sobota, 9 lutego 2019

Kudłacze - Lubomir - Kudłacze - 9 lutego 2019

Jedyny na trasie punkt widokowy kawałek za Trzema Kopcami
Pomysł wycieczki na Lubomir gdzieś nam w głowie świtał, ale nie był celem, który podczas tego wyjazdu chcieliśmy za wszelką cenę zrealizować. Wczorajsza rozmowa z gospodarzem schroniska na Luboniu Wielkim utwierdziła nas jednak w przekonaniu, że warto wybrać się na ten szczyt, zwłaszcza że jest po drodze. Jego zdobycie nie wymaga większego wysiłku ani dużej ilości czasu. Pakujemy się więc rano i ruszamy w stronę Pcimia, a dokładnie do miejscowości Kudłacze, skąd planujemy ruszyć na szczyt.
Parkujemy jakieś 200 metrów poniżej schroniska PTTK Kudłacze (parking płatny 10 zł), skąd roztacza się przepiękny widok na Tatry (na powrocie już go nie będzie, bo pogoda się zepsuje). Mega oblodzoną drogą udajemy się do schroniska. Wstępujemy do niego, ponieważ potrzebujemy przybić pieczątkę w książeczce Diademu Polskich Gór oraz zakupić drewniany znaczek turystyczny.  Poza tym jest strasznie zimno. I choć uszliśmy dopiero 200 metrów, jesteśmy zmrożeni przez silny wiatr. Poza tym chyba po raz pierwszy zostaliśmy zwiedzeni prognozą pogody, która zapowiadała ciepło. Ubraliśmy więc się lżej i to był wielki błąd.
Widok na Tatry z parkingu obok PTTK Kudłacze
Schronisko PTTK na Kudłaczach choć położone w miejscu, gdzie można dojechać samochodem i dosyć nisko (730 m n.p.m.) to klimatyczne i ładne.  Leży ono w Paśmie Lubomira i Łysiny, na polanie Nad Nowinami. Zaliczane jest według regionalizacji fizycznogeograficznej Jerzego Kondrackiego do Beskidu Wyspowego. Z kolei na mapach i w przewodnikach turystycznych zaliczane jest przeważnie do Beskidu Makowskiego, a w niektórych przewodnikach nawet do Beskidu Myślenickiego.
Jeśli chodzi o staż to jest to schronisko nowe, bo uroczystego otwarcia dokonano we wrześniu 1994 roku.  Można do niego dotrzeć drogą dojazdową od strony Pcimia, ale też koleją krzesełkową z Zarabia w Myślenicach na Chełm.
Pod schroniskiem znajdują się tablice informujące, że na szczyt jest około 1 godzina 40 minut drogi. DO wyboru są 3 kolory szlaku: czerwony, czarny i zielony. Liczyliśmy wcześniej, że wejście zajmie nam mniej czasu, ale jednak szlakowskazy się nie myliły. Wybieramy dziś ten najkrótszy, choć różnica czasowa nie jest znacząca. Poza tym wszystkie spotkają się na Łysinie, z której na szczyt Lubomina prowadzi już tylko szlak czerwony. Pomimo tego, że idziemy bardzo szybko (jest strasznie zimno i wietrznie), to czasu wiele nie nadrabiamy. Poza tym czerwony szlak jest dość mocno oblodzony, a tam, gdzie śnieg nie do końca się stopił porobiły się w nim dziury. Trzeba więc dość mocno uważać.
Obserwatorium astronomiczne na Lubomirze
Jeśli chodzi o przewyższenie, to nie jest ono duże. Przechodzimy przez dwa niezbyt wyróżniające się szczyty: Łysinę i Trzy Kopce, przy których robimy sobie zdjęcia. Jakieś 500 metrów za Trzema Kopcami pojawia się chyba jedyny na trasie punkt widokowy, Zatrzymujemy się na nim na chwilę, bo wiemy, że z Lubomira nie zobaczymy już nic więcej. Szczyt jest całkowicie zalesiony.
Lubomir to szczyt o wysokości 904 m n.p.m. położony w Pasmie Lubomira i Łysiny. Nazwa pochodzi od księcia Kazimierza Lubomirskiego, który w 1922 roku ofiarował domek myśliwski i lasek na szczycie pod budowę obserwatorium astronomicznego. To właśnie chęć odwiedzenia tego obserwatorium stała się jedną z przyczyn wyprawy na Lubomir. Czytaliśmy na stronach, że w okresie zimowym jest czynne tylko w niedzielę. Dziś sobota, więc chyba będzie zamknięte, ale nie mamy 100% informacji. Zaryzykujemy, zwłaszcza że i tak chcemy zdobyć ten szczyt. Tak, jak sądziliśmy, przywitały nas zamknięte drzwi.  Od kwietnia do października można jednak wejść do obserwatorium również w sobotę, a w wakacje dodatkowo w czwartki i piątki.
I jak zwykle bałwanki na szlaku
Może jeszcze kiedyś będąc w okolicy zawitamy na szczyt i uda nam się zobaczyć pokaz oferowany przez obserwatorium. Na pewno musi być pięknie, zwłaszcza w pogodną, rozgwieżdżoną noc.
Tym, co zapamiętamy z wejścia na Lubomir to zimny i przeszywający wiatr, przed którym nie było się gdzie schronić. Wchodzimy na schodki znajdującej się tu niewielkiej drewnianej budowli, gdzie wieje minimalnie mniej, ale i tak jest lodowato. Nawet gorąca herbata niewiele nas rozgrzewa. Trzeba po prostu ewakuować się stąd jak najszybciej na dół. A to mniej więcej godzina drogi. Na szczęście dość szybko udaje nam się już teraz rozgrzać i pozbyć drugiej pary grubych rękawic. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio tak bardzo zmarzliśmy podczas zdobywania tak niskiej i mało wymagającej górki. Ogólnie pokonaliśmy dziś ponad 10 km w czasie około 3 godzin. Na koniec wędrówki wstępujemy ponownie do schroniska. Niestety, jest ono tak przepełnione, że nie ma gdzie postawić nogi. Obiecana gorąca czekolada musi więc poczekać na inne czasy.


PTTK Kudłacze









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz