Ostatnie, najbardziej strome podejście na Ruprechticky Spicak wymaga dziś założenia raków. Sanki porzucamy przy słupku "statni hranice". Zabierzemy je w drodze powrotnej.
Tymczasem zaczynamy dość strome podejście, zimą chyba wygodniejsze, bo nie ma się pod nogami osuwających się kamieni. Te mniej więcej 130 metrów przewyższenia o dość dużym nachyleniu pozwala się dość mocno rozgrzać. Szybko jednak na szczycie się wychładzamy, bo niestety obecne przez chwilę w okolicach Andrzejówki słoneczko schowało się na dobre. A nas otacza mgła. Na szczycie pustka. Środek tygodnia i niezbyt dobra pogoda zniechęciły innych do wędrówki na ten jakże piękny szczyt. Pierwszy raz (a na Spicaku byliśmy już wiele razy) nie wchodzimy na wieżę widokową.
Wieża powstała w 2002 roku i ma 32 metry wysokości. To dość
sporo. Pozwala więc na obserwację bliższych i dalszych górek. Widać między
innymi Karkonosze ze Śnieżką, Brumowskie Ściany, Góry Stołowe i oczywiście Góry
Suche. Przy pięknej pogodzie potrafi naprawdę zachwycić.
Ruprechtick Spicak to szczyt niezbyt wysoki, bo ma tylko 880 metrów, czyli jest nieco wyższy niż Andrzejówka, spod której najczęściej na szczyt się startuje. W związku z tym nie jest szczególnie wymagający. Nieco więcej wysiłku, a w zasadzie to uwagi może wymagać ostatnie podejście (około pół kilometra), gdzie jest stromo. Ale taki jest urok Gór Kamiennych i w zasadzie prawie każdy ze szczytów wymaga na którymś z etapów małej wspinaczki.
Zejście ze Spicaka jest w zasadzie tak samo szybkie jak wejście, tyle, że Michał ma mniej frajdy z jazdy na sankach, bo po zejściu na przełęcz, trzeba podejść troszkę do Andrzejówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz