czwartek, 7 lutego 2019

Kuźnice - Murowaniec - Kasprowy Wierch - Myślenickie Turnie - Kuźnice - 7 lutego 2019


Kasprowy Wierch – to słowo chodzi nam po głowie od czasów jeszcze sprzed wyjazdu na ferie. Zimowe Tatry zawsze były naszym marzeniem. Ale nie dolinki mieliśmy na myśli, bo po nich zimą już spacerowaliśmy, a i nawet jak Michaśko miał 3 lata wjechaliśmy kolejką na Kasprowy Wierch. Ale to nie to samo. Pora na zimowe zdobycie jakiegoś poważniejszego szczytu w Tatrach. Kasprowy Wierch wydał się najlepszym pomysłem i miał być najważniejszym elementem wyjazdu na ferie. Jeszcze tydzień przed nie wiedzieliśmy do końca, czy pomysł uda się zrealizować, bo warunki pogodowe były niezbyt sprzyjające, a lawinowa trójka zdecydowanie skazywała pomysł na porażkę. Pogoda jednak w górach jest nieprzewidywalna i codzienna jej analiza utwierdzała nas w przekonaniu, że jednak może się uda. W środę i czwartek zagrożenie lawinowe wynosiło już tylko 1, a pogoda była fantastyczna. Nie można było tego zmarnować.
A tak abstrahując od wyższych celów, to wejściu przyświecał jeden przyziemny - sernik na Kasprowym, o którym Michaśko marzył od dłuższego czasu :)


Wczesna pobudka i z Rabki ruszamy do Zakopanego. Pusta „zakopianka” to coś, czego chyba jeszcze nigdy nie doświadczyliśmy. Puste Zakopane wczesnym rankiem też wprawia nas w zdziwienie. Szukamy dogodnego miejsca parkingowego przy dworcu. Udaje się je szybko znaleźć i 2 minuty później znajdujemy się w busie jadącym do Kuźnic. Radość ogromna, bo pogoda cudowna, a moment znalezienia się na szlaku bliski.
Decydujemy, że na Kasprowy wejdziemy przez Murowaniec, a zejdziemy przez Myślenickie Turnie. Schronisko na trasie nam się przyda. Poza tym, gdyby warunki się pogorszyły, zawsze można na Hali Gąsienicowej wycieczkę zakończyć. Natomiast takiej opcji nie ma na szlaku prowadzącym przez Myślenickie Turnie. Startujemy z Kuźnic około godziny 7.30. Na szlaku jest w zasadzie jeszcze pusto. W powietrzu czuć lekki chłodek, ale szybko będziemy pozbywać się kolejnych warstw ubrania.
Idziemy niebieskim szlakiem prowadzącym przez Boczań. Wolimy go zdecydowanie bardziej niż żółty, biegnący Doliną Jaworzynki. Różnica polega na tym, że ten pierwszy mniej więcej równomiernie rozkłada poziom przewyższenia, fundując nam jednak sporą rozgrzewkę na samym początku wędrówki. Ale jednocześnie oferuje dość szybko piękne widoki. Drugi natomiast, czyli żółty prowadzi przez dłuższy czas spokojną piękną dolinką, by dopiero potem zacząć szybko i ostro piąć się w górę. Nieważne, który szlak wybierzemy – oba są super, oba mają taki sam czas przejścia i oba zaczynają oraz spotykają się w tym samym miejscu, czyli najpierw w Kuźnicach, a potem na Przełęczy między Kopami (tzw. Karczmisku, położonym na wysokości 1499 m n.p.m.).


Szlak niebieski po około 10 minutach drogi doprowadza nas do skrzyżowania. My obieramy kierunek w prawo, ale można też iść prosto zielonym szlakiem i zdobyć np. Nosal. Pierwszy pokonany przez nas odcinek jest dość śliski, dlatego na rozdrożu zakładamy raki, choć potem w zasadzie do samego Murowańca da się pokonać trasę bez nich. Pozbywamy się też jednej warstwy ubrań i ruszamy dalej. Jest delikatnie stromo, jeśli tak można powiedzieć. Ludzi na szlaku na razie minimalna ilość. W sumie dziś poza samym Kasprowym i narciarzami z niego zjeżdżającymi nie możemy narzekać na tłumy. Po mniej więcej 15 minutach docieramy do zakrętu, z którego roztacza się widok na ośnieżone szczyty. Widać pięknie Giewont i Kalatówki. Radość ogromna, bo za kilka godzin będziemy tam wysoko. Tymczasem za kilkanaście minut opuścimy las i dostaniemy się na grzbiet Skupniowego Upłazu. Oddziela on Dolinę Jaworzynki od Doliny Olczyska. Odsłaniają się przez nami cudne widoki. I właśnie za nie najczęściej decydujemy się na ten szlak. Im wyżej, tym piękniej. Za plecami przez cały czas mamy Babią Górę. Pięknie widać też Nosal i Kopieniec, które górują nad Doliną Olczyską. Kiedy podjedziemy nieco wyżej trawersując grzbiet Skupniowego Upłazu odsłaniają się widziana z góry Dolina Jaworzynki. Stąd już tylko kawałeczek drogi i niewielkie podejście na Karczmisko, będące wrotami do Hali Gąsienicowej. Jeszcze tylko chwil i odsłoni się przed nami jeden z piękniejszych niżej dostępnych widoków w Tatrach. Taki pocztówkowy klasyk, jeśli chodzi o widoczki. Wcześniej jednak chwila odpoczynku na słoneczku. W sumie od startu z Kuźnic to dopiero pierwsza przerwa. Wiemy, że kolejna będzie za chwilę w Murowańcu, ale tu jest tak pięknie, ciepło i słonecznie, że grzechem byłoby nie skorzystać z chwili wytchnienia w takich warunkach.


Do schroniska Murowaniec prowadzi wygodna, dziś super udeptana szeroka droga. Hala Gąsienicowa jest praktycznie pusta. Spotykamy po drodze tylko kilka pojedynczych osób. Z każdej strony otaczają nas skąpane w słońcu Tatry z dominującym Kościelcem. Hala Gąsienicowa to obecnie w potocznym rozumieniu jest to nazwa północnej części Doliny Gąsienicowej w Tatrach obejmującej Rówienki i otoczenie schroniska „Murowaniec”. Znajduje się na niej także kilka innych budynków: szałasy, leśniczówka, strażniczówka TPN „Gawra”, Stacja Obserwacyjna Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN i baza taterników, tzw. „Betlejemka”. Na Hali byliśmy wiele razy, bo to dobre miejsce wypadowe w różne wyższe rejony Tatr. Rok temu np. idąc czarnym szlakiem z Brzezin dotarliśmy tu, by wejść na Krzyżne.
Odcinek z Przełęczy między Kopami a Murowańcem pokonujemy leniwym tempem, delektując się ciszą i pustką. Pogoda jest idealna, godzina wczesna. Już wiemy, że pomysł wejścia na Kasprowy Wierch jest realny i podejmujemy się jego realizacji. Tymczasem pora na odpoczynek w schronisku PTTK „Murowaniec”. W środku jest względnie pusto, mamy dla siebie cały stolik. Do naszej obecnie 4-osobowej ekipy dołączają tu 2 osoby . Silna 6-osobowa drużyna Sudeciaków jest więc gotowa na podbój Kasprowego J Startujemy pełni energii.


Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie pod Murowańcem i jakieś niecałe 2 godziny dzielą nas od znalezienia się na szczycie. Oj, już wiemy, że to będą niezwykle piękne chwile, pełne zachwytu, śmiechu i dobrej zabawy.  A przede wszystkim kolejny raz uświadomimy sobie, że zima w górach, a w Tatrach zwłaszcza jest przepiękna. Pierwszy etap naszej trasy to spokojne podążanie w górę. Mijamy odbijający w lewo niebieski szlak prowadzący na Czarny Staw Gąsienicowy. Nam na sam szczyt będą towarzyszyć żółte znaczniki. Może o tej porze roku nie tyle znaczniki, co tyczki, bo śniegu jest sporo. Chyba jednak nie tak dużo jak w Karkonoszach, albo to może tylko nasze złudzenie. Po dojściu do dolnej stacji wyciągu szlak zaczyna się dość mocno piąć w górę. Od tej pory wejście bez raków jest raczej niemożliwe. Śnieg jest twardy, dość mocno zmrożony, a do tego nasila się wiatr, który przed samym szczytem i na szczycie stanie się uciążliwy. Czym jest jednak wiatr w porównaniu z pięknem otaczającej nas przyrody. Pierwszy raz mamy okazję podziwiać z bliska ośnieżone tatrzańskie szczyty, które prezentują się całkiem odmiennie niż latem. Zresztą sam Kasprowy zimą robi większe wrażenie niż latem. Latem zdobycie tego szczytu to tak naprawdę spacer wymagający trochę lepszej kondycji. Zimą jednak robi się już z tego mała wyprawa, wymagająca uwzględnienia warunków, kondycji, przeliczenia zwiększonego czasu, wymagająca uwzględniania tego, że trzeba użyć raków, można zapadać się w świeżym śniegu, czy też  wracać z czołówką, bo szybko robi się ciemno. Ale na pewno warto się na ten szczyt wybrać.
Kasprowy wita nas dość zimnym wiatrem i dużym oblodzeniem oraz sporą ilością osób, którzy wjechali tu kolejką, a teraz podejmują zmagania ze śliskim szlakiem, zjeżdżając na tyłkach ze szczytu Kasprowego do stacji kolejki. Chwilami robi się to niebezpieczne, kiedy pod nogi wpadają nam upadający turyści.


