czwartek, 27 sierpnia 2015

Palenica Białczańska - Wodogrzmoty Mickiewicza - Siklawa (Tatry) - 4 sierpnia 2015


Nadeszła pora na najważniejszą wyprawę wyjazdu. Wycieczkę, o której Michał marzył co najmniej od pół roku. Siklawa, bo o nią właśnie chodzi, była dzisiejszym celem. Pół roku wcześniej mamusia naprasowała małemu marzycielowi zdjęcie Siklawy na koszulce, ale to nie wystarczyło. Obiecałam mu, że tam pójdzie, choć nie do końca wierzyłam, czy jego 4,5-letnie nóżki dadzą radę.
Rankiem pogoda idealna, choć na popołudnie zapowiadają burze - jak co dzień, ale mam nadzieję, że zdążymy przed nią.
Jedziemy busem na Palenicę Białczańską. Z racji korków jazda się przedłuża, więc na parking docieramy z około półgodzinnym poślizgiem. Tam musimy odstać dłuższą chwilę, bo do kas ciągną się 3 długaśne kolejki. W końcu po  wygrzaniu się w busie, odczekaniu po bilet wchodzimy na "ukochany" asfalt. Tu rozpoczynamy nowe dyscypliny sportu - slalom między tłumami zmierzającymi nad Morskie Oko i ucieczka na boki przed pędzącymi w obie strony wozami konnymi. Na szczęście musimy tylko dojść do Wodogrzmotów Mickiewicza, bo tam potem na szlak skręca do Doliny Roztoki. Staramy się ten około 45 minutowy odcinek drogi pokonać jak najszybciej, robiąc tylko jeden przystanek przy tablicy nr 2. Dolina Białki. Tam znajduje się panorama, wskazująca na Gerlach, krótki opis Doliny Białki i schemat działania lodowców w Tatrach.
Staramy się iść w cieniu i w miarę szybko, bo gorąco daje się we znaki. Utrapieniem są wszelkiego rodzaju cieki wodne, fascynujące niezwykle Michała. Pomimo to w 45 minut udaje nam się dotrzeć do Wodogrzmotów Mickiewicza. Wcześniej jednak na chwilkę wstępujemy do budynku położonego kilkanaście metrów niżej. Tam Michał dostaje książeczkę. Po wykonaniu zadań z niej, dostanie medal przyjaciela Tatr (mamy już zadanie na wieczór).


Przy Wodogrzmotach Mickiewicza zatrzymujemy się tylko na chwilę. Do podziwiania mamy wodospad pośredni, choć jak się podejdzie nieco wyżej, to można zaobserwować wodospad wyżni. Nie chcę tu marnować dużo czasu, wolę spędzić go koło Siklawy. W zasadzie od razu kierujemy się w stronę Doliny Roztoki, którą dojdziemy do Siklawy. Chwilę przysiadamy na kamykach, posilając się bułką słodką i ruszamy wyżej. Dobrze, że początkowy odcinek prowadzi przez las, ponieważ nie odczuwamy tak bardzo upału. Idziemy wzdłuż potoku Roztoka, wypływającego z Wielkiego Stawu Polskiego. Jego szum daje wrażenie chłodu. Spacerek mija nam dość przyjemnie, zwłaszcza, że zaraz na początku wejścia do doliny dołączają się do nas niezwykle mili państwo. Wspólna pogawędka sprawia, że nie zauważamy nawet, kiedy dochodzimy na polanę Nowa Roztoka, znajdującą się na wysokości1290-1310 m n.p.m. Tu, po wykonaniu pamiątkowego zdjęcia, nasze drogi się rozchodzą. My zaś na 5 minut przysiadamy, otoczeni skałami Wielkiego i Pośredniego Wołoszyna. Do Siklawicy została nam niecała godzina. Teraz rozpoczynamy chyba najpiękniejszy etap wspinaczki, bo naszym oczom odsłaniają się przepiękne widoki.

 Staram się wypatrzeć turystów przemierzających szlaki Krzyżnego, Granatów czy też Buczynowych Turni. Dziś mogę popatrzeć na nie tylko z dołu, ale w pamięci mam to, jak byłam na górze i spoglądałam w dół na Dolinę Roztoki, wyłaniającą się z mgieł. Jeszcze tylko Michasio troszkę podrośnie i pójdziemy tam wspólnie... :)
Teraz nasz cel jest inny. Czym bliżej Siklawy, tym zniecierpliwienie mojego małego turysty rośnie. Czym bliżej Siklawy, tym czarniejsze chmury zbierają się nad nami. Rozsądek nakazywałby zawrócić, bo wiem, że burza jest nieuchronna, ale nie mogę zrobić tego dziecku 10 minut przed wodospadem. Tak więc co sił w nogach maszerujemy w górę i w zasadzie, kiedy już jesteśmy, zaczyna okropnie grzmieć. 10 minut - to maksymalny czas, jaki możemy tu spędzić, by nacieszyć oczy tym cudem natury. Nie spada nim tak dużo wody, jak kiedyś udało mi się zobaczyć. Ale jest pięknie! Około 65 metrów wysokości robi swoje i wprawia w zachwyt. W tym miejscu przypomina mi się przeczytany niegdyś wiersz Adama Asnyka:
To wartki strumień szumiącej Siklawy
Zagarnia wkoło śnieżne ścieki gór,
Na nić swą czarne nawiązuje stawy
I wiedzie głośny z kamieniami spór:
To potok wzbiera siatką wód pajęczą
I coraz głębiej pierś wąwozu porze,
I znika w ciemnej gardzieli otworze,
Kończąc krajobraz wodospadu tęczą.

Niestety, z Doliny Pięciu Stawów trzeba zrezygnować. Nie pozostaje nam nic innego, jak szybkim tempem schodzić. Zdążamy praktycznie w ostatniej chwili dotrzeć do granicy lasu i wtedy zaczyna lać. Wokół nas krąży burza, albo i może dwie:)
Jesteśmy jednak w miarę bezpieczni. Dziwi mnie, a w zasadzie nie dziwi to, że mijamy sporo osób w adidasach, z torebką na ramieniu i butelką wody w ręku, udających się w górę. Nie przeraża ich szalejąca wyżej burza i godzina 16 na zegarku.
Kiedy docieramy do Wodogrzmotów, deszcz ustaje. W planach mieliśmy jeszcze odwiedzenie schroniska w Dolinie Roztoki, ale o wyliczeniach stwierdzamy, że nie zdążymy na bus na Czajki.
Pomimo tego, że znowu troszkę zmokliśmy i mieliśmy saunę po założeniu płaszczów przeciwdeszczowych, to wycieczka jak najbardziej udana.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz