poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Dolina Kościeliska, Jaskinia Mroźna, Wąwóz Kraków (Tatry) - 3 sierpnia 2010

Po wędrówce zostawiającej tak wiele wrażeń, człowiek chciałby stad wzlecieć jeszcze wyżej, by niebu i obłokom wykrzyczeć radość uniesienia, radość przestrzeni.
Jan Wiktor
Czym wyżej jestem w górach, tym większą czuję wolność i swobodę. Zmęczenie odchodzi na bok, a radość ze wspinaczki i zdobytego szczytu wynagradza wszelkie niedogodności. Ponadto piękna widoki i wymarzona pogoda napawają olbrzymią radością. A dziś właśnie przywitał nas kolejny upalny i słoneczny poranek. Kiedy przypomnę sobie ubiegłoroczne wakacje i poza jednym dniem same wycieczki we mgle, to w mogę śmiało powiedzieć, że w tym roku pogoda nam się naprawdę udała. I choć co prawda codziennie zapowiadają deszcze, to jakoś one omijają Tatry i Zakopane :) Postanawiamy wykorzystać dzień na zwiedzenie Doliny Kościeliskiej. Dwa albo trzy lata temu pokonaliśmy tylko jej fragment, wracając z Czerwonych Wierchów. Dziś wybierzemy się nieco dalej, bo do Schroniska na Hali Ornak. Poza tym mamy w planach zwiedzenie jaskiń, które w tej części Tatr występują dość licznie. Mnie, oczywiście, marzy się poza Mroźną odwiedzenie Mylnej i Raptawickiej, ale już teraz mogę powiedzieć, że to było jak dla mnie niewykonalne. Będzie za to Wąwóz Kraków, o którym nieco później.

Wędrówkę zaczynamy w Kirach (927 m n.p.m.), gdzie po zakupie biletów znajdujemy się na początku doliny. Ruch tu jest niesamowity. Tłumy ludzi podobne do tych zmierzających do Morskiego Oka. Z jednej strony się nie dziwię, ponieważ dolina jest piękna i urzeka już od samego początku. Można powiedzieć, że jest o wiele ciekawsza od Chochołowskiej. Jest to długi na 9 km wąwóz skalny, z trzema atrakcyjnymi miejscami - zwężeniami w postaci bram. Są to kolejno Brama Kantaka, Kraszewskiego i Raptawicka. Już same bramy tworzą bardzo atrakcyjny krajobraz. Kiedy dodamy do tego jaskinie oraz odgałęzienia, choćby w postaci Wąwozu Kraków, daje to niezwykle urozmaiconą dolinę. Większą część doliny przemieszczamy się wzdłuż Kościeliskiego Potoku. Przed nami zaś cały czas jest widoczny szczyt Błyszcza i Bystrej (2248 m n.p.m.).

Po jakichś 20 minutach wędrówki docieramy do kapliczki zbójnickiej. Nie zatrzymujemy się jednak tam, ale idziemy nieco wyżej, by skręcają w lewo zboczyć z doliny i dostać się do Jaskini Mroźnej. Aby się do niej dostać należy wejść pod dość strome wzniesienie (około 120 metrów). Pokonujemy je w jakieś 20 minut, tracąc troszkę kalorii, gdyż szlak piął się naprawdę ostro. Udaje nam się dostać do jaskini bez czekania. Po zakupie biletów za 3 zł, ubieramy się w bluzy i ruszamy. Warto już na samym początku zaznaczyć, że w środku panuje stała temperatura wynosząca 6 stopni C. Stąd też wzięła się nazwa jaskini. Jest ona długa na 560 metrów, więc jej zwiedzanie zajmuje nam jakieś pół godzinki. Należy jednak uważać w niektórych miejscach, bo robi się w nich wąsko i nisko, co ja przepłaciłam siniakiem ;) Jaskinia ta jako jedyna w Tatrach jest oświetlana, więc możemy sobie pozwolić na jej zwiedzenie. Pokonywanie przeszkód w jaskini i konieczność zachowania ostrożności powoduje, że nie czuć panującego tu zimna, ale za to je widać. Na ścianach tworzą się białe nacieki przypominające szron. Co chwilę możemy obserwować typową krasową rzeźbę jaskiń. Po jakiś 30 minutach wędrówki widać wylot jaskini, znajdujący się na wysokości 1112 m n.p.m. Teraz musimy zejść w dół do Doliny Kościeliskiej dość stromymi schodkami, najpierw drewnianymi, potem kamiennymi. Jesteśmy znów w dolinie i kontynuujemy wycieczkę do schroniska Ornak.
Upał doskwiera coraz bardziej, zwłaszcza, że zbliża się południe. Robimy przystanek na Polanie Pisanej, gdzie podziwiamy m. in. Raptawickie Turnie, Organy, Zbójnicką Turnię i Stoły. Polana znajduje się na obszarze zbudowanym z margli kredowych - niezwykle pięknym i malowniczym. Niestety, szybko stąd uciekamy, bo nie ma tu skrawka cienia. Zmierzamy dalej zielonym szlakiem w stronę Ornaka. Mijamy wyjście, a potem wejście do Wąwozu Kraków, który mam zamiar odwiedzić w drodze powrotnej. Następnie po prawej stronie znajdują się szlaki prowadzące do jaskiń: Raptawickiej i Mylnej. Niestety, kiedy widzę, że prowadzi do nich stroma droga z łańcuchami, muszę zrezygnować z ich zwiedzania. Planujemy, więc, że w drodze powrotnej Jacek pójdzie zwiedzić jaskinie, ja Wąwóz Kraków, a potem spotkamy się w pobliżu Polany Pisanej. Najpierw jednak zmierzamy do schroniska, gdzie jesteśmy po jakiś dwóch godzinach od wejścia na szlak w Kirach. Na Małej Polance Ornaczańskiej jest pełno ludzi, ale udaje nam się znaleźć wolną ławeczkę, na której można się spokojnie położyć :)

