Bałwanek na Śnieżce |
Na Śnieżce byliśmy w sierpniu i powiedziałam wtedy, że wrócimy na nią dopiero zimą. Ale właśnie zima w Karkonosze nadeszła. Trochę wcześnie, bo to dopiero początek października, ale chyba lekko stęskniliśmy się za zimowymi krajobrazami. Co prawda miały być dziś Rudawy Janowickie albo ostatnie z Tysięczników Ziemi Kłodzkiej. Rano przywitała nas dość ponura aura, więc spojrzeliśmy na kamerki. Obłędny widok z ośnieżonej Śnieżki szybko zweryfikował nasze plany. Idziemy na Śnieżkę! Kocioł Łomniczki będzie doskonałym pomysłem, bo pewnie niebawem, jak spadnie więcej śniegu, będzie zamknięty. Jest więc doskonała okazja, by zobaczyć go lekko ośnieżonego. Tradycyjnie w Karpaczu parkujemy na ulicy Olimpijskiej i kierujemy się na czerwony szlak, prowadzący do Kotła Łomniczki. Jest to chyba najszybsze, ale też najbardziej strome dojście stąd na Śnieżkę. Pierwszy, leśny odcinek do najciekawszych nie należy, choć słońce przebijające się przez lekko zamglony las tworzy niesamowity klimat. W powietrzu czuć chłód (jest około zera stopni Celsjusza) i nawet szybkie tempo marszu nie pozwala się od razu rozgrzać.
Na szczęście podejście pod Dom Śląski oraz coraz bardziej grzejące słoneczko za chwilę da spore poczucie ciepła. Po jakichś 40 minutach docieramy do zamkniętego schroniska Łomniczka. Żal tego miejsca, bo było przyjemnym punktem na szlaku. Teraz obiekt straszy ogrodzony czerwonymi taśmami. Przysiadamy na chwilę na ławeczkach, które jeszcze pozostały, po czym ruszamy w stronę śniegu. Po dosłownie kilkudziesięciu metrach otwiera nam się rewelacyjny widok na Kocioł i górująca nad nim Śnieżkę. Widok dziś o tyle piękny, że na dole panuje jesień, a mniej więcej od wysokości 1300 metrów zima. Walka jesieni z zimą widoczna gołym okiem. Żółte liście drzew prezentują się uroczo na tle białej Śnieżki. A do tego błękitne niebo. Tylko w dole kłębią się mgły.
. Podejście Kotłem Łomniczki w stronę Domu Śląskiego według znaków zajmuje 1 godzinę. Nam chyba troszkę mniej. Idziemy dość szybko, zatrzymując się tylko na zrobienie zdjęć. Kotłem szliśmy wiele razy, ale jeszcze nigdy wtedy, gdy leżał w nim śnieg. Przechodzimy przez mostek na wodospadzie, a potem zaczynamy strome podejście do samego Domu Śląskiego. Szlak od mniej więcej 1200-1300 metrów jest w niektórych miejscach śliski, zwłaszcza w okolicy Symbolicznego Cmentarza. Trzeba po prostu uważać. Dzień wcześniej dość mocno lało, w nocy był mróz, który delikatnie oblodził kamyki.
Po niecałych 2 godzinach od startu w Karpaczu pojawiamy się przy Domu Śląskim, położonym na wysokości 1400 m n.p.m. Ludzi tu jak zwykle mnóstwo, a to głównie za sprawą wyciągu jadącego na Kopę, z której do Domu Śląskiego już rzut beretem. Nie są to na szczęście takie tłumy, jakie towarzyszyły nam podczas sierpniowego wejścia na szczyt. Tradycyjnie wchodzimy szlakiem prowadzącym wzdłuż łańcuchów, zatrzymując się na platformach, a schodzimy okrężnym. Dziś jest ten dzień, kiedy na Śnieżce nie wieje i kiedy zatrzymujemy się na niej na dłużej. Postanawiamy bowiem ulepić pierwszego w tym sezonie bałwanka :)
Poza tym skupiamy się na widokach, które tak jak wspomniałam za każdym razem są inne. Dziś czyste niebo przeplata się z unoszącymi się mgłami. Śnieżka z racji tego, że w całych Sudetach najwyższa (1603 m n.p.m.) jest doskonałym punktem widokowym w każdą stronę i tylko od warunków pogodowych zależy co dostrzeże nasz wzrok. A dostrzec można naprawdę sporo. Śnieżka znacznie góruje nad otaczającymi ją grzbietami (około 200m ponad Równią pod Śnieżką). Wznosi się w zachodniej części Czarnego Grzbietu. Na zachodzie Przełęcz pod Śnieżką oddziela ją od Równi pod Śnieżką, ku wschodowi ciągnie się Czarny Grzbiet, natomiast ku południowi odchodzi długie, boczne ramię ze wzniesieniami: Ruzova hora, Penkavcí vrch i Cervenv vrch.
Na szczycie Śnieżki znajduje się kilka obiektów służących obsłudze ruchu turystycznego, kultowi religijnemu, jak również obserwacjom meteorologicznym. Należą do nich: kaplica św. Wawrzyńca, budynek Obserwatorium Wysokogórskie Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, w którym kiedyś znajdował się bufet, budynek czeskiej poczty w stojący miejscu rozebranego schroniska, otwarty latem 2008, najwyżej położony punkt pocztowy w Czechach. Na Śnieżce, kiedy tylko jest ładna pogoda ludzi jest bardzo dużo. Z Pecu pod Śnieżką można tu wjechać wyciągiem i wielu z tej opcji korzysta, co przekłada się na oblężenie szczytu. Nie ma się co dziwić – każdy chce być na najwyższym szczycie w Sudetach.
Ze Śnieżki, podobnie jak w sierpniu schodzimy najpierw pod Dom Śląski a potem w stronę Strzechy Akademickiej. Już na początkowym odcinku zejścia widać, że pogoda zaczyna się psuć. Chmury z dolin podniosły się do góry i dosłownie w kilka chwil zasłoniły Śnieżkę. Straciliśmy ją z oczu dochodząc do Domu Śląskiego i tego dnia nie było dane nam już więcej jej dostrzec. Zdążyliśmy w zasadzie w ostatniej chwili z widokami na szczycie. Pokazuje to, jak szybko w górach pogoda potrafi się zmienić. Do Spalonej Strażnicy, a może i nawet kawałeczek dalej towarzyszy nam śnieg, przy czym im niżej, tym bardziej jest on roztopiony – takie pośniegowe błotko. Kiedy docieramy do Strzechy Akademickiej wita nas jesienna pogoda. Tu po zimie ani śladu. Pogoda nie jest już też taka, jak była godzinę temu. Ciemne chmury przesuwają się po niebie. Na szczęście nie ograniczają widoczności, a Kotlina Jeleniogórska pozbawiona już kotłujących się w niej chmur prezentuje się doskonale. Ponownie nie udaje się dojść do Samotni, ale niestety znów jesteśmy ograniczeni czasowo. Schodzimy więc żółtym szlakiem pod stację wyciągu, mając przez dość spory odcinek drogi widoki na Pielgrzymy z jednej strony i na Skalny Stół ze strony drugiej.
Wycieczka zajęła na dziś około 6 godzin i zrobiliśmy około 20 km. I najważniejsze przywitaliśmy pierwszy śnieg w Karkonoszach, który właśnie się stopił.
Pierwszy bałwan w tym roku :) Super...
OdpowiedzUsuń