Kasprowy Wierch to szczyt o wysokości 1987 m n.p.m. położony w Tatrach Zachodnich. Góruje on nad trzema dolinami: Bystrej, Suchej Wody Gąsienicowej i Cichej. Nazwa Kasprowy Wierch pochodzi od leżącej u podnóży szczytu Hali Kasprowej, a ta z kolei według podań ludowych od imienia lub przezwiska jej właściciela – górala Kaspra.
Z Kasprowego Wierchu roztaczają się wspaniałe widoki w każdą stronę. Czasem mam wrażenie, że szczyt jest nieco niedoceniony albo przytłoczony przez tłumy obecne z powodu kursującej na szczyt kolejki. Na wschodzie i południowym wschodzie możemy podziwiać Granaty, Kościelec, Kozi Wierch, Zawratową, Niebieską i Gąsienicową Turnię oraz Świnicę, na południu galerię szczytów słowackich, na zachodzie szczyty Tatr Zachodnich (a wśród nich Starorobociański Wierch, Czerwone Wierchy oraz Giewont). Na północy, w dole widoczne jest Zakopane.


Powyżej stacji znajduje się Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne. Stoi na samym szczycie, na wysokości 1987 m n.p.m. i jest najwyżej położonym budynkiem w Polsce. Atrakcją szczytu jest słynna dzwonnica, z którą mam wrażenie, że każdy robi sobie zdjęcie.
Schodzimy do położonej nieco niżej stacji kolejki. Tam cudem udaje nam się znaleźć miejsce siedzące. Nie wiem, jak to się stało, ale w środku spędzamy leniwe półtorej godziny. Troszkę się zasiedzieliśmy, a tu jeszcze czeka nas spory kawałek drogi powrotnej. Zdecydowaliśmy, że wracamy przez Myślenickie Turnie. W tym celu ponownie musimy podejść kilkanaście metrów wyżej na szczyt. Tam już prawie pusto.  To idealny moment na sesję zdjęciową, zwłaszcza że słońce powoli chyli się ku zachodowi, dając niesamowite światło i tworząc super kolorki na niebie.
Szlak prowadzący w stronę Myślenickich Turni jest dość mocno oblodzony. Bez raków ciężko byłoby postawić nogę, ale oczywiście odważni się znaleźli. Chyba jednak nie pora, by pisać tu kolejny raz o nieprzygotowanych turystach, zwłaszcza z dziećmi. Szlak jest przez nas kilkukrotnie przedeptany, więc jak najbardziej znany. W początkowym odcinku bardzo widokowy i piękny, zimą jeszcze bardziej. Efekt zachodzącego słońca dodatkowo wzmacnia piękno tego wieczoru. Zejście jest dość szybkie i dosyć szybko wytracamy wysokość. Na wysokości Myślenickich Turni robimy krótki postój. Jest to zbudowana ze skał osadowych czuba na północnym grzbiecie Kasprowego Wierchu, o wysokości 1354 m n.p.m. Na Myślenickich Turniach znajduje się stacja pośrednia kolei linowej z Kuźnic na Kasprowy Wierch. Myślenickie Turnie otoczone są lasem regla górnego. 


Widoczny jest Giewont, Kasprowy Wierch, Sucha Czuba i otoczenie Doliny Bystrej: Dolina Goryczkowa, w dole polana Kalatówki i Dolina Kondratowa oraz dolna i górna stacja kolejki. Na Myślenickich Turniach zastaje nas już prawie zmrok. Zapalmy czołówki i spokojnie schodzimy na dół. W sumie jeszcze sporo czasu minie, zanim uda nam się dotrzeć z powrotem do Rabki. Mniej więcej w około godzinę trafiamy do Kuźnic i udaje nam się od razu wskoczyć do busa do Zakopanego. Z racji, że nie byliśmy tu około półtora roku, to idziemy na Krupówki, prawie już opustoszałe. Ale były dzieciom obiecane, więc idziemy. Późno już, ale w sumie jutro nie musimy wcześniej wstawać, więc dziś możemy sobie pozwolić na późny powrót. Ostatni etap naszej wycieczki to powrót do auta zaparkowanego obok dworca.
Zrobiliśmy dziś łącznie około 25 km. Czasu włóczenia się nie liczymy, bo z zasadzie od przed 7 do około 20 byliśmy na nogach z dłuższymi lub krótszymi przerwami.






































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz