poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Czajki - Butorowy Wierch - Gubałówka - 1 sierpnia 2015


Tegoroczny wakacyjny wypad w Tatry był wyjątkowy, bo pojechał w nie Michaśko. Opowieści i zachwyty mamy nad Tatrami, rozbudzona już w nim miłość do gór, a przede wszystkim niedosyt po styczniowym wyjeździe (wtedy przez 3 dni chodziliśmy we mgle i nawet dziecko Giewontu, nie mówiąc o zarysie gór, nie zobaczyło) spowodowały, że nie mógł tego wyjazdu opuścić. Marzenie o odwiedzeniu Siklawy pojawiło się już jakiś czas temu i to ono przyświecało wszelakim górskim planom.
Z racji korków na Zakopiance jedziemy przez Czarny Dunajec, Jabłonkę, Chochołów, skąd już z racji pięknej pogody doskonale widać Tatry. Na ten widok czekałam cały rok bez jednego tygodnia, a Michaś 4,5 :) Mnie zachwycił jak zwykle, synka wprawił chyba w jeszcze większą radość. Oto coś, co było tematem opowieści i widoczne tylko na zdjęciach, w albumach było dla niego na wyciągnięcie ręki.
Rozpakowujemy się, pijemy szybką kawusię i pomimo zmęczenia ruszamy na Butorowy i Gubałówkę według mnie najpiękniejszą z możliwych tras (pomijając drogę na szczycie).
Ruszamy z Czajek i kierujemy się w stronę wyciągu na Butorowy Wierch. Tam wchodzimy na wąską ścieżkę prowadzącą wśród traw. Wystarczy tylko nieco podejść pod górę i skierować za siebie wzrok, by ukazała się przepiękna panorama Tatr. Najpiękniejsze jednak będzie za chwilę, bowiem po dojściu do asfaltu, zatrzymujemy się przy jednym z pensjonatów, przy którym znajduje się idealny punkt widokowy.  Człowiek stałby i cieszył oczy górami. Ciężko stąd odejść, zwłaszcza, że panuje tu spokój i prawie nikogo nie ma wokół.


Wejście na Butorowy zajmuje nam około 30 minut. Tu jeszcze panuje względny spokój, ale czym bliżej Szymoszkowej i Gubałówki tłumów przybywa, a spokój jest ostatnią rzeczą, jakiej człowiek może zaznać. Dobrze, że wcześniej nacieszyliśmy wzrok Tatrami, bo w tłumie tu panującym, natłoku bazarów i tym podobnych rzeczy ciężko dostrzec góry lub skupić na nich dłużej uwagę. Na dodatek trzeba uważać na pędzące do chwilę konie i auta. Mam wrażenie, że gorzej tu niż na Krupówkach. Z tego, co sobie przypominam jakieś 5 lat temu tak tłumnie nie było. Przedzieramy się aż do Gubałówki (punkt widokowy obok Gubałzerii nie robi na mnie już tak dużego wrażenia jak kiedyś), i wracamy, kupując po drodze Triceratopsa (dla niezorientowanych dinozaura, który będzie towarzyszem naszych wypraw przez kolejne dni).
Do pensjonatu schodzimy w kilkanaście minut spokojną i "bezludną" trasą, ciesząc się Tatrami:)


 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz