wtorek, 23 stycznia 2018

Jaworki - Wąwóz Homole - Wysoka - Schronisko pod Durbaszką - Jarnuta - Szczawnica (Małe Pieniny) - 23 stycznia 2018

Platforma widokowa na Wysokiej
 Dzień dziś zapowiadał się piękny, co już można było wyczuć wczoraj wieczorem, bo kiedy wracaliśmy do Wierchomli nad głowami mieliśmy rozgwieżdżone niebo.
Małe Pieniny - to jest to, co nadaje się idealnie na takie piękne pogodowo warunki. Pomysł podsunięty przez kogoś, kto w tych rejonach jest obeznany okazał się rewelacyjny. W planach mamy dziś więc przejście praktycznie całych Małych Pienin. Do tej pory były one traktowane przeze mnie trochę po macoszemu, bo w Pieniny jeździło się przy okazji pobytu w Zakopanym i bliżej było do tych Właściwych z Sokolicą i Trzema Koronami na czele. Małe Pieniny mają długość 14 km, szerokość 4 km, grzbietem biegnie granica między Polską a Słowacją. Praktycznie całą granią Małych Pienin prowadzi niebieski szlak turystyczny, przedłużenie szlaku wiodącego Pieninami Właściwymi. Trasa jest bardzo atrakcyjna krajobrazowo, w większości poprowadzona terenami odkrytymi z rozległymi widokami na Tatry, Gorce, Beskid Sądecki, Beskid Wyspowy oraz góry na Słowacji.
Okolice Durbaszki. Widok na Pieniny
Tego pięknego i niezwykle słonecznego ranka wita nas ogromny mróz, chyba pierwszy tak ostry, jakiego doświadczyliśmy tej zimy. Co prawda minus 12 stopni w kontekście mrozów, jakie nastaną za miesiąc jest niczym. Wtedy jednak ów mróz mocno nas orzeźwił, zwłaszcza przez pierwszych kilka chwil, kiedy czekaliśmy na przystanku autobusowym. W ciągu dnia nieco się ociepli, ale słoneczko sprawi, że mrozu czuć praktycznie nie będziemy.
Autem dojeżdżamy do Szczawnicy i stamtąd busem podjeżdżamy do Jaworek, by po przejściu grzbietem Małych Pienin zejść tam, gdzie czeka nas samochód. W internecie sprawdzamy kilka różnych rozkładów busów, ale chyba są nieaktualne, bo po przyjściu na przystanek okazuje się, że wiszą odmienne tabliczki z rozkładami jazdy. Na szczęście po 5 minutach czekania podjeżdża bus. Całe szczęście, bo inaczej byśmy zamarzli, czekając tu dłużej.
W Jaworkach uprzejmy kierowca wysadza nas przy samym Wąwozie Homole, którym będziemy szli, by zdobyć najpierw Wysoką, a potem podreptać dalej w stronę Durbaszki. 
Wąwozem Homole już wiele razy chciałam przejść, bo słyszałam, że jest piękny, ale nigdy nie miałam okazji tu trafić. Dziś warunki były idealne: super pogoda, cisza, spokój, brak ludzi na szlaku - czego chcieć więcej. Wąwóz Homole to chyba jeden z piękniejszych wąwozów w Polsce. Jego dnem płynie potok Kamionka, który odegrał dużą rolę w rzeźbieniu koryta wąwozu. Potok tworzy liczne kaskady, a w jego korycie znajdują się ogromne głazy. Płynie nim krystalicznie czysta woda. Nazwa wąwozu pochodzi od ruskiego słowa homoła, które oznacza obły, bezrogi (nawiązanie do kształtu doliny).
Wąwóz Homole

Przez wąwóz mający długość około 800 metrów przemieszczamy się zielonym szlakiem. Kilkakrotnie przekraczamy potok, przechodząc po metalowych mostkach. Dawniej jednak ich nie było i trzeba było zwinnie przeskakiwać po kamykach.
Wejście do Wąwozu Homole jest tuż przy samej ulicy. W sezonie jest tu punkt poboru opłat za wstęp. Dziś budka jest zamknięta na siedem spustów. Przechodzimy więc przez drewniany mostek na potoku Kamionka i możemy obserwować pierwsze skały (Wapiennik, Niska Skała, Wysoka Skała, Grzebień). Przez pierwsze metry przemierzania wąwozu czuć mróz, ale dość szybko się rozgrzewamy.
Zielony szlak, po przejściu wąwozu doprowadza nas na Dubantowską Dolinkę, położoną na wysokości około 640 m n.p.m. Znajdują się tu ławeczki i stoliki, a przede wszystkim ciekawe formy skalne, jak na przykład Kamienne Księgi. Zaintrygowana nimi wyczytałam w Wikipedii, że "Według opowiadań najstarszych wśród miejscowej ludności zapisane są w nich wszystkie losy ludzkie. Jest to zaszyfrowane pismo, którego nikt dotąd nie dał rady odczytać. Udało się to dopiero pewnemu staremu popowi z Wielkiego Lipnika na Słowacji, ale Pan Bóg nie chcąc, by ludzie poznali koleje swojego przyszłego życia, odebrał mu mowę."
Podejście na Wysoką. Polana Rówienka w jej górnej części

W okolicy Jameriskowych Skałek robimy sobie krótki przystanek, a potem  po przejściu kilkuset metrów przez las wychodzimy na dolną część polany Rówienki. W lecie działa tu baza namiotowa SKPB. Przez chwilę przemieszczamy się wzdłuż potoku Kamionka. Nasz szlak prowadzi teraz długim podejściem przez rozległą halę z pięknymi widokami. Nie jest ona bardzo stromy, ale z racji miękkiego śniegu czasem ciężko się idzie. W górnej części polany, mniej więcej tam, gdzie rozpoczyna się Rezerwat Wysokie Skałki robimy przerwę na drugie śniadanko. Siadamy pod rozłożystym, jedynym drzewem w tej okolicy, w promieniach zimowego słoneczka, z widokiem na Beskidy. Chwila ta mogłaby tak trwać i trwać, gdyby nie to, że szybko robi się nam zimno.
Ścieżka pnie się dość ostro w górę zakosami. Z jednej strony mamy barierki do przytrzymania się, pod nogami lód, a co pod lodem? Nie wiemy, jak wygląda szlak latem - być może są tam wygodne schodki przysypane teraz śniegiem. Pierwsze kilkadziesiąt metrów próbujemy pokonać bez zakładania raków, ale niestety się nie da. Z każdym zdobywanym metrem lód jest coraz większy, a i stromizna też. Zakładamy więc raki, stwierdzając, że niepotrzebnie się bez nich męczyliśmy i dodatkowo traciliśmy czas. Teraz w znacznie szybszym tempie docieramy do miejsca, gdzie szlak zielony łączy się z niebieskim prowadzącym w stronę Durbaszki. Zielony natomiast omija Wysoką. Chcąc wejść na nią obieramy trzecią opcję, bezszlakową. Przez chwilę wędrujemy szlakiem niebieski, a potem odbijamy w lewo i zaczynamy dość ostre podejście na Wysoką.
Wysoka

W kilku miejscach pojawiają się metalowe schodki, po drodze platforma z punktem widokowym na niewidoczne dziś Tatry i Pieniny. Gdyby nie zimowe warunki to szlak nie należałby do dość wymagających. Dziś w rakach wejście na Wysoką też nie stanowi większego problemu. Bez nich pod samym szczytem byłoby bardzo ciężko, zwłaszcza podczas zejścia.
Wysoka nas urzeka, zwłaszcza rozległą panoramą. Jest to szczyt położony na granicy polsko-słowackiej, mający wysokość 1050 m n.p.m. i dzięki temu zyskujący miano najwyższego w całych Pieninach. Co prawda Wysokie Skałki, pomimo, że najwyższe, to nie są tak popularne, jak Trzy Korony czy Sokolica ze słynną sosenką. Ale to chyba dobrze, bo dzięki temu panuje tu większy spokój. Co prawda nie byłam tu latem, ale podejrzewam, że nie trzeba czekać w kolejce, by wejść na szczyt, tak jak się czasem czeka w kolejce, by  wejść na platformy widokowe na wspomnianych wcześniej dwóch pienińskich szczytach.
Na Wysokiej nieco czasu spędzamy. Podziwiamy, posilamy się, przybijamy pieczątki do książeczek i ogrzewamy się w promieniach słońca, którego od dawna już nam brakowało.
Z Wysokiej wracamy na szlak niebieski. Wcześniej jednak czeka nas dość powolne zejście ze szczytu, zwłaszcza na jego początkowym odcinku, gdyż jest bardzo ślisko. Kolejny odcinek, czyli ten, który grzbietem ma nas doprowadzić do schroniska pod Durbaszką na początku wydaje się całkiem ok. W tym miejscu popełniamy mały błąd, zdejmując raki. Myślenie takie okazało się zgubne, ale dzięki niemu w kilku miejscach udaje nam się zaliczyć zjazdy na tyłku, co niesłychanie cieszy Michała, zwłaszcza kiedy widzi zjeżdżającą w ten sposób z górki mamę.  A wszystkiemu były "winne" Borsuczyny, czyli 939 metrowy szczyt na naszej trasie, który okazał się śliski i stromy zarówno pod względem wejścia, jak i zejścia. Potem do samej Durbaszki będzie już płasko. Na położone w jej okolicy schronisko czekamy z utęsknieniem, zwłaszcza,  że to pierwsze i jedyne dziś schronisko. Przydałoby się nieco ogrzać po kilku godzinach wędrówki w mrozie, a przede wszystkim wysuszyć rękawiczki.
Widoki z Wysokiej

Schronisko pod Durbaszką, a właściwie Górski Ośrodek Szkolno-Wypoczynkowy to bardzo klimatyczne miejsce, ciekawie położone na wysokości 850 m n.p.m.  Spędzamy tu sporo czasu, grzejąc się przy kominku, w którym a propos stopiłam sobie jedną rękawiczkę ;) Schronisko położone jest nieco poniżej szlaku. Musimy na niego wrócić i pokonać kilka poziomic w górę po niezbyt przetartym szlaku. O ile jeszcze szlak z Wysokiej na Durbaszkę był względnie przetarty, to teraz jest gorzej, bo idziemy w śniegu. Co prawda nie jest go dużo, bo nieco ponad kostki, czasem po kolana, ale co chwilę się w nim zapadamy. Idzie się więc niewygodnie. Zbliżamy się w okolice Wysokiego Wierchu, ale na szczyt nie wchodzimy, zmierzając dalej niebieskim szlakiem. Widoki na Tatry zasłonięte są niestety przez chmury, ale za to z prawej strony ładnie widać Jaworki i Szlachtową. Widać jednocześnie też, ile drogi już przebyliśmy. Niestety, jeszcze sporo drogi przed nami. Z racji późnej godziny wiemy już, że raczej nie uda nam się przejść całej zaplanowanej trasy. Może nie tyle nie uda, co nie ma sensu jej pokonywać po ciemku, byle tylko zrealizować założony cel. W planach był bowiem przejście przez Szafranówkę oraz Palenicę i zejście do Szczawnicy.  Z tego planu rezygnujemy i w pewnym momencie schodzimy z niebieskiego szlaku na leśną, bodajże rowerową ścieżkę i tuż obok szczytu Jarmuta, wzdłuż Klimontowskiego Potoku schodzimy do Szczawnicy.

Jarmuta (794 m n.p.m.) to dobrze wyodrębniony masyw w Pieninach z charakterystycznym masztem na szczycie, który widzieliśmy dziś przez większą część wędrówki, nie wiedząc jeszcze, co to za góra. Jest dość stromo, a na samym dole mokro i ślisko, ale na pewno szybciej. Kiedy docieramy do obrzeży Szczawnicy jest już ciemno. Ale czeka nas tylko nieco ponad kilometr przejścia przez miasto. W mieście widzimy oświetlony i kursujący jeszcze wyciąg na Palenicę. Stwierdzamy, że chyba podjęliśmy dobrą decyzję skracając drogę, bo zejście z Palenicy wydaje nam się strome.
Dzisiejsza wycieczka obfitowała w piękne widoki i błękitne niebo, w całości prowadziła nas przez miejsca, w których byliśmy pierwszy raz. Nie zrobiliśmy dużo kilometrów, bo zaledwie 15 w czasie nieco ponad 7 godzin. Wyjątkowo dużo czasu zajęło nam podejście na Wysoką. Ale było warto ją zdobyć, zwłaszcza w warunkach zimowych.

 
Wąwóz Homole
 


Kamienne Księgi
 


Polana Rówienka
Widok na Beskid Sądecki i Przehybę
 


 


Podejście na Wysoką
 




Platforma widokowa w drodze na Wysoką. Pieniny w tle.
 





 




 
Ośrodek pod Durbaszką
Rudolf






Okolice Wysokiego Wierchu
 


















Suszymy się :)
 

1 komentarz: