sobota, 12 stycznia 2019

Hala Szrenicka i igloo na Przełęczy Kowarskiej - 12 stycznia 2019


Dziś cel wycieczki był jeden - zabawy w śniegu i zjazd na jabłuszku z Hali Szrenickiej. Po raz pierwszy nie miałam nawet nic przeciwko temu, że pogoda nie była idealna, a widoków praktycznie żadnych. Stęsknieni za dużą ilością śniegu, chcieliśmy skorzystać z jego uroków pojeździć na jabłuszkach. Padło na Halę Szrenicką, bo z niej zjeżdża się najlepiej: jest dość stromo, droga szeroka i można na jabłuszku pokonać praktycznie cały odcinek od hali do Kamieńczyka. Dziś tak właśnie było. Ciekawie zjeżdża się też spod schroniska pod Łabskim Szczytem czy z Wysokiego Kamienia. Jeszcze kilka innych wypróbowanych miejsc na jabłuszko mamy. Zawsze, jak tylko jest śnieg noszę je przypięte do plecaka, bo każda choćby najmniejsza górka do zjazdu sprawia olbrzymią frajdę.
Startujemy ze Szklarskiej Poręby, ale nie idziemy tak jak zwykle, czyli szlakiem czerwonym. Podjeżdżamy kawałeczek wyżej i drogą dojazdową, oznaczoną jako najszybsze dojście do Wodospadu Kamieńczyk idziemy do Rozdroża pod Kamieńczykiem. To, co zastaje nas na tutejszym parkingu przechodzi nasze wyobrażenia. Takiej ilości śniegu nie widzieliśmy od dawna, a może nawet nigdy w życiu. A na dodatek jeszcze sypie i sypie. Pracujący tu przy odśnieżaniu parkingu muszą się zmierzyć z trudnym zadaniem. Zostawiamy samochód i ruszamy. Dzieci szczęśliwe, bo w śniegu można wyprawiać różne szaleństwa. 


Zanim dojdziemy do Kamieńczyka wyglądają jak śniegowe bałwanki :) Ale o to dziś chodzi, by się porządnie wybawić w śniegu. 
Idziemy więc w żółwim tempie, ludzi o tej porze jeszcze niewielu, więc można zachwycić się ciszą i spokojem. Lekki mrozik (około minus 4 stopni) nie daje się odczuć. Wprost przeciwnie - jest ciepło.
Podejście pod Kamieńczyka jest dziś wyjątkowo dogodne. Nie mamy pod stopami niewygodnych kamieni, bo są przysypane śniegiem. Nie ma też lodu i rozchodzonego śniegu, bo jeszcze niewielu zdążyło o tej porze tym szlakiem przejść. Na powrocie niestety będzie już gorzej. 
Mijamy zamknięty Wąwóz Wodospadu Kamieńczyka. Z powodu bardzo dużej ilości śniegu ze względów bezpieczeństwa zdecydowano o jego zamknięciu. Wodospad ten cieszy się zawsze dużym powodzeniem. Jest on najwyższym wodospadem w całych Sudetach. Woda spada w nim trzema kaskadami z wysokości 27 metrów i wpada do Wąwozu Kamieńczyka. Poniżej wodospadu znajduje się kanion o długości około 100 metrów. Zwiedzenie wodospadu to zejście do owego kanionu. Ze względów bezpieczeństwa należy założyć kask. Raz zdecydowaliśmy się na takie zwiedzanie, ale wolimy jednak wodospad oglądać z góry. Chyba robi lepsze wrażenie. Obok wodospadu znajduje się schronisko o takiej samej nazwie. 


Czasem do niego zaglądamy na chwilę, ale z racji, ze leży praktycznie na początku szlaku lub jego końcu (zależy jak kto idzie), to nie spędzamy tu nigdy dużej ilości czasu. Mimo wszystko schronisko jest bardzo przyjemne i położone w ciekawym miejscu. Z jego otoczenia roztacza się ładny widok na Góry Izerskie z Wysokim Kamieniem na pierwszym planie. Obok schroniska w 1999 roku dobudowano szałas turystyczny. Warto do niego zajrzeć, kiedy jest się w okolicy, zwłaszcza zimą, bo wtedy ma największy urok (palące się ognisko w środku tworzy przyjemny klimat). 
Z Kamieńczyka na Halę Szrenicką idziemy żółwim tempem. Szlak jest nam dobrze znany, choć mocno zasypany. Nie widać nic, momentami wieje, ale nikt nie narzeka.  Hala Szrenicka wita nas raczej ostatnimi czasy tradycyjnie, czyli wiatrem, zamglonym widokiem i praktycznie zerową widocznością. Pomijając jedno zimowe wejście to chyba zawsze trafiałam tu na pogodę bez widoków i schronisko wyłaniające się nagle z gęstej mgły. Ale i tak Halę Szrenicką lubimy :)  Jest to położona na wysokości od 1 150 do 1 300 m n.p.m. jest wysokogórska łąka torfowa, rozciągająca się po obu stronach głównego grzbietu Karkonoszy. Kiedyś była ona naturalną łąką górską, ale powiększono ją sztucznie przez wypas owiec.


Rezygnujemy z wejścia na Szrenicę. I tak nic nie będzie z niej widać, a na Szrenicy byliśmy już wiele, wiele razy i w przeciwieństwie do Hali Szrenickiej wiele razy sporo z niej widzieliśmy. Leniwie przysiadamy więc w schronisku, które po zmianie wystroju prezentuje się o wiele przyjemniej. A na dodatek posiada stół z piłkarzykami, w które zawsze z Michałem gramy. 
Powrót z Hali Szrenickiej to długo wyczekiwany zjazd na jabłuszkach, który odbywa się w ekspresowym tempie. Nie sądziłam wcześniej, że na jabłuszku można rozwinąć taką prędkość i po przejechaniu pierwszych kilkudziesięciu metrów stwierdzam, że chyba na takie coś jak jabłuszko to trzeba mieć kurs. Dzieci, zjeżdżając nie zastanawiają się nad tym, gdzie i z jaką prędkością pędzą. Mój zjazd kończy się kilkoma  siniakami i krótkim podsumowaniem mojego syna: "Bo ty mama nie umiesz zjeżdżać" :) Nową atrakcją są skoki w śnieg jak w piłeczki w basenie :)
Zjeżdżamy do samego Kamieńczyka. Potem trzeba już iść na nóżkach, bo śniegu za mało, kamyczki wystają, za płasko i ludzi za dużo. Odcinek od Kamieńczyka do Szklarskiej to chyba jeden z najbardziej nielubianych przeze mnie szlaków w Karkonoszach. Zazwyczaj schodzimy nim w takiej godzinie, że zmierzają tu tłumy. Dziś jest podobnie. Ciężko się przecisnąć między nimi. Na szczęście to tylko pół godziny drogi, więc można je przeżyć. Nasyceni śniegiem i szaleństwami na nim możemy zadowoleni wracać do domu.
12 km spacerek do naszego ulubionego schroniska możemy zaliczyć do udanych :)


A na koniec atrakcja - igloo na Przełęczy Kowarskiej :)


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz