niedziela, 4 maja 2008

Szklarska Poręba i słów więcej nie potrzeba... - 1 maja 2008


Zaczęło się 1 maja 2008 roku (wtajemniczeni wiedzą, o czym piszę i mówię). Wcześniej gór było wiele, ale te były szczególne i wyjątkowe.
1 maja - mamy ruszać z rowerkami porannym pociągiem do Szklarskiej Poręby. J. wsiada we Wrocławiu, ja w Imbramowicach. Niestety, wsiąść mu się nie udało, bo pociąg był tak załadowany, że połowa ludzi ostała się na wrocławskim dworcu. Kolejną opcją jest podróż pociągiem późniejszym o 2 godziny. Liczymy, że on będzie mniej załadowany, ale się mylimy, bowiem z ledwością wcisnęłam się do niego z moim rowerkiem na stacji. Ciśniemy się więc w wagonie pełnym ludzi, nie całkiem trzeźwych, a do tego jeszcze palących. Jakby tego było jeszcze mało, to pociąg jedzie tylko do Jeleniej Góry :) Tak więc czeka nas rowerowa podróż do Szklarskiej Poręby. I tak oto zaczyna się piękna historia miłosna...


Wysiadamy na stacji Jelenia Góra z wielkimi plecakami i ruszamy. W którą stronę do Szklarskiej? Pytamy spotkanego pana. A ten z politowaniem, zdziwieniem pokazuje nam kierunek, mówiąc, że to daleko. Rzeczywiście, nasze plecaki robiły wrażenie - zwłaszcza mój, bo przecież w góry trzeba zabrać strój na 3 pory roku (krótkie spodenki, rybaczki i długie) - przecież w maju pogoda może być różna :) Niecałe dwie godziny mknięcia szosą i jesteśmy w Szklarskiej. Ale to dopiero początek, bo teraz trzeba znaleźć Zakątek - a to nielada sztuka :) Przyjemny pensjonat u pani Joasi jest ukryty gdzieś w lesie w Szklarskiej Porębie Dolnej. Wreszcie docieramy i tam, nieco zmęczeni podróżą. Chwila odpoczynku i ruszamy na spacer po okolicy, by podziwiać Karkonosze, w które pójdziemy kolejnego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz