poniedziałek, 15 czerwca 2009

Śnieżnik, Kletno i Lądek Zdrój - 11-13 czerwca 2009

Tym razem udaliśmy się we wschodnią część Sudetów i postanowiliśmy zwiedzić Masyw Śnieżnika. To był dość deszczowy i "mało chodzony" wyjazd. Byliśmy w Kletnie 3 dni, a udało się nam tylko dojść do Schroniska Na Śnieżniku... i to jeszcze z przygodami. Przyjechaliśmy do Kletna 11 czerwca i nic nie zapowiadało, że pogoda się popsuje pomimo tego, że od kilkunastu dni leje jak z cebra. Planujemy pierwszego dnia zdobyć Śnieżnik, mając nadzieję na wejście na inne szczyty w kolejnych dniach. Niestety, pogoda psuje nam totalnie plany, pomimo tego, że ten wyjazd miał być wyjątkowy.

Wyruszyliśmy z naszego pensjonatu i szliśmy szlakiem żółtym, mijając Klecienko, Muzeum Ziemi Park Jurajski. Najpierw droga wiodła asfaltem, ale potem zmieniła się w leśną. Tam też, w Dolinie Kleśnicy, napotkaliśmy na Źródło Marianny. Jest ono jednym z punktów szlaku poświęconego królewnie Mariannie Orańskiej. W jego skład wchodzą jeszcze na przykład Mariańskie Skały czy kamieniołom marmuru "Biała Marianna". Królewna od 1838 roku była właścicielką znacznej części Masywu Śnieżnika. Nad Źródłem zatrzymaliśmy się chwilę dłużej, próbując chwytać wodę tryskającą z ziemi. Następnie ruszyliśmy dalej, by za niedługi czas dotrzeć do Jaskini Niedźwiedziej (http://www.jaskinia.pl/jaskinia/pl/index.php), która dziś z racji święta była nieczynna. Znajduje się ona na terenie rezerwatu przyrody "Jaskinia Niedźwiedzia". Jego celem jest chronienie jaskini oraz zjawisk krasowych, jakie wokół niej zachodzą. Tu można spotkać bogatą florę i faunę. Tuż za Jaskinią Niedźwiedzią rozpoczyna się Gęsia Gardziel, w której to słyszymy grzmoty... I to właśnie one pierwszego dnia zmusiły nas do opuszczenia gór, bo bardzo szybko zerwała się okropna burza z ulewnym deszczem. Najpierw chroniliśmy się pod drzewami, a potem pod daszkiem pawilonu Jaskini. Gdy tylko deszcz osłabł zbiegliśmy na dół. Wejście na Śnieżnik trzeba było więc odłożyć na jutro.

Wracamy więc do punktu wyjścia, ale tym razem podjeżdżamy już na parking w Klecieńku, a stamtąd do Jaskini mamy już tylko 30 minut. Co prawda deszcz całkiem nie ustał, ale ruszamy :) Dziś Jaskinie Niedźwiedzia była już czynna, więc załapałam się na pieczątki. W środku troszkę się zagrzaliśmy, bo pomimo 12 czerwca zimno doskwierało. Idąc Gęsią Gardzielą natrafiliśmy na ciekawy otwór w ziemi, z którego, gdy się do niego przyłożyło rękę, można było poczuć mikroklimat jaskini. Rzeczywiście, ciągnęło stamtąd chłodem. Im wyżej, tym droga coraz bardziej mokra, a i śnieg się jeszcze tu pojawiał. Kilkakrotnie przechodziliśmy nad maleńkim strumykiem, aż wreszcie dotarliśmy do Przełęczy Śnieżnickiej (1123 m n.p.m.), gdzie połączyły się 3 szlaki: czerwony, żółty i niebieski. My szliśmy żółtym. Od tego momentu droga była coraz gorsza, nie tyle pod względem wysiłku, co warunków atmosferycznych. Chmury nas pochłonęły, a na dodatek jeszcze mżyło. Brodziliśmy więc w błocie i chmurach. I na dodatek robiło się jeszcze coraz bardziej zimno.

Do Schroniska "Na Śnieżniku" (http://nasniezniku.miedzygorze.pl/nasniezniku/index.html) weszliśmy mokrzy i zmarznięci. Rozgrzaliśmy się herbatką z sokiem malinowym i cytryną. Kiedy jednak wyszliśmy na zewnątrz nie było mowy o wejściu na Śnieżnik: deszcz zaczynał kropić, widoczność prawie żadna, a do tego bardzo się ochłodziło. Zostało nam tylko 30 minut drogi do szczytu, ale, niestety, musieliśmy dziś go sobie darować, choć tak bardzo chciałam na niego wejść. Dopiero kiedy schodzimy do Kletna pogoda nieco się poprawiła i nawet na chwilę wyszło zza chmur słoneczko.
Wieczorem spędzamy czas na samodzielnym łowieniu pstrągów w smażalni "Nad Stawami".

Kolejnego dnia nie ryzykujemy już wyjścia w góry. Postanawiamy za to zwiedzić kopalnię uranu w Kletnie. Tu znajduje się podziemna trasa turystyczna, a dokładnie 18. odcinek sztolni. Od 1948 roku wydobywano tu uran, pracowali przy tym głównie więźniowie z obozów zagłady. Przez Sztolnię Fluorytową oprowadza nas przewodnik, opowiadając dokładnie o wydobywaniu surowca, pokazując skały i sprzęty górnicze. Po jakiejś godzinie jesteśmy z powrotem na górze i ruszamy do Lądka-Zdroju. Tam zatrzymujemy się na jakąś godzinkę w uzdrowisku "Wojciech". Przechadzamy się po parku, zachwycając magnoliami. Zerkamy też do środka, ale zapach śmierdzących wód leczniczych szybko nas stąd wygania. Ostatnim punktem wyprawy w Masyw Śnieżnika jest zwiedzenie Muzeum Minerałów.





1 komentarz: