Jedyny na trasie punkt widokowy kawałek za Trzema Kopcami |
Pomysł wycieczki na Lubomir gdzieś nam w głowie
świtał, ale nie był celem, który podczas tego wyjazdu chcieliśmy za wszelką
cenę zrealizować. Wczorajsza rozmowa z gospodarzem schroniska na Luboniu
Wielkim utwierdziła nas jednak w przekonaniu, że warto wybrać się na ten
szczyt, zwłaszcza że jest po drodze. Jego zdobycie nie wymaga większego wysiłku
ani dużej ilości czasu. Pakujemy się więc rano i ruszamy w stronę Pcimia, a
dokładnie do miejscowości Kudłacze, skąd planujemy ruszyć na szczyt.
Parkujemy jakieś 200 metrów poniżej schroniska PTTK
Kudłacze (parking płatny 10 zł), skąd roztacza się przepiękny widok na Tatry (na powrocie już go nie będzie, bo pogoda się zepsuje). Mega oblodzoną drogą udajemy się do
schroniska. Wstępujemy do niego, ponieważ potrzebujemy przybić pieczątkę w
książeczce Diademu Polskich Gór oraz zakupić drewniany znaczek turystyczny. Poza tym jest strasznie zimno. I choć
uszliśmy dopiero 200 metrów, jesteśmy zmrożeni przez silny wiatr. Poza tym
chyba po raz pierwszy zostaliśmy zwiedzeni prognozą pogody, która zapowiadała
ciepło. Ubraliśmy więc się lżej i to był wielki błąd.
Widok na Tatry z parkingu obok PTTK Kudłacze |
Schronisko PTTK na Kudłaczach choć położone w
miejscu, gdzie można dojechać samochodem i dosyć nisko (730 m n.p.m.) to
klimatyczne i ładne. Leży ono w Paśmie
Lubomira i Łysiny, na polanie Nad Nowinami. Zaliczane jest według
regionalizacji fizycznogeograficznej Jerzego Kondrackiego do Beskidu Wyspowego.
Z kolei na mapach i w przewodnikach turystycznych zaliczane jest przeważnie do
Beskidu Makowskiego, a w niektórych przewodnikach nawet do Beskidu
Myślenickiego.
Jeśli chodzi o staż to jest to schronisko nowe, bo
uroczystego otwarcia dokonano we wrześniu 1994 roku. Można do niego dotrzeć drogą dojazdową od
strony Pcimia, ale też koleją krzesełkową z Zarabia w Myślenicach na Chełm.
Pod schroniskiem znajdują się tablice informujące,
że na szczyt jest około 1 godzina 40 minut drogi. DO wyboru są 3 kolory szlaku:
czerwony, czarny i zielony. Liczyliśmy wcześniej, że wejście zajmie nam mniej
czasu, ale jednak szlakowskazy się nie myliły. Wybieramy dziś ten najkrótszy,
choć różnica czasowa nie jest znacząca. Poza tym wszystkie spotkają się na
Łysinie, z której na szczyt Lubomina prowadzi już tylko szlak czerwony. Pomimo
tego, że idziemy bardzo szybko (jest strasznie zimno i wietrznie), to czasu
wiele nie nadrabiamy. Poza tym czerwony szlak jest dość mocno oblodzony, a tam,
gdzie śnieg nie do końca się stopił porobiły się w nim dziury. Trzeba więc dość
mocno uważać.
Obserwatorium astronomiczne na Lubomirze |
Jeśli chodzi o przewyższenie, to nie jest ono duże.
Przechodzimy przez dwa niezbyt wyróżniające się szczyty: Łysinę i Trzy Kopce,
przy których robimy sobie zdjęcia. Jakieś 500 metrów za Trzema Kopcami pojawia
się chyba jedyny na trasie punkt widokowy, Zatrzymujemy się na nim na chwilę,
bo wiemy, że z Lubomira nie zobaczymy już nic więcej. Szczyt jest całkowicie
zalesiony.
Lubomir to szczyt o wysokości 904 m n.p.m. położony
w Pasmie Lubomira i Łysiny. Nazwa pochodzi od księcia Kazimierza Lubomirskiego,
który w 1922 roku ofiarował domek myśliwski i lasek na szczycie pod budowę
obserwatorium astronomicznego. To właśnie chęć odwiedzenia tego obserwatorium
stała się jedną z przyczyn wyprawy na Lubomir. Czytaliśmy na stronach, że w
okresie zimowym jest czynne tylko w niedzielę. Dziś sobota, więc chyba będzie
zamknięte, ale nie mamy 100% informacji. Zaryzykujemy, zwłaszcza że i tak
chcemy zdobyć ten szczyt. Tak, jak sądziliśmy, przywitały nas zamknięte
drzwi. Od kwietnia do października można
jednak wejść do obserwatorium również w sobotę, a w wakacje dodatkowo w
czwartki i piątki.
I jak zwykle bałwanki na szlaku |
Może jeszcze kiedyś będąc w okolicy zawitamy na
szczyt i uda nam się zobaczyć pokaz oferowany przez obserwatorium. Na pewno
musi być pięknie, zwłaszcza w pogodną, rozgwieżdżoną noc.
Tym, co zapamiętamy z wejścia na Lubomir to zimny i
przeszywający wiatr, przed którym nie było się gdzie schronić. Wchodzimy na
schodki znajdującej się tu niewielkiej drewnianej budowli, gdzie wieje
minimalnie mniej, ale i tak jest lodowato. Nawet gorąca herbata niewiele nas
rozgrzewa. Trzeba po prostu ewakuować się stąd jak najszybciej na dół. A to
mniej więcej godzina drogi. Na szczęście dość szybko udaje nam się już teraz
rozgrzać i pozbyć drugiej pary grubych rękawic. Nie przypominam sobie, kiedy
ostatnio tak bardzo zmarzliśmy podczas zdobywania tak niskiej i mało
wymagającej górki. Ogólnie pokonaliśmy dziś ponad 10 km w czasie około 3
godzin. Na koniec wędrówki wstępujemy ponownie do schroniska. Niestety, jest
ono tak przepełnione, że nie ma gdzie postawić nogi. Obiecana gorąca czekolada
musi więc poczekać na inne czasy.
PTTK Kudłacze |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz