czwartek, 14 sierpnia 2008

Pierwsze starcie z Doliną Gąsienicową i Karbem - 4 sierpnia 2008 roku


Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...
Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,
co nam ciała przezrocze tęczą blasków nasyca,
i wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,
i limb szumy powiewne, i w smrekowym szept borze,
pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną,
dźwięczne, barwne i wonne, w głąb zlatujmy błękitną.
Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...

Tetmajer - Melodia mgieł nocnych (Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)


Mgieł nad Czarny Stawem Gąsienicowym nie udało nam się zobaczyć, bo przyszliśmy za późno, a do południa pogoda była cudna. Tego dnia za to spotkały nas inne "atrakcje" :) Po długim oczekiwaniu w kolejce do kas ruszyliśmy z Kuźnic Doliną Jaworzynki. Cel naszej wspinaczki w zasadzie nie był bliżej określony. Szliśmy zobaczyć Czarny Staw Gąsienicowy. A co dalej? O tym jeszcze nie myśleliśmy.
Pogoda cudna, słoneczko mocno świeci, a nasze ramiona od wczoraj są całe spalone. Docieramy do Wielkiej Królowej Kopy (1499), tam chwilkę odpoczywamy, a potem udajemy się do Murowańca (po pieczątkę do książeczki GOT i na małe jedzonko - ależ my dużo słodkiego pochłaniamy podczas górskich wspinaczek).


Z Murowańca do Stawu Gąsienicowego(1637) idzie się gdzieś około 20-30 minut. Nam to, jak zwykle, zajmuje o wiele mniej czasu. Jedno narzuca tempo drugiemu i tak to już zawsze niemalże wbiegamy na szczyty. Nad Stawem Gąsienicowym zatrzymujemy się na dłuższą chwilkę, podziwiając okolicę i zastanawiając się nad dalszą wędrówką. Jacka kusi Zawrat, ale analizując mapę, dochodzimy do wniosku, że nie starczy nam czasu na taką wyprawę. Ja z kolei spoglądam na Karba i Kościelec, na których widać ludzi małych jak mrówki. Na jeden i drugi szczyt podejście jest strome. Żeby wejść na Kościelca, trzeba najpierw wspiąć się na Karba (1853). Podejmujemy decyzję o wejściu na niego, rezygnując z Kościelca, bo to góra, na którą wchodzi się i schodzi tym samym szlakiem. Zdobędziemy ją innym razem. Wspinamy się na Karba, momentami nawet na czworakach. Widoki są cudne, ale też wywołujące dreszczyk emocji. Idziemy skrajem, a pod nami jest Czarny Staw Gąsienicowy. Momentami ma się wrażenie, że wisimy nad nim. Wreszcie jesteśmy na szczycie :) Ależ tu wieje, telefonu i aparatu nie można utrzymać w ręku. Wiatr powiewa moimi włosami, które zasłaniają mi twarz. A tu jeszcze dzwoni mama z ostrzeżeniem, byśmy nie wychodzili wysoko, bo w tatrach zapowiadali ogromne burze z wichurami. Jej uwagi przyjmuję z dystansem, bo przecież świeci słoneczko i nie zanosi się na burzę. Tylko ten przerażający wiatr, momentami aż ogarnia mnie strach, że zwieje nas ze szczytu.


Schodzimy z Karba Halą Gąsienicową - tu wieje troszkę mniej. Jesteśmy osłonięci z każdej strony górami. Mijamy po drodze wiele stawików, większych i mniejszych. Tu znajdują się bowiem prawie wszystkie stawy Doliny Suchej Wody. Zatrzymujemy się na chwilę nad Czerwonymi Stawikami Gąsienicowymi, czyli dwoma stawikami, w których jak sama nazwa wskazuje, woda przybiera czerwonawy odcień. Od tej pory podejście jest coraz bardziej strome i ciężkie. Idziemy czarnym szlakiem, ale nie wiem, czy kolory szlaków mają jakieś znaczenie przy oznaczaniu ich trudności. Po dość ostrej wspinaczce i mijaniu ludzi narzekających na trudne podejście docieramy na Świnicką Przełęcz. Kolos Świnica kusi i zaprasza do wejścia, ale dziś też z niego rezygnujemy. Idziemy skrajną turnią na Kasprowy Wierch - widoki są cudne, wprost zachwycające. Bardzo ładnie widać słowacką część z Krywaniem na czele. Przeszkadza nam tylko silny wiatr, który okazał się złowróżebny i przywiał....


Nad Czerwonymi Wierchami ukazują się nagle czarne chmury, które w bardzo szybkim tempie suną w stronę Kasprowego Wierchu i na nas zmierzających w tym samym kierunku. Przyspieszamy kroku, a w zasadzie już biegniemy, by w razie co schronić się przed burzą. Typowe górskie załamanie pogody. Piękny poranek, piękne południe i część popołudnia i nagle wiatr, chmury i burza z ulewą i gradem. Chyba znacznie łatwiej jest przewidzieć burzę i uciec żaglówką w trzcinę na Mazurach niż w górach, Tam burzowe chmury widać znacznie szybciej, bo przestrzeń jeziora jest otwarta. W górach natomiast nie wiadomo kiedy chmury wyłonią się zza szczytów.


Docieramy na Kasprowy Wierch, mając nadzieję, że uda nam się kolejką zjechać na dół. Niestety, na zjazd czeka tłum ludzi, a jeszcze się okazało, że z powodu silnego wiatru i nadciągającej burzy kolejkę zatrzymano i na razie nie kursuje. Przed nami jest do podjęcia ciężka decyzja: czekać czy zbiegać na dół? Czekanie na górze nie ma chyba sensu, bo nie wiadomo, kiedy wznowią ruch kolejki, a jest już późno. Decydujemy się schodzić w dół, wiedząc, że ryzykujemy, bo burza w górach bywa bardzo niebezpieczna. Ale nie mamy wyjścia. Drogowskazy pokazują czas zejścia 2 godziny 5o minut. Liczymy, że uda nam się tę trasę pokonać szybciej. Niebo robi się coraz ciemniejsze, a m zbiegamy w dół. Pioruny i błyskawice walą z każdej strony.


W końcu dopada nas ulewa z gradobiciem. A my w krótkich spodenkach i koszulkach na ramiączkach, bo rano wyjęliśmy kurtki, które nosiliśmy w plecakach niepotrzebnie przez 2 dni. W moim plecaku mam tylko foliowy płaszczyk przeciwdeszczowy, ale jego założenie to nie lada wyzwanie. wiatr go targa w każdą stronę, a grad uderza z ogromną siłą w nas, powodując lekki ból. Biegniemy co sił w nogach, bo burza i deszcz wzmagają się. Mój płaszcz na nic się nie zdaje, bo cała jestem mokra. Trzeba jednak uważać, bo skały są bardzo śliskie i chwila nieuwagi grozi upadkiem. Wbiegamy w las, ale deszcz pada nawet przez drzewa. Mijamy Myślenickie Turnie, gdzie wielu turystów chowa się pod daszkiem. Nie zatrzymujemy się tu, lecz pędzimy w dół, nie czując już nic poza zimnem i mokrymi ciałem i garderobą. 1 godzina , 40 minut i jesteśmy na dole. Kiedy docieramy do Kuźnic deszcz powoli ustaje, a my strasznie zmarznięci marzymy tylko o tym, by się ogrzać i przebrać w coś suchego.




1 komentarz:

  1. SZ.P.GOSIU! JEŚLI NIE BYŁAŚ ZAPRASZAMY NA NAJWYŻSZĄ GÓRĘ POMORZA, NA WIEŻYCĘ W BORACH TUCHOLSKICH. TU TAKŻE MOZNA ZOBACZYĆ WIELE ,,CUDÓW'' /NP. DOM W SZYMBARKU GDZIE KASZUBI TAK POPILI,ŻE POSTAWILI GO NA DACHU!/. POCHODZIĆ SZLAKAMI PO ŚLADACH PARTYZANTÓW GRYFA POMORSKIEGO. POPŁYWAĆ KAJAKIEM PO BRDZIE.ZAPRASZA, ZIELONY.

    OdpowiedzUsuń