W samym schronisku (http://www.ornak.tatrynet.pl/strona.html), które znajduje się na wysokości 1100 m n.p.m. jest również pełno ludzi. Po zakup szarlotki stoję w kolejce jakieś 20 minut, a za mną cały czas tworzy się coraz większa kolejka. Fakt, mamy dziś piękny dzień, więc każdy chce go jak najlepiej wykorzystać, stąd nie dziwi mnie fakt takich tłumów. Z Polanki mamy piękny widok na otaczające ją wierzchołki Tatr Zachodnich. Planowaliśmy dziś odwiedzić znajdujący się nieopodal Smreczyński Staw, polodowcowe jezioro znajdujące się na wysokości 1226 m n.p.m. tuż u wylotu Doliny Pyszniańskiej i Hali Smreczyny. Niestety, moja kondycja dziś nie jest najlepsza, więc daruję sobie wspinaczkę. Odwiedzę za to w drodze powrotnej Wąwóz Kraków. Po jakiejś godzince spędzonej na błogim lenistwie pod schroniskiem na Hali Ornak ruszamy w dół. Nieco niżej Jacek pójdzie zwiedzać jaskinię: Mylną bądź Raptawicką, ja Wąwóz Kraków. Obliczyliśmy, że na pokonanie jednego i drugiego miejsca potrzeba nam około godzinki. Potem mamy się spotkać niedaleko Polany Pisanej.

Wąwóz Kraków urzeka nie od samego początku. Pierwszy odcinek szlaku prowadzi dość wąską ścieżką, a dokładnie skalnym jarem, wyciętym w wapiennych skałach. Droga nieznacznie pnie się do góry, ale nie powoduje ona większego wysiłku. Po jakichś dziesięciu minutach dochodzę do chyba najbardziej atrakcyjnego punktu Wąwozu, czyli Ratusza. Stąd droga prowadzi już tylko do Smoczej Jamy. Najpierw trzeba jednak wspiąć się żelazną drobinką na niemal pionową ścianę. Smocza Jama to niewielki tunel przypominający jaskinię. Żeby ją pokonać, trzeba jednak posiadać latarkę. Ja jej, niestety, nie mam, więc muszę iść okrężną drogą, która prowadzi granią. Tu pomocą służą klamry i łańcuchy. Po pokonaniu tego odcinka szlaku zostaje już tylko zejście z powrotem do Doliny Kościeliskiej. Pokonanie całego wąwozu zajmuje mi jakieś 40 minut. Warto było go odwiedzić, bo to chyba jeden z najpiękniejszych skalnych wąwozów w Tatrach. Po wyjściu z Wąwozu czekam chwilkę na Jacka. Niestety, nie udało mu się przejść ani jednej ani drugiej jaskini, gdyż nie posiadał latarki, która tam jest niezbędna. Teraz zmierzamy już tylko w dół, podziwiając jeszcze raz wszelkie otaczające nas skalne bramy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz