentami może się wydać nużąca. Na szczęście jest bardzo urokliwa, głównie
za sprawą Morskiego Oka i zawieszonego ponad nim Czarnego stawu pod Kazalnicą,
których widok towarzyszy nam przez większą część trasy. W dolnej części szlaku
poruszamy się wśród gęstwiny kosówek, poprzetykanych jarzębinami, brzozami
karpackimi i limbami. Na ostatnim odcinku Ceprostrada prostym trawersem
przecina Szeroki Żleb oraz Marchwiczny Żleb i kończy się przy placyku przed
Starym Schroniskiem.
Zejścia Ceprostradą |
Widziane z góry tłumy zebrane nad Morskim Okiem zniechęcają nas skutecznie do pojawienia się w tej okolicy. I choć Morskie Oko jest piękne, to nie mamy ochoty, by się pojawiać nad jego brzegiem. Przysiadamy na za to na chwilę pod schroniskiem, by odpocząć przed czekającym nas 9 kilometrowym zejściem asfaltową drogą. Niby nie brzmi źle, ale naprawdę potrafi nieźle człowieka wykończyć, zwłaszcza, że czuje się tu on jak na Krupówkach, przepychając się między tłumami turystów i uciekając przed pędzącymi bryczkami konnymi. To odbiera radość wędrówki. Poza tym sam asfalt niekoniecznie sprzyja kolanom po całym dniu wędrówki. Ale jak nie da się wrócić inaczej, to trzeba tak.
Pokonaliśmy dziś około 26 km, robiąc 1300 metrów przewyższenia. Czas naszej wędrówki wyniósł około 9 godzin.
Widoki z Głodówki |
W stronę Pięciu Stawów czarnym szlakiem |
Oooo dzień dobry ;) Miło się tu znaleźć ;) Co do wycieczki to mega!!!
OdpowiedzUsuń