To już zapewne ostatni górski wypad w tym roku. Listopad, jak to listopad - lubi być kapryśny, ale wierzymy, że jego długi weekend będzie ładny. Dlatego też rezerwujemy noclegi w Ośrodku Wypoczynkowym "Szczeliniec" w Karłowie i ruszamy z samego rana. Niestety, w dniu wyjazdy zastaje nas fatalna pogoda (mgła ogranicza widoczność do kilkunastu metrów), dlatego też udajemy się do Nachodu na zakupy. W drodze powrotnej kusi nas jednak wizja zwiedzenia Błędnych Skał, dlatego też zatrzymujemy się na parkingu znajdującym się u podnóża tego skalnego labiryntu i udajemy pośpiesznie do góry. Z każdym metrem wysokości widoczność jest słabsza, a my marzniemy coraz bardziej. Udaje nam się dotrzeć tylko początku Błędnych Skał, bo szkoda, by to miejsce zwiedzać we mgle i mroku. Robimy kilka zdjęć i postanawiamy wrócić tu jutro, mając nadzieję na piękną pogodę. Kiedy dochodzimy do parkingu jest już prawie ciemno. Nie ma się w sumie czemu dziwić - przecież jest już prawie połowa listopada.
Następnego dnia wita nas piękna pogoda, zero chmurek, a na niebie lśni piękne słoneczko. Wkładamy więc cieńsze kurtki i ruszamy zdobywać Szczeliniec, na który żółty szlak rozpoczyna się nieopodal naszego ośrodka. Na to małe wzniesienie (919 m n.p.m.) prowadzą 664 kamienne schodki. Co prawda od 31 października szlak jest już zamknięty, ale my ryzykujemy i idziemy na własną odpowiedzialność. Na szczęście góra nie jest jeszcze tak bardzo oblodzona, ale w jej labiryntach panuje już mroźna temperatura. Pierwszym etapem naszej wędrówki jest Schronisko PTTK z punktem widokowym na Pasterkę, zalew w Radkowie i Karkonosze. Naprzeciwko niego znajduje się wmurowana tablica ku czci Franza Pabla, sołtysa Karłowa i pomysłodawcy zagospodarowania Szczelińca Wielkiego.
Tuż za schroniskiem znajduje się wejście do skalnego labiryntu, który jest pełen ciekawych miejsc i skał przypominających postacie lub zwierzęta. Wielbłąd, Mamut, Tron Pradziada (na który wdrapujemy się na sam szczyt - on jest właśnie najwyższym punktem Szczelińca) czy Ucho Igielne to dopiero początek. Za chwilę bowiem rozpoczynają się nie lada atrakcje. Mniej więcej w połowie wędrówki wchodzimy do Diabelskiej Kuchni, a stamtąd droga prowadzi już tylko do... Piekła, do którego schodzi się ostro w dół. Jest to głęboka na 20 metrów szczelina, gdzie czasem nawet jeszcze w lipcu można spotkać śnieg. Można by powiedzieć, że panuje tu piekielne gorąco, ale wprost przeciwnie od skal zionie zimno. Tak więc znajdujemy się i czujemy się jak w Piekle. Zewsząd otaczają nas wysokie skały o różnych kształtach. Na szczęście udaje nam się pokonać piekielne czeluści i na chwilę dostać się do Czyśćca. Potem czeka na nas tylko Niebo :) Idziemy dalej, trafiając na przeróżne skalne twory, jak na przykład Kwokę, Sowę czy Koński Łeb. Zanim dostaniemy się na Tarasy Widokowe Południowo-Wschodnie musimy przejść przez Tunel, który trzeba pokonywać na czworakach, ocierając się o skały (ale tu wąsko i nisko!). Co prawda nie są to pierwsze tego dnia szczeliny i wąskie miejsca, bowiem było już ich sporo i kilka razy trzeba było się przeciskać między skałami. Zatrzymujemy się na chwilę na Tarasach Widokowych i podziwiamy okolice, pomimo silnego wiatru. Na szczęście jest ciepło.
Schodzimy w dół już nieco inna drogą, ale za to bardzo śliską. Nie obyło się, oczywiście, bez kontrolowanego poślizgu. Na szczęście skończyło się tylko na lekko ubrudzonej kurtce :)
Chwila odpoczynku, krótka przerwa na jedzenie i ruszamy zdobywać opuszczone wczoraj Błędne Skały, zwane dawniej Dzikimi Dołami. Znajdują się one na wysokości 852 m n.p.m., ale obejmują szczyt Skalniaka o wysokości 915 m n.p.m. Całość labiryntów skalnych to powierzchnia 21 hektarów. Ruszamy i już na samym początku napotykamy na kilkudziesięciocentymetrowe szczeliny, między którymi trzeba się przeciskać.
Na samym początku natrafiamy na Dwunożnego Grzyba i Okręt, a potem na Kasę, która jest nie lada atrakcją, a stanięcie w jej okienku to wyczyn, przy którym trzeba się sporo nagimnastykować. Kto tam był to wie, o czym piszę. Dalej mijamy Kurzą Stopkę i Długi Pasaż. jest jeszcze Kuchnia i Wielka Sala. Na końcu czeka nas tylko Grzyb i Furtka. Ale nie poddajemy się i zamiast wracać szlakiem bez labiryntów decydujemy się wrócić ponownie tę samą drogą, idąc nieco pod prąd. Trochę czujemy już chłód, jaki bije od skał, a ręce marzną nam od ich dotykania. Ruszamy w drogę powrotną, ponownie zastanawiając się nad różnymi znakami spotykanymi na szlaku, a których legendy nie znajdujemy nawet na mapie. Poza tym uważamy na ostrzeżenia przed żmijami. Co prawda o tej porze chyba ich już tu nie ma, ale lepiej zachować troszkę ostrożności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz