czwartek, 19 sierpnia 2010

Dolina Pięciu Stawów Polskich - 2 sierpnia 2010

Jakaż to prządka snuje białe nici,
Które wśród głazów migają tak żywo,
że je z daleka ledwie wzrok pochwyci?
Jakaż to prządka rozpierzchłe przędziwo
Łowi po skałach strojnych w szarą pleśń?
I z drobnych nitek srebrną wstęgę przędzie,
I przez granitów przewiesza krawędzie,
Nucąc wieczyście jednobrzmiącą pieśń?

To wartki strumień szumiącej Siklawy
Zagarnia wkoło śnieżne ścieki gór,
Na nić swą czarne nawiązuje stawy
I wiedzie głośny z kamieniami spór:
To potok wzbiera siatką wód pajęczą
I coraz głębiej pierś wąwozu porze,
I znika w ciemnej gardzieli otworze,
Kończąc krajobraz wodospadu tęczą.
Adam Asnyk, Siklawa

Dolina Pięciu Stawów Polskich to jedno z piękniejszych miejsc w polskich Tatrach, zwłaszcza w ich niższej części. Części niższej, ale już na tyle wysokiej, żeby można było podziwiać piękne widoki otaczających ją szczytów: Granaty, Krzyżne, Wołoszyn, Świstówka. To piękne miejsce zawsze mnie urzeka. Pamiętam ubiegłoroczne mgły unoszące się nad doliną, a potem wspinaczkę na Krzyżne, pamiętam widok Piątki z Zawratu i wędrówkę do schroniska. Dlatego też postanowiłam, że dziś wybierzemy się jeszcze raz w ten uroczy zakątek. Niestety, wersja wspinaczki przez Halę Gąsienicową i Zawrat odpada. Decydujemy się więc pójść Doliną Roztoki. Co prawda nie wiem, czy w moim stanie i taki wysiłek mi nie zaszkodzi, ale obiecuję sobie, że będę szła powolutku i robiła dłuższe przerwy. Miłość do gór jest tak silna, że nie pozwala mi usiedzieć na miejscu, kiedy mam je koło siebie. Wędrówki dolinkami też nie wystarczają.
Pogoda od samego rana jest bardzo ładna, więc mamy nadzieję na piękne widoki. Wyruszamy z Czajek, by dostać się do Palenicy Białczańskiej. Korki z samego rana są duże, ale po jakiejś godzinie jesteśmy na miejscu. Tu jak zwykle panuje ogromny tłok. Dopychamy się do kasy po bilety i już za kilkanaście minut jesteśmy na szlaku, a w zasadzie na asfalcie, prowadzącym do Morskiego Oko. My na szczęście asfaltową podróż zakończymy tuż za Wodogrzmotami Mickiewicza, gdyż skręcimy w Dolinę Roztoki.

Wróćmy jednak do początku, bo tam, tuż za kasami, napotykamy na Waksmundzki Potok, wpływający do Doliny Białki. Potok ten płynie Doliną Waksmundzką, która, niestety, nie jest dostępna dla turystów. A szkoda...bo sięga ona aż pod Przełęcz Krzyżne, wcinając się wcześniej w Koszystą i Wołoszyn. Traktowana jest ona jako ścisły rezerwat przyrody. Można przeciąć ją tylko idąc szlakiem z Rusinowej Polany i Równi Waksmundzkiej. Po przejściu niedużej odległości natrafiamy na punkt widokowy, z którego można ujrzeć Gerlach. Tu też dumnie prezentuje się Młynarz - rozłożysty szczyt, również na Słowacji. Z racji tego, że upał tego dnia jest duży, a na drodze tłumy ludzi, mknące bryczki, staramy się jak najszybciej dojść do Wodogrzmotów, by odbić na mniej już uczęszczany szlak. Pierwszy przystanek robimy sobie w gajówce tuż pod samymi Wodogrzmotami Mickiewicza. Udaje nam się trafić po raz pierwszy na otwarty budynek. W środku znajduje się niewielka wystawa oraz odbywa się sprzedaż mapek i wydawnictw górskich.
Wreszcie docieramy do Wodogrzmotów, zatrzymujemy się na chwilkę nad Pośrednim Wodogrzmotem, potem już ze szlaku do Pięciu Stawów będziemy mogli oglądać Wyżni Wodogrzmot.

Szlak Doliną Roztoki prowadzi w cieniu, ale, niestety, na początku pnie się mocno w górę. Zaczynam troszkę żałować, że zdecydowałam się na męczącą wspinaczkę, ale co chwilę robię sobie małe odpoczynki. Potem nieco droga się spłaszcza, a przed nami zaczynają rozpościerać się szczyty Opalonego. Sama Dolina Roztoki zaczyna się na wysokości 1020 m n.p.m, a kończy na wysokości 1550-1570 m n.p.m, tuż przy wejściu do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Wzdłuż całej doliny, którą zmierzamy płynie potok Roztoka. Przecinamy go kilka razy, przechodząc przez drewniane mostki. Do około jakiś 1350 metrów idziemy lasem świerkowym, potem przechodzi on w bór limbowy. W wielu miejscach dolina jest przecięta żlebami, z których schodzą liczne lawiny, zwłaszcza wiosną. Droga mija dość szybko, bo nie możemy się doczekać, kiedy ujrzymy Wołoszyn, Krzyżne i Orlą perć, którą zmierzaliśmy rok temu. W tym już nie możemy sobie na to pozwolić, ale za rok obiecuję sobie pokonać ją raz jeszcze. Na razie naszym celem jest dotarcie do Siklawy, najwyższego wodospadu w Polsce. Kiedy byliśmy nad nią rok temu spowijała ją gęsta mgła uniemożliwiająca zobaczenie czegokolwiek. Dziś za to spotkała nas nagroda, bo jak już pisałam, pogoda jest piękna. Im wyżej jesteśmy, tym widoki są śliczniejsze, ale też droga robi się bardziej stroma.

Idziemy teraz wąską skalistą ścieżką, przedzierając się momentami między kosodrzewiną, która tu jest nadzwyczaj wysoka. Mnie należą się dłuższe przystanki, więc je robię, upajając się w tym czasie tatrzańskimi panoramami. W końcu naszym oczom ukazuje się Siklawa, której szum słychać było już dużo wcześniej. Na godzinę dwoma lub trzema strugami spada od 1000 do 2500 wody z wysokości około 70 metrów.Kiedy zbliżymy się do skał, odbijające się od nich kropelki wody doskonale chłodzą w ten upalny dzień. Po spędzonych tam 10 minutach ruszamy wyżej. Tu zaczynamy małą wspinaczkę, ponieważ skały są mokre. Na szczęście jest już blisko do Doliny Pięciu Stawów Polskich, w której znajdujemy się za jakieś 10 minut :) To jest to, czego brakowało mi przez cały rok - cudne widoki, stawy w otoczeniu gór, nieskazitelnie czysta woda. Wielki i Przedni Staw Polski urzekają mnie jak co roku.

Mijamy leśniczówkę, w której nie dano nam rok temu przenocować. Potem idziemy na chwilkę do Schroniska. Tam trwa remont, więc większość turystów gromadzi się przed budynkiem. Zresztą pogoda ku temu bardzo sprzyja. My również czynimy to samo. Staram się nawdychać jak najwięcej wysokogórskiego powietrze, bo w tym roku chyba wyżej wejść mi się nie uda. Staram się też przede wszystkim nacieszyć oko pięknymi widokami, by znów mieć za czym tęsknić cały rok. Niestety, czas płynie nieubłaganie, a my musimy wracać do Zakopanego. Decydujemy się na zejście szlakiem, omijającym Siklawę, ale za to bardziej stromym. Co chwilę trzeba uważać, żeby nie poślizgnąć się na skalnych stopniach. Po jakiejś półtorej godzinie jesteśmy w Palenicy Białczańskiej. W międzyczasie zatrzymujemy się na chwilkę na krótki odpoczynek, próbując jednocześnie zlokalizować helikopter, który słychać w pobliżu. Jak się później okazało ratował on kogoś w okolicach Orlej Perci.
To była piękna wyprawa, bo Dolina Pięciu Stawów ma coś w sobie!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz