czwartek, 31 stycznia 2019

Andrzejówka - Ruprchticky Szpiczak - 31 stycznia 2019

Wybraliśmy się na sanki do Andrzejówki ze świdnickim MDK-iem w ramach feryjnej akcji "HopSanki". Autobus nas zawiezie, przywiezie, trochę pozjeżdżamy na sankach/jabłuszkach i wrócimy :) Zaczęło się od półgodzinnego opóźnienia autobusu, ale tak to czasem bywa na wyjazdach zorganizowanych. Dało się to przeżyć, jednak szturm na górkę w Andrzejówce po przyjazdu autobusu był już nie na moje nerwy. Jedną stroną wchodzimy, resztą stoku zjeżdżamy. Chyba jednak takich tłumów nie lubimy. Michał zjeżdża kilka razy na sankach i jabłuszku, robiąc slalom między innymi dziećmi, a następnie podejmujemy decyzję, że idziemy tam, gdzie cisza i spokój. Wybór pada na Ruprechticky Spicak, bo blisko, krótkie wejście, a droga w większej części idealna na sanki. Z naszych plastikowych sanek najpierw robimy pojazd, którym jedzie plecak, a następnie pasażerem jest Michał. Ruprechicky Spicak to taka górka, na którą, jeśli się idzie z Andrzejówki, jest najpierw cały czas w dół. Podejście zaczyna się dopiero od Przełęczy pod Granicznikiem.  Tak więc przez większość drogi Michał ma frajdę z tego, że albo zjeżdża albo jest ciągnięty przeze mnie siedząc na sankach. Gdyby ktoś pytał, jakim szlakiem na Ruprechticky Spicak idziemy, to śmiało mogę powiedzieć, że nie wiem :) Od schroniska prosto, potem dalej prosto i w zasadzie cały czas tak jakby to powiedzieć główną drogą, która prowadzi na szczyt. Mam wrażenie, że zgubić się nie da.
Ostatnie, najbardziej strome podejście na Ruprechticky Spicak wymaga dziś założenia raków. Sanki porzucamy przy słupku "statni hranice". Zabierzemy je w drodze powrotnej.


Tymczasem zaczynamy dość strome podejście, zimą chyba wygodniejsze, bo nie ma się pod nogami osuwających się kamieni. Te mniej więcej 130 metrów przewyższenia o dość dużym  nachyleniu pozwala się dość mocno rozgrzać. Szybko jednak na szczycie się wychładzamy, bo niestety obecne przez chwilę w okolicach Andrzejówki słoneczko schowało się na dobre. A nas otacza mgła. Na szczycie pustka. Środek tygodnia i niezbyt dobra pogoda zniechęciły innych do wędrówki na ten jakże piękny szczyt. Pierwszy raz (a na Spicaku byliśmy już wiele razy) nie wchodzimy na wieżę widokową.
Wieża powstała w 2002 roku i ma 32 metry wysokości. To dość sporo. Pozwala więc na obserwację bliższych i dalszych górek. Widać między innymi Karkonosze ze Śnieżką, Brumowskie Ściany, Góry Stołowe i oczywiście Góry Suche. Przy pięknej pogodzie potrafi naprawdę zachwycić. 
Ruprechtick Spicak to szczyt niezbyt wysoki, bo ma tylko 880 metrów, czyli jest nieco wyższy niż Andrzejówka, spod której najczęściej na szczyt się startuje. W związku z tym nie jest szczególnie wymagający. Nieco więcej wysiłku, a w zasadzie to uwagi może wymagać ostatnie podejście (około pół kilometra), gdzie jest stromo. Ale taki jest urok Gór Kamiennych i w zasadzie prawie każdy ze szczytów wymaga na którymś z etapów małej wspinaczki.
Zejście ze Spicaka jest w zasadzie tak samo szybkie jak wejście, tyle, że Michał ma mniej frajdy z jazdy na sankach, bo po zejściu na przełęcz, trzeba podejść troszkę do Andrzejówki. 
8 km zrobione w jakieś 2 godziny - tak można podsumować dzisiejszą wycieczkę. Do tego doliczamy jeszcze zjazdy z górki, a na koniec pobyt w schronisku w oczekiwaniu na powrotny autobus.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz