niedziela, 21 stycznia 2018

Łomnica Zdrój - Hala Łabowska - Wierch nad Kamieniem - Hala Pisana - Łomnica Zdrój (Beskid Sądecki) - 21 stycznia 2018

Hala Łabowska
Zaczynamy przygodę z Beskidem Sądeckim. Spędzone tu 5 dni okazało się czasem zdecydowanie za krótkim, by poznać je lepiej i pójść wszędzie tam, gdzie iść chcieliśmy. Wstępne planowanie zostało zweryfikowane na miejscu i co prawda zrealizowaliśmy niemal całkowicie nasz plan, to nie udało się wejść na przykład na Eliaszówkę czy Koziarz, choć bardzo chcieliśmy. Nasz pobyt upływał pod znakiem przecierania szlaków, bo śniegu było naprawdę bardzo dużo, a turystów jak na lekarstwo. Tuptanie w śniegu po kolana, a czasem nawet po pas nie przyspieszało naszej wędrówki, a wręcz ją znacznie wydłużało. Kiedy sobie tak na szybko przypomnę odcinek od Wielkiego Rogacza do Chatki pod Niemcową, który pokonywaliśmy ponad 2 godziny (według szlaku 45 minut), to zaczynam tęsknić za śniegiem po pas, choć wtedy miałam ochotę zawracać.
Jadąc w Beskid Sądecki myślałam, że śniegu będzie mniej, a tymczasem to on zdominował wyjazd. Ale w końcu mamy zimę, więc trzeba się nią cieszyć póki jest, zwłaszcza, że zimowe górskie pejzaże mają swój urok :)
Wyjeżdżamy o 4 rano ze Świdnicy i o godzinie 9 jesteśmy w Piwnicznej. Szybkie drugie śniadanie i możemy ruszać. Z racji wczesnej pobudki planujemy dziś nieco krótszą i mniej intensywną trasę. Jednak to były tylko plany, bo wyglądający niewinnie niebieski szlak prowadzący na Halę Łabowską takim niestety nie był. Ale o tym za chwilę.


Podjeżdżamy do Łomnicy Zdrój, niemalże na koniec miejscowości, gdzie znajduje się dość spory parking. Dziś pusty. Na mapie jest zaznaczony jeszcze drugi parking, do którego teoretycznie można dojechać, ale tuż obok pierwszego parkingu stoi zakaz wjazdu. Tu więc parkujemy i ruszamy niebieskim szlakiem. Początkowo prowadzi on szeroką leśną drogą, mija leśniczówkę i tuz za nią skręca w prawo. Tu droga nadal jest płaska i szeroka i tak jeszcze będzie przez pewien czas. Idzie nam się więc bardzo przyjemnie i mamy przekonanie, że taki szlak będzie do samego schroniska. Może niekoniecznie płaski, bo trzeba nabrać wysokości, ale szeroki i równy. I takie nasze myślenie było dziś wielkim błędem. No bo jak? Przecież do schroniska musi prowadzić jakaś droga dojazdowa, która musi być równa i szeroka. I naszym zdaniem, nie wiem dlaczego, to właśnie miała być ta droga. Poza tym na halę jeszcze tak nisko położoną ciężko iść się nie powinno. A tak naprawdę to przyznam się, że nie sprawdziłam dokładnie szlaku, jego przebiegu, poziomic. Zobaczyłam tylko, że do schroniska na Hali Łabowej idzie się 1 godzinę oraz 50 minut, a wraca z niego jeszcze krócej, bo tylko godzinę i 5 minut. Uznałam więc to za rewelacyjny pomysł na szybką i małą męczącą wycieczkę z możliwością zagrzania się w schronisku. Oczywiście, nikt nie narzekał, bo było super :)
Początkowy odcinek szlaku, ten płaski i szeroki biegnie wzdłuż potoku Łomniczanka i dopiero kiedy przyjdzie nam przejść przez na wpół zamarzniętą rzekę na drugą stronę rozpocznie się strome podejście. W tym momencie zaczynamy rozumieć właśnie słowa spotkanych wcześniej dwóch turystów, którzy ze zdziwieniem w oczach spytali, czy idziemy na Halę Łabowską. Kiedy usłyszeli twierdzącą odpowiedź, skomentowali ją tylko słowami: "Ale tam jest stromo". Stromo bywało już nie raz, tak więc to nas nie przeraża. A stromo jest faktycznie, tak jak na sudecką Włostową czy końcowy odcinek podejścia na Ruprechticki Szpiczak. Tyle, że tu tego stromego podejścia jest o wiele więcej. Gdzieś w Internecie wyczytałam, że jest to jedno z najbardziej stromych podejść w Beskidach. Ale czy tak jest faktycznie? Nie wiem. Nie znam na tyle Beskidów.


Po mniej więcej 20 minutach ostrej wspinaczki i pokonaniu 200 metrów przewyższenia na krótkim odcinku wychodzimy na Halę Groń, z której pewnie były super widoki. Dziś niestety ich brak. Siadamy za to na chwilę w znajdującym się tu dość mocno zaniedbanym szałasie. Hala Groń położona jest mniej więcej na wysokości 860 m n.p.m. Czytam, że na południowy-wschód jest ciekawy widok na źródłową część doliny Łomniczanki (wschodnia odnoga) i przeciwległy stok Parchowatki (1004 m n.p.m.) z niewielkimi polanami. Stok Parchowatki chyba widzimy i w sumie tyle.
Dziś raczej na lepsze widoki liczyć nie można, więc ruszamy dalej.  Najpierw płaską ścieżką, z coraz większą ilością szlaku, a następnie znowu pod górę, z jeszcze większą ilością śniegu. Wchodzimy na szczyt o wysokości 983 m n.p.m., którego nazwy nie zidentyfikowaliśmy. Na wypłaszczonej i bezleśnej górce znajduje się kilka szałasów pasterskich. Stąd na Halę Łabowską nie jest już daleko. Jakieś pół kilometra do rozdroża szlaków i potem jeszcze kolejne pół kilometra do schroniska.
Hala Łabowska położna jest w środkowej części Pasma Jaworzyny, a jej nazwa pochodzi od łemkowskiej nazwy Łabowa. Niegdyś była większa, ale obecnie wskutek zaniechania wypasu częściowo zarosła lasem. Na hali znajduje się schronisko PTTK położone na wysokości 1061 m n.p.m. Dziś schronisko jest niemalże puste. Grzejemy się tu, a zwłaszcza suszymy przez dłuższą chwilę. A następnie ruszamy w drogę powrotną ale nie tę samą trasą, którą przyszyliśmy. Decydujemy się wrócić szlakiem czerwonym prowadzącym przez Wierch nad Kamieniem i Halę Pisaną. I w zasadzie większość zaplanowanej trasy uda nam się przejść, pomijając końcowy odcinek, który z racji padającego śniegu i zmroku nieco sobie skróciliśmy. Idziemy więc w stronę Wierchu nad Kamieniem (1084 m n.p.m.). Przewyższenie nie jest duże, więc nie odczuwamy jakiegokolwiek zmęczenia. Uciążliwy jest tylko świeży, zapadający się pod nogami śnieg.


Wierch nad Kamieniem to szczyt zalesiony, a o tym, że na niego dotarliśmy informuje nas tabliczka na szczycie. W górnej części jego stromego fragmentu znajduje się skupisko jaskiń, wraz z największą w całym Beskidzie Sądeckim Jaskinią Niedźwiedzią, i skalnych ostańców, z których najwyższa jest Czarcia Skała. Z racji braku dziś jakichkolwiek widoków rezygnujemy z podejścia na skałę. Kierujemy się dalej w stronę Hali Pisanej, ale chyba gdzieś po drodze gubimy oznaczenia szlaku, bo wchodzimy na drogę, która szlak przypomina, ale w rzeczywistości nim nie jest. Dochodzimy więc do Hali Martynowej, która według naszej mapy na szlaku nie leży, choć jest pięknie oznaczona. Na owej Hali podejmujemy decyzję zejścia ze szlaku i powrotu do Łomnicy leśnymi ścieżkami. Godzina jest późna, źle ogarnęłam mapę. Brak widoków, zmrok i sypiący śnieg ne zachęcają do dalszej wędrówki. Aplikacje KaMap i Mapy.cz w tym temacie spisują się świetnie i doskonale z Hali Martynowej doprowadzają nas ścieżkami na szeroką leśną drogę. To skraca nam dziś wycieczkę co najmniej o 2 godziny, ale nie było sensu brnąć dalej. Do auta docieramy po godzinie 17. Pora wymaga użycia czołówek, co niezmiernie cieszy Michała.
Pokonaliśmy dziś 16 km w 6 godzin (łącznie z pobytem w schronisku). Pierwsze szlaki w Beskidzie Sądeckim przetarte ;)

Hala Groń
Hala Groń












Wierch nad Kamieniem


















1 komentarz:

  1. Jadąc w Beskid Śląski myślałam, że śniegu będzie mnie... SĄDECKI .

    OdpowiedzUsuń