sobota, 16 maja 2020

Szpiglasowy Wierch - 16 maja 2020

Widok ze Szpiglasowego Wierchu

Nastały takie czasy, że kupujemy wszystkie bilety do TPN, jakie można było kupić….Poza jednymi – tymi, które nam akurat były potrzebne ;P  W związku z limitami wejść do Tatrzańskiego Parku Narodowego wprowadzonymi w maju zabezpieczamy się wcześniej, kupując wspomniane bilety wstępu. Osobno do Doliny Kościeliskiej bo może pójdziemy w Tatry Zachodnie, osobno na pozostałe szlaki i to w dodatku na sobotę i niedzielę. Mamy więc komplet biletów do wyboru do koloru. Na Morskie Oko biletów nie kupujemy, bo przecież tam nie pójdziemy. Jednak chwila zastanowienia w piątkowy wieczór uświadamia nam, że aby się dostać na Szpiglasowy Wierch raczej musimy skorzystać z asfaltu prowadzącego w stronę Morskiego Oka, a tym samym posiadać bilety. Ich oczywiście nie mamy…Dokupujemy więc kolejne. Dobrze, że wtedy jeszcze nie było rezerwacji miejsc na Palenicy Białczańskiej, bo ich też byśmy nie mieli.
W każdym bądź razie wszystko się udało i sobotnim rankiem ruszamy w stronę Palenicy Białczańskiej. Docieramy tu dopiero po godzinie 7.30, ale po drodze zatrzymujemy się dwukrotnie w okolicach Głodówki, skąd rozpościera się piękna panorama jeszcze ośnieżonych Tatr. I to zajmuje nam trochę czasu.

Pierwszy odcinek naszej wycieczki nie należy do ulubionych, bo trzeba jakieś 40 minut maszerować asfaltową drogą w stronę rozdroża tuż za Wodogrzmotami Mickiewicza. Mam wrażenie, że to jeden z najbardziej wykańczających odcinków podczas każdej wycieczki wymagającej przejścia tym odcinkiem. Jeszcze gorzej jest, kiedy trzeba „owym” szlakiem wrócić znad samego Morskiego Oka. Pokonywane wtedy chyba 9 km wymaga nadludzkiej siły zarówno fizycznej, jak i psychicznej.
Docieramy do Wodogrzmotów Mickiewicza, zwanych Wodospadami Mickiewicza. Są to wodospady utworzone z trzech większych i kilku mniejszych kaskad (od 3 do 10 m) na potoku Roztoka. Trzy większe noszą nazwy: Wyżni Wodogrzmot, Pośredni Wodogrzmot i Niżni Wodogrzmot. Powstały one w miejscu, w którym woda pokonuje próg skalny, jakim Dolina Roztoki schodzi do Doliny Białki. Towarzystwo Tatrzańskie w 1891 roku nadało wodospadom imię Adama Mickiewicza na pamiątkę sprowadzenia rok wcześniej prochów wieszcza na Wawel. Tablica upamiętniająca to wydarzenie została umieszczona na skale przy Niżnim Wodogrzmocie. Wodospad, kiedy widzi się go już któryś raz w życiu nie robi większego znaczenia. My sami często mijamy go, nie zatrzymują się przy nim. Postój czynimy obok, gdzie znajdują się ławeczki oraz toalety. Jemy śniadanie, którego w ramach oszczędności czasu i chęci dłuższego snu, nie zdążyliśmy spożyć rano.

Za Wodogrzmotami skręcamy w prawo i idziemy zielonym szlakiem w stronę Doliny Pięciu Stawów. Obok nas słychać szum Roztoki. Z czasem po prawej stronie ukazuje się nam piękny masyw Wołoszyna, który góruje nad całą doliną. Ścieżka zaczyna wznosić się delikatnie przez las i doprowadza nas do skrzyżowania czarnego i zielonego szlaku. Oba prowadzą do Doliny Pięciu Stawów. Oba niby są już otwarte, ale z racji jeszcze zimowych warunków i dużej ilości śniegu decydujemy się na wariant omijający Siklawę. Zresztą tym szlakiem już wiele razy szliśmy. Podejście szlakiem czarnym o tej porze jest dość strome i śliskie. Śnieg już lekko się topi, co nie ułatwia  podejścia. Zakładam raki, które na tym odcinku raczej się przydają, podobnie jak kijki. Po jakiś 20-30 minutach dość stromego podejścia pojawiamy się pod schroniskiem w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Trochę tu ludzi jest, a schronisko prowadzi sprzedaż okienkową. To nam jednak nie przeszkadza. Przy tak pięknej pogodzie, żal byłoby siedzieć w środku. Kupujemy „napoje” i zajmujemy miejsce na ławeczce nad lekko odtajającym stawem. Wokół nas piękne widoki, słoneczna i bezwietrzna pogoda.
Ruszamy w stronę Szpiglasowej Przełęczy. Co prawda jest już maj, ale szlak jeszcze ma zimowy przebieg i trawersuje zbocze Miedzianego. Obchodzimy więc Przedni Staw Polski (nie da się po niej już przejść, gdyż lód się topi) i tuż za nim skręcamy w lewo, by rozpocząć podejście na przełęcz. 

Zdobywcy Szpiglasowego

Za Przednim Stawem podchodzimy na niewielkie wzniesienie prowadzące w okolice szczytu o nazwie Niedźwiedź, a następnie zaczynamy trawers Miedzianego, mijając kolejno Hruby Piarg (największy w całej dolinie stożek usypany z piargu – teraz oczywiście pod śniegiem) i Miedziany Kostur (skalne żebro opadające z Miedzianego). Za Miedzianym Kosturem obieramy kierunek na lewo i kontynuujemy trawers. Teraz jednak rośnie nachylenie zarówno ścieżki, jak i zbocza po prawej stronie. Trzeba uważać, bo poślizgnięcie może kosztować długi zjazd w dół. O ile tu jeszcze idzie się w miarę dobrze, to najbardziej stromy odcinek jest przed samą przełęczą nim jeszcze dojdzie się do łańcuchów, które dziś częściowo są przysypane śniegiem. Od momentu dotarcia do łańcuchów szlak nie powinien sprawiać już trudności. Warto zaznaczyć, że mamy już 16 maja i śnieg zaczyna się topić. Jest to ostatni weekend, kiedy w zasadzie dało się iść zimowym wariantem szlaku. Śnieg już wtedy był dość mokry, a w dolnych partiach podejścia odsłaniały się skały i kosodrzewina. Mimo wszystko byliśmy zadowoleni, że udało nam się pójść tym szlakiem w jego wersji zimowej, bo letnią wersją już szliśmy kilka razy. Po jakiejś godzinie, może półtorej od wyruszenia spod schroniska (w sumie nie liczyliśmy, ile nam to zajęło) dotarliśmy na Szpiglasową Przełęcz. 

5 Stawów 

Jest to siodło położone na wysokości 2110 m n.p.m. na początku długiej północno-wschodniej grani Szpiglasowego Wierchu. Przełęcz oddziela Szpiglasowy Wierch i Miedziane. Stanowi ona jedno z dwóch przejść łączących Dolinę Pięciu Stawów Polskich i kotlinę Morskiego Oka. Stąd na Szpiglasowy Wierch jest jakieś 15 minut drogi. Nie jest ona ani wymagająca ani trudna. Wejścia na ten szczyt nie można soie odmówić, zwłaszcza że jest on jednym z piękniejszych w Tatrach. Szpiglasowy Wierch to szczyt oferujący nieziemskie widoki, a przez to mój ulubiony obok Krywania i Koprowego Wierchu. Mierzy on 2172 m n.p.m.  Co widać ze Szpiglasowego Wierchu? Przy takiej pogodzie, jaka nam się dziś trafiła mam wrażenie, że wszystko, co chciałoby się zobaczyć. Jest tak pięknie, że człowiek nie wie, w którą dokładnie stronę skierować wzrok. Na szczycie spędzamy jakieś pół godziny. Chciałoby się dłużej, ale niestety czas nas nagli. Musimy wracać. Najpierw docieramy na Szpiglasową Przełęcz, a z niej kierujemy się w stronę Morskiego Oka. Tu ponownie przyjdzie nam się przez jakiś czas zmagać ze śniegiem. Na przełęczy i na Szpiglasowym Wierchu już go prawie nie było. Czeka nas teraz mniej więcej półtoragodzinne przejście tak zwaną „Ceprostradą”. 

Trwers zboczem Miedzianego

Nazwa ceprostrada pochodzi od słów ceper (turysta w Tatrach) i autostrada, jako że powszechnie się uważa że każdy turysta może go bez problemów przejść. Według wstępnych założeń, ceprostrada miała prowadzić dalej, przez Szpiglasowy Wierch, Liptowskie Mury i Gładką Przełęcz, aż do Kasprowego Wierchu, jednak ze względu na protest władz czechosłowackich, ostatecznie powstał jedynie obecnie istniejący odcinek, czyli żółty szlak łączący Szpiglasową Przełęcz z Morskim Okiem.
Ponownie zakładam raki, które podczas zejścia przydają się bardziej niż podczas wejścia. Co prawda na początku wplata się w niej sporo trawy, ale potem jest sporo śniegu. Szlak w kilku miejscach biegnie inaczej niż latem, w kilku miejscach w śniegu robią się dość pokaźne szczeliny, więc trzeba zachować ostrożność.

Idziemy więc Ceprostradą. Nasza ścieżka trawersuje zbocze Miedzianego, po prawej stronie w dole widoczna jest Dolinka za Mnichem, odsłania się widok na Mnichowe Stawki (zanikające w czasie suszy). Jeszcze niżej przy rozwidleniu szlaków (czerwony biegnie dnem dolinki na przełęcz Wrota Chałubińskiego) znajduje się mały Stawek Staszica – ok. 1785 m. Mnich widziany z tej perspektywy wydaje się maleńki i niepozorny, zupełnie nie przypomina szczytu widzianego z rejonu Morskiego Oka. Przed nami otwierają się widoki na majestatyczne ściany Żabiej Grani, Rysów, Kazalnicy, Mięguszowieckich Szczytów i Cubryny.
Następnie mijamy próg Dolinki za Mnichem. Dalej szlak obniża się przez Mnichową Płaśń i zakosem przez  dolinkę Nadspady. Kamienna ścieżka, którą idziemy jest szeroka i równa, ale momentami może się wydać nużąca. Na szczęście jest bardzo urokliwa, głównie za sprawą Morskiego Oka i zawieszonego ponad nim Czarnego stawu pod Kazalnicą, których widok towarzyszy nam przez większą część trasy. W dolnej części szlaku poruszamy się wśród gęstwiny kosówek, poprzetykanych jarzębinami, brzozami karpackimi i limbami. Na ostatnim odcinku Ceprostrada prostym trawersem przecina Szeroki Żleb oraz Marchwiczny Żleb i kończy się przy placyku przed Starym Schroniskiem.

Zejścia Ceprostradą

Widziane z góry tłumy zebrane nad Morskim Okiem zniechęcają nas skutecznie do pojawienia się w tej okolicy. I choć Morskie Oko jest piękne, to nie mamy ochoty, by się pojawiać nad jego brzegiem. Przysiadamy na za to na chwilę pod schroniskiem, by odpocząć przed czekającym nas 9 kilometrowym zejściem asfaltową drogą. Niby nie brzmi źle, ale naprawdę potrafi nieźle człowieka wykończyć, zwłaszcza, że czuje się tu on jak na Krupówkach, przepychając się między tłumami turystów i uciekając przed pędzącymi bryczkami konnymi. To odbiera radość wędrówki. Poza tym sam asfalt niekoniecznie sprzyja kolanom po całym dniu wędrówki. Ale jak nie da się wrócić inaczej, to trzeba tak.

Pokonaliśmy dziś około 26 km, robiąc 1300 metrów przewyższenia. Czas naszej wędrówki wyniósł około 9 godzin. 

Widoki z Głodówki




W stronę Pięciu Stawów czarnym szlakiem











































1 komentarz:

  1. Oooo dzień dobry ;) Miło się tu znaleźć ;) Co do wycieczki to mega!!!

    OdpowiedzUsuń