piątek, 28 sierpnia 2009

Dolina Małej Łąki - Wielka Polana - Kondracka Przełęcz - Giewont - Kondracka Kopa - Kondratowa Polana - Kuźnice (27 lipca 2009 roku)

Giewont? Czemuż nie! W końcu jeszcze tam nie byliśmy. A dziś taka piękna pogoda, więc na pewno widoki będą wspaniałe. Krótki ogląd na mapę i ruszamy. Z Czajek udajemy się do Doliny Małej Łąki, by przez Wielką Polanę i Kondracką Kopę ruszyć na Giewont. Pierwszy przystanek robimy na Wielkiej Polanie. Wyłaniają się piękne pasma Czerwonych Wierchów. Od razu przypomina mi się nasza ubiegłoroczna wspinaczka na Czerwone Wierchy, kiedy ostatkiem sił pędziliśmy już spóźnieni na kolację u Kasi. A poza tym Czerwone Wiechy mają dość zaskakującą, jak dla mnie, budowę. Kiedy wchodzi się na nie, ma się wrażenie, że już jest się na szczycie, aż tu nagle wyłania się kolejny szczyt (ten właściwy, na który trzeba się wspiąć).
Idziemy wyżej... Krzyż na Giewoncie chowa się i wyłania, Czerwone Wierchy widać cały czas. Ciemniak, Małołączniak, Krzesanica i... Kondracka Kopa - cel naszej dzisiejszej wspinaczki. By nie tracić czasu, zatrzymujemy się tylko na chwilę na Kondrackiej Polanie i ruszamy na Giewont. A tam.... sznur ludzi. Kolejka niemal jak ta do kolejki na Kasprowy. Hmm....co ci ludzie tam ciekawego widzą, że walą na szczyt takimi tłumami. Ustawiamy się na samym ogonku ogromnej kolejki, zazdroszcząc tym na szczycie i cierpliwie czekając. W międzyczasie jest czas na sesję zdjęciową i podziwianie Tatr Wysokich, z Kasprowym, Świnicą i Tatrami Słowackimi na czele....
Czy jest sens tracić 3 godziny na stanie w kolejce, by zobaczyć krzyż na Giewoncie??? Podejmujemy decyzję... opuszczamy sznurek ludzi i idziemy na Kondracką Kopę. Mimo lipca, wierchy leciutko się już zaczerwieniają, zyskując piękną brunatną barwę. Po drodze podziwiamy jeszcze pana na paralotni szybującego nad Giewontem (o tym panu będzie więcej nieco później).
Na Kopie jest zdecydowanie luźniej i mniej tłoczno niż pod Giewontem i na samym szczycie. Pora na pamiątkowe zdjęcia i trzeba zmykać w dół, by nie spóźnić się na kolację. Schodzimy ostro w dół, bardzo krętą drogą, by dostać się na Kondratową Polanę. Za nami powolutku znika Giewont, a w zasadzie jego wierzchołek z krzyżem. Obserwujemy ogromne zbocza, którymi schodzą w zimie lawiny. Nawet nie zauważamy, kiedy docieramy do Kuźnic. I nawet bus do centrum nam się trafił :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz