sobota, 27 sierpnia 2022

Kościelec - sierpień 2022

Szybki wypad w Tatry na koniec wakacji i jak zwykle dylemat, jaki szczyt wybrać na jedno wejście przy niepewnej pogodzie (zapowiadane od południa burze). Świnica, Kościelec, Szpiglasowy Wierch – wszystko kusi i wszystko piękne oraz idealne tak na pół, góra ¾ dnia. Ostatecznie wybór pada na Kościelec (2155 m n.p.m.) – 20 km, 1100 metrów przewyższenia, spokojnie da się tę trasę zrobić przed zapowiadanymi burzami albo być już w schronisku, gdy one nadejdą. Z racji, że śpimy w Murzasichle, to czarny szlak z Brzezin najbardziej nam pasuje pod kątem startu.

Tak, tak – już kiedyś pisałam, że nigdy więcej tym szlakiem nie pójdę, bo jest wyjątkowo nudny i męczący pod kątem rodzaju kamieni, po których się idzie. Ale … ale właśnie on dziś był najlepszy pod względem logistycznym. Do Kuźnic mieliśmy za daleko, a i z zaparkowaniem blisko szlaku też byłby problem, busy jeszcze nie jeździły. Raniutko pojawiamy się więc na prawie już pełnym przydrożnym parkingu, gdzie ten co zawsze pan kasuje od nas 35 zł. Po kilku metrach kolejny punkt poboru opłat, czyli kasy TPN, a potem już witaj przygodo, bo Kościelec czeka.

Idziemy więc Doliną Suchej Wody Gąsienicowej. Przebiega przez nią granica między Tatrami Zachodnimi i Wysokimi. Jej nazwa pochodzi od płynącego dnem doliny potoku Sucha Woda, którego koryto często jest suche, a woda płynie podziemnymi przepływami.
Po 45 minutach od startu docieramy na Psią Trawkę. Jest to polana, która początkowo należała do Hali Pańszczyca. Nazwa polany pochodzi od trawy bliźniczki psiej trawki. Jest to gatunek charakterystyczny dla bardzo jałowych gleb. Od kiedy polana przestała być użytkowana, psia trawka już tu nie rośnie. Niech nikogo nie zwiedzie nazwa polana, bo tak naprawdę po zaprzestaniu wypasu teren zarósł lasem. Dziś mamy tu tylko ławeczki i troszkę więcej przestrzeni.

Stąd do Murowańca jest około 1,5 godziny drogi. My idziemy nieco szybciej. W zasadzie to całą drogę pokonujemy o jakieś pół godziny szybciej niż wskazują czasy na szlakowskazach.
Pod schroniskiem w pierwszych promieniach słońca jemy  śniadanie, popijając kawą. Ludzi jeszcze niewiele. Urok Murowańca i tego miejsca można poczuć właśnie o poranku, bo potem schronisko przeżywa prawdziwe oblężenie, przypominając Krupówki. W pogodne dni kolejki są takie, że po kawę trzeba czekać godzinę, dlatego zarówno poprzednim, jak i tym razem z niej rezygnuję.

Pierwszy fragment naszej drogi to niezbyt wymagające podejście nad Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m n.p.m.), które zajmuje nam około 25 minut. Po drodze mijamy ścianę Małego Kościelca oraz położony w dole z lewej strony pomnik upamiętniający tragiczną śmierć Mieczysława Karłowicza, który został porwany przez lawinę.

Nad stawem nie zatrzymujemy się tylko na chwilę. Jakieś pół godziny temu odpoczywaliśmy  Murowańcu. Poza tym, jeśli mają być burze, to trzeba przed nimi zdążyć. Znad Czarnego Stawu Gąsienicowego w prawo i stromo startuje czarny szlak prowadzący na Karb. Prowadzi on zakosami, więc przewyższenie jest nieco mniej odczuwalne, ale i tak na tym odcinku trzeba pokonać spore przewyższenie. Z każdym pokonywanym metrem odsłania się jednak coraz piękniejszy widok na Czarny Staw Gąsienicowy. 

Na szczęście podejście nie trwa długo i w końcu osiągamy grań Małego Kościelca (1863 m), a dalej, jak to na grani bywa, jest wąsko, ciekawie, widokowo i aż żal, że tak krótko. Następnie ścieżka nieznaczne się obniża doprowadzając nas na Przełęcz Karb (1853 m).
Na przełęczy jeszcze niedawno krzyczała i ostrzegała słynna czerwona tabliczka: “Szlak turystyczny bardzo trudny, uwaga na spadające kamienie” – w tym roku zniknęła. A czy szlak do trudnych należy? Jest kilka miejsc, gdzie ostrożność zachować należy, ale przy suchej skale i brak lęku przestrzeni wejście na Kościelec nie należy do wymagających. Przy śliskiej skale czy oblodzeniu zmienia on jednak swój charakter i staje się niebezpieczny, zwłaszcza że na szlaku nie ma żadnych sztucznych zabezpieczeń, choć  kilku miejscach przydałby się łańcuch.  Tak więc w kilku problematycznych miejscach trzeba pomyśleć, gdzie postawić nogę czy, za którą skałę złapać dłonią. Czasem trzeba odstać w mniejszym lub większym korku.

Kościelec widziany z Przełęczy Karb sprawa wrażenie niedostępnego i bardzo stromego. W rzeczywistości nie jest ta źle, a nachylenie wynosi około 30 stopni.
Skalny wierzchołek wznosi się 533 metry nad taflę Czarnego Stawu. Jak słusznie zauważył Mieczysław Karłowicz “tylko z Kościelca widoczne są wszystkie bez wyjątku Stawy Gąsienicowe”. A jest ich 21! Widoki z Kościelca są nieco ograniczone przez grań Orlej Perci. Ale na pewno piękne. Szczyt nie jest rozległy, nawet jego wąskie przedłużenie specjalnie nie poprawia ilości miejsca. Znajduje się w Grani Kościelców, która odchodzi od Zawratowej Turni. Grań dzieli Dolinę Gąsienicową na dwie części, na Zieloną oraz Czarną.

Zejście z Kościelca, jak zejście z każdego innego szczytu, jest oczywiście bardziej wymagające, zwłaszcza kiedy trzeba schodzić po stromej płycie. Tu oczywiście zasada schodzenia tyłem sprawdza się najlepiej i chyba jest najbezpieczniejsza. Po odstaniu w kilku korkach o około 45 minutach pojawiamy się ponownie na Przełęczy Karb.
Z przełęczy wracamy zboczem Kościelca. Ścieżka wyłożona jest wygodnymi kamiennymi stopniami, poprowadzi licznymi zakosami, przez co jest łagodna i naprawdę przyjemna.

Nieco bardziej stromy odcinek ścieżki pokonuje skalny próg zamykający nieckę, w której leży Długi Staw (1783 m). Następnie szlak znów bardzo łagodnie obniża się pośród kosodrzewiny. Z tej części doliny doskonale widać łagodne oblicze Kościelca, które już nie przypomina strzelistej turni działającej na wyobraźnię turystów widzianej znad Czarnego Stawu Gąsienicowego czy Murowańca. Mijamy Czerwone Stawki po lewej, Staw Kurtkowiec po prawej i wkrótce dochodzimy do rozwidlenia z czarnym szlakiem, a w zasadzie do miejsca w którym nasz dotychczasowy (niebieski) szlak kończy swój bieg. Idziemy w prawo, w kierunki Hali Gąsienicowej i już po kilku minutach docieramy nad brzeg Zielonego Stawu Gąsienicowego (1672 m). Przed nami dolna stacja wyciągu narciarskiego, który latem jeździ na zasadzie widokowych przejażdżek. 

Ale, w tych przejażdżkach jest pewien haczyk, bowiem na wyciąg można tylko wsiąść na Kasprowym Wierchu, zjechać na dół i bez wysiadania wjechać ponownie na szczyt. Z dołu na górę wjechać nie można – jakieś nieporozumienie chyba się tu wkradło, ale cóż poradzić na taki brak logiki. Chcieliśmy dać im zarobić i wjechać sobie na kawę na Kasprowy Wierch, ale się nie dało. Krzesełka, które puste zjechały z góry po zakręceniu puste wjechały na górę, bo na dole nie można było wsiąść. Schodzimy więc do zatłoczonego Murowańca, który omijamy szerokim łukiem. Przed nami najgorszy odcinek – zejście d Brzezin, które jak zwykle, zwłaszcza po schodzeniu z Orlej Perci strasznie nam się dłużyło. Tak jest i tym razem.
Na szczęście burza na przyszła, choć gdzieś w oddali grzmiało, nie spadła na nas kropka deszczu, choć Kościelec bawił się w chowanego i chwilami skrywał za gęstą warstwą złowrogo wyglądających chmur.































niedziela, 21 sierpnia 2022

Zamek Lubowelski - sierpień 2022

Planując wycieczkę na Veterny vrch i analizując mapę, zauważyłam, że w jego bliskiej odległości znajduje się całkiem ładny zamek. Nie sądziłam jednak, że będzie tak ładny i ciekawy.
Zamek ów znajduje się w miejscowości Stara Lubowna. W okolicy zamku znajduje się płatny parking (4 euro za cały dzień). Z niego do zamku trzeba podejść niecały kilometr pod górkę (jakieś 50 m przewyższenia). Tu też znajduje się kasa biletowa, gdzie można zakupić bilety na zamek i do skansenu. Jeśli jednak nie uczynicie tego tutaj, można je kupić na górze, bezpośrednio przy samym wejściu do zamku. Bilet na zamek normalny kosztuje 9 euro, ulgowy 5 euro, gdy dopłacimy do niego po 1 euro, to w tej cenie możemy wejść także do skansenu i jak najbardziej tę opcję polecamy, bo skansen jest tak samo ciekawy jak zamek. 

Godziny otwarcia są zależne od pory roku. W sezonie czyli od maja do września zamek otwarty jest w godzinach od 9 do 18, przy czym po godzinie 18 można jeszcze zwiedzać obiekty przez godzinę. Nie można już wtedy do nich wejść. W pozostałych miesiącach zamek otwarty jest krócej. Ponadto na zwiedzających w sezonie czeka atrakcja w postaci pokazu lotów orłów, sokołów i sów. 
Zwiedzanie zamku trwa około 2 godzin, a skansenu około godziny. Myślę jednak, że można tu spędzić zdecydowanie więcej czasu. 

Zamek Lubowelski został wybudowany pod koniec XIV wieku przez węgierskiego króla Andrzeja III. Większość czasu w swojej historii zamek był w posiadaniu polskich królów i szlachty. Począwszy od roku 1412 kiedy to zamek został oddany w zastaw Władysławowi II Jagielle. Ostatnimi polskimi właścicielami zamku była rodzina Zamoyskich. Położony na historycznym Spiszu zamek był miejscem, z którego właśnie przez 360 lat polscy starostowie zarządzali tzw. zastawem spiskim.

Kiedy zaczęliśmy go zwiedzać uświadomiliśmy sobie dopiero, jak bardzo polski jest ten zamek. 
Składa się z 17 punktów. Zwiedzanie zaczynamy i kończymy przy bramie wejściowej do zamku. Po zakupieniu biletu dostaniemy przewodnik w języku polskim, który ułatwia zwiedzanie oraz pozwala na doczytanie ciekawych informacji o zamku. Dodatkowo wszystkie opisy na zamku dostępne są także w języku polskim.

W trakcie zwiedzania możemy też wejść na wieżę gotycką z której rozciąga się wspaniały widok na Pieniny, Tatry i miasto. Podczas zwiedzania możemy zobaczyć komnaty mieszkalne, piwnice, lochy, jest nawet browar. Są też polskie przedmioty koronacyjne, które w czasie najazdu szwedzkiego były tu chronione przed grabieżą.  
Ogólnie na zamku można spędzić sporo czasu. Najlepiej kierować się punktami zaznaczonymi w opisanej ulotce, dzięki czemu macie pewność, że nie ominiecie żadnej części zamku. My tak robimy, wykreślając sobie kolejne odwiedzone lokalizacje. 

Zamek skończyliśmy zwiedzać o godzinie 18, więc mieliśmy jeszcze godzinę na skansen, który od zamku jest oddalony jakieś 5 minut drogi. Na terenie skansenu możemy spotkać następujące budynki: 
Cerkiew greckokatolicka p.w. św. Michała Archanioła z Matysovej, drewniana z 1833 r.
Dom mieszkalny ze wsi Velky Lipnik, zrębowy, trójdzielny z 1922 r.
Sezonowe budynki polaniarskie z Litmanovej
Sypaniec (spichlerz) z Veľkej Lesnej na Zamagurzu Spiskim
Dom bogatego rolnika – wójta z Veľkej Lesnej z 1909 r.
Dom pasterza z Litmanowej z 1921 r.
Zagroda chłopska z Údola z I. poł. XX w. (dom, stajnia, stodoła i spichlerz)
Dom rodzinny z Údola z 1947 r. z ekspozycją przedstawiająca wnętrze szkoły
Stolarnia (wybudowany na wzór oryginału z 1928 r.) z wyposażeniem warsztatowym
Dom z Jarabiny (Jarzębina), zrębowy na wysokiej kamiennej podmurówce, z 1930 r.
Dom mieszkalny z Jakubian z 1938 r.
Budynek gospodarczy z Ruskiej Woli z 1945 r. z ekspozycją belek stropowych
Dom mieszkalny z Kremnej z początku XX w.
Zagroda bezrolnego chłopa z Kamienki, z XIX w.
Kaplica p.w. św. Józefa (kopia obiektu z 1730 r. z Gniazd)
Kuźnia Bartolomeja Sekeráka z Torysy, z XIX w.
Młyn z Sulina z bogatym wyposażeniem technicznym
Poza tym jest trochę atrakcji dla dzieci, jak drewniana karuzela z wiaderkami, do których mogą wsiąść dzieci. Jest też pomieszczenie z drewnianymi zabawkami. Na nas największe wrażenie robi cerkiew z zachowanymi ikonami. 
Zarówno zamek, jak i skansen warte są tego, by się w nich pojawić. Warto sobie na nie zarezerwować pół dnia. Myśleliśmy, że to taki zamek, co go w godzinę można obejrzeć i pojawiliśmy się tu za późno, bo na pewno spędzilibyśmy tu więcej czasu niż 3 godziny.