Dziś naszym celem są Małe Pieniny. Mają one długość 14 km, szerokość 4 km, grzbietem biegnie granica między Polską a Słowacją. Praktycznie całą granią Małych Pienin prowadzi niebieski szlak turystyczny, przedłużenie szlaku wiodącego Pieninami Właściwymi. Trasa jest bardzo atrakcyjna krajobrazowo, w większości poprowadzona terenami odkrytymi z rozległymi widokami na Tatry, Gorce, Beskid Sądecki, Beskid Wyspowy oraz góry na Słowacji. Kolejnym plusem tego rejony jest fakt, że nie jest tu tak tłumnie jak na przykład na Sokolicy czy Trzech Koronach. Zimą można nawet liczyć tu na puste szlaki.
Pasmo to charakteryzują duże wysokości względne, średnio wynoszą one 300 m, ale dochodzą do 500 m, o czym mogliśmy się przekonać wchodząc na Wysoką. Najwyższym szczytem, będącym jednocześnie najwyższym w całych Pieninach, są właśnie Wysokie Skałki, zwane też Wysoką (1052 m). Występuje tu wiele wapiennych wzniesień o ostro zarysowanych kształtach i gołych ścianach: (Bystrzyk, Łaźne Skały, Rabsztyn).
Nazwa Małe Pieniny pojawiła się dopiero w połowie XIX wieku, w dokumentach z XVIII w. występowało określenie Szlachtowskie Góry.
Rankiem podjeżdżamy do Jaworek. Tu zostawiamy samochód na parkingu położnym jakieś 200 metrów od szlaku prowadzącego Wąwozem Homole. Koszt to 4 zł za godzinę, ale my wiemy, że będziemy potrzebować parkingu na cały dzień, więc płacimy 25 zł i ruszamy na szlak.
Wąwóz Homole, do którego za chwilę wjedziemy, to chyba jeden z piękniejszych wąwozów w Polsce. Warto tutaj dodać, że w Polsce, bo zdecydowanie piękniejszymi można wędrować na Słowacji. Jego dnem płynie potok Kamionka, który odegrał dużą rolę w rzeźbieniu koryta wąwozu. Potok tworzy liczne kaskady, a w jego korycie znajdują się ogromne głazy. Płynie nim krystalicznie czysta woda. Nazwa wąwozu pochodzi od ruskiego słowa homoła, które oznacza obły, bezrogi (nawiązanie do kształtu doliny)
Przez wąwóz mający długość około 800 metrów przemieszczamy się zielonym szlakiem. Kilkakrotnie przekraczamy potok, przechodząc po metalowych mostkach. Dawniej jednak ich nie było i trzeba było zwinnie przeskakiwać po kamykach.
Wejście do Wąwozu Homole jest tuż przy samej ulicy. Wstęp do wąwozu, z tego, co wyczytałam, jest bezpłatny. Przechodzimy więc przez drewniany mostek na potoku Kamionka i możemy obserwować pierwsze skały (Wapiennik, Niska Skała, Wysoka Skała, Grzebień). Przez pierwsze metry przemierzania wąwozu czuć mróz, ale dość szybko się rozgrzewamy.
Zielony szlak, po przejściu wąwozu doprowadza nas na Dubantowską Dolinkę, położoną na wysokości około 640 m n.p.m. Znajdują się tu ławeczki i stoliki, a przede wszystkim ciekawe formy skalne, jak na przykład Kamienne Księgi. Zaintrygowana nimi wyczytałam w Wikipedii, że "Według opowiadań najstarszych wśród miejscowej ludności zapisane są w nich wszystkie losy ludzkie. Jest to zaszyfrowane pismo, którego nikt dotąd nie dał rady odczytać. Udało się to dopiero pewnemu staremu popowi z Wielkiego Lipnika na Słowacji, ale Pan Bóg nie chcąc, by ludzie poznali koleje swojego przyszłego życia, odebrał mu mowę."
W okolicy Jameriskowych Skałek robimy sobie krótki przystanek, a potem po przejściu kilkuset metrów przez las wychodzimy na dolną część polany Rówienki. W lecie działa tu baza namiotowa SKPB. Przez chwilę przemieszczamy się wzdłuż potoku Kamionka. Nasz szlak prowadzi teraz długim podejściem przez rozległą halę z pięknymi widokami. Nie jest ona bardzo stromy, ale z racji miękkiego śniegu czasem ciężko się idzie. W górnej części polany, mniej więcej tam, gdzie rozpoczyna się Rezerwat Wysokie Skałki robimy przerwę na drugie śniadanko. Siadamy pod rozłożystym, jedynym drzewem w tej okolicy, w promieniach zimowego słoneczka, z widokiem na Beskid Wyspowy.
Ścieżka pnie się dość ostro w górę zakosami. Z jednej strony mamy barierki do przytrzymania się, pod nogami lód, a co pod lodem? Nie wiemy, jak wygląda szlak latem - być może są tam wygodne schodki przysypane teraz śniegiem. Pierwsze kilkadziesiąt metrów próbujemy pokonać bez zakładania raczków, ale niestety się nie da.
Z każdym zdobywanym metrem lód jest coraz większy, a i stromizna też. Zakładamy więc raczki, stwierdzając, że niepotrzebnie się bez nich męczyliśmy i dodatkowo traciliśmy czas. Teraz w znacznie szybszym tempie docieramy do miejsca, gdzie szlak zielony łączy się z niebieskim prowadzącym w stronę Durbaszki. Zielony natomiast omija Wysoką. Chcąc wejść na nią obieramy trzecią opcję, bezszlakową. Przez chwilę wędrujemy szlakiem niebieski, a potem odbijamy w lewo i zaczynamy dość ostre podejście na Wysoką.
W kilku miejscach pojawiają się metalowe schodki, po drodze platforma z punktem widokowym na Tatry i Pieniny. Gdyby nie zimowe warunki to szlak nie należałby do dość wymagających. Dziś w raczkach wejście na Wysoką też nie stanowi większego problemu. Bez nich pod samym szczytem byłoby bardzo ciężko, zwłaszcza podczas zejścia.
Wysoka nas urzeka, zwłaszcza rozległą panoramą. Jest to szczyt położony na granicy polsko-słowackiej, mający wysokość 1050 m n.p.m. i dzięki temu zyskujący miano najwyższego w całych Pieninach. Co prawda Wysokie Skałki, pomimo, że najwyższe, to nie są tak popularne, jak Trzy Korony czy Sokolica ze słynną sosenką. Ale to chyba dobrze, bo dzięki temu panuje tu większy spokój. Co prawda nie byłam tu latem, ale podejrzewam, że nie trzeba czekać w kolejce, by wejść na szczyt, tak jak się czasem czeka w kolejce, by wejść na platformy widokowe na wspomnianych wcześniej dwóch pienińskich szczytach.
Z Wysokiej wracamy na szlak niebieski. Wcześniej jednak czeka nas dość powolne zejście ze szczytu, zwłaszcza na jego początkowym odcinku, gdyż jest bardzo ślisko. Wędrujemy dalej szlakiem niebieskim. Czeka nas teraz strome podejście na kolejny szczyt – Borsuczyny (939 m n.p.m.). Idąc od Wysokiej z prawej strony mamy ścieżkę, którą można ominąć Borsuczyny. Kierujemy się dalej szlakiem niebieskim w stronę kolejnego szczytu – Durbaszki. Mniej więcej na jej wysokości jest zejście do schroniska pod Durbaszką. Zostawiamy ją sobie na powrót. Tymczasem przysiadamy na ławeczce z widokiem na Pieniny. Stąd mamy jeszcze jakieś 2 km do Wysokiego Wierchu – celu naszej wyprawy.
Droga na niego niezwykle widokowa, a na ostatnim etapie także stroma. Wysoki Wierch to wisienka na torcie naszej dzisiejszej wyprawy. Widoki stąd obłędne, a ławeczka kilkanaście metrów poniżej szczytu pozwala na relaks z dala od tłumów.
Wysoki Wierch (898 m n.p.m.) to dość wyodrębniony, bezleśny, kopulasty szczyt, ze wszystkich stron otoczony dużymi łąkami. Dzięki temu rozciągają się z niego jedne z najładniejszych w Pieninach widoków na Masyw Trzech Koron, Tatry, Gorce, Beskid Wyspowy, Beskid Sądecki i pobliską Grupę Golicy.
Na Wysokim Wierchu spędzamy dużo czasu, bo tu świętujemy 11. urodziny Michała 😉
Następnie kierujemy się w stronę schroniska. Schronisko pod Durbaszką, a właściwie Górski Ośrodek Szkolno-Wypoczynkowy to bardzo klimatyczne miejsce, ciekawie położone na wysokości 850 m n.p.m. Obsługa jest tu miła, jedzenie smaczne, choć jego wybór nie za duży. Niestety, kiedy siedzieliśmy tu dłużej, było zimno. Kominek obok nas prawie przygasł, więc po jakichś 40 minutach zdecydowaliśmy się na powrót. Ze schroniska decydujemy się już na zejście na dół drogą dojazdową, mającą około 3 km długości.
Droga ta jest niezwykle widokowa, a dziś dodatkowo stała się mieszanką wszystkiego, co na drodze znaleźć się może, czyli błota, śniegu, wody… Odcinek ten pokonujemy w półtorej godziny, a to niecałe 3 km w dół, ale widok gór na tle zachodzącego słońca i zabawy w śniegu znacznie opóźniają tempo naszej wycieczki.
Wycieczka nie mierzyła wiele kilometrów, bo około 14, przewyższenie też nie było duże, bo wyniosło około 750 metrów. Mieliśmy za to ogrom widoków w każdą stronę świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz