sobota, 29 lipca 2023

Brigata Tridentina, Antersass - Dolomity


Nie ma to jak po całej nieprzespanej nocy ruszyć o 7 rano na jedną z najpiękniejszych ferrat w Dolomitach, a potem pójść dalej, by wejść na prawie 3 tysiące metrów.
Ach, cóż to była za piękna trasa, a Masyw Sella jak dotąd pozostaje naszym ulubionym w Dolomitach!
To masyw w kształcie płaskowyżu, leżący na północ od Marmolady i na wschód od Langkofel. Najwyższym jego szczytem jest Piz Boè wznoszące się na wysokości 3151 m nad poziomem morza.

Zatrzymujemy się na parkingu przy drodze SS243 z Corvary do Selva di Val Gardena przy charakterystycznym zakręcie o 180 stopni, zaraz u wylotu doliny Val Setus, którą prowadzi droga normalna do Rifugio Franco Cavazza al Pisciadù 2585 m. Tu szybkie przebranie się, spakowanie plecaka i można ruszać ku przygodzie.
Jesteśmy na wysokości 1940 m, a ferrata zaprowadzi nas na ponad 2500 metrów nad poziomem morza do schroniska z najlepszych spaghetti bolońskim, jakie do tej pory jedliśmy. 

Brigata Tridentina, bo tak owa ferrata się nazywa to piękna wspinaczka zakończoną efektownym mostkiem linowym, duża ekspozycja i wspaniałe widoki. Na stronach internetowych czytamy wcześniej, że to miejsce, do którego zawsze chce się wracać. Nie inaczej jest u nas. To jedna z najpiękniejszych ferrat, jakimi szłam.
Właściwa ferrata zaczyna się dopiero obok wodospadu i tu już pięknie widać pionową ścianę, po której będziemy iść. Jej poziom jest wyceniony na C, więc nie będziecie się nudzić, kiedy wybierzecie tę drogę, a i pod koniec walki z linami, odczujecie bolące ręce. Ferrata jest dość długa, a na jej przejście należy przeznaczyć około 2 godzin (licząc odcinek od wodospadu do mostku na jej końcu).

Wcześniej jednak ścieżką z parkingu docieramy do pierwszej ferratki, wycenionej na A. Jest to w zasadzie pionowa ściana z drabinkami. Taka na początku i obeznanie się z eskpozycją. Jeśli tu towarzyszy Wam lęk, to lepiej zawróćcie, bo dalej będzie bardzo duża ekspozycja i znaczniejsze trudności techniczne, zwłaszcza na ostatnim odcinku, który doprowadza nas do drogi do schroniska.
Pierwszy odcinek jest łatwy i krótki. Po jego pokonaniu ścieżką dochodzimy do dużego, widowiskowego wodospadu u stóp Torre Exner.  Tu oczywiście chwila przerwy i spojrzenie na ścianę, którą będziemy podchodzić. 

Ten odcinek jest już dłuższy i trudniejszy i prowadzi przez południowo-wschodnią ścianę Torre Exner. Tu przede wszystkim czeka na Was duża ekspozycja , trochę sztucznych ułatwień i mega przygoda.
Na końcu tego odcinka można zrezygnować z dalszej części ferraty i odejść ścieżką w lewo w kierunku Rifugio Franco Cavazza. Przez chwilę rozważaliśmy taką opcję, ale z drugiej strony mostek kusił.
Zeszliśmy z ferraty, by odpocząć, ale to był błąd, bo potem trzeba było na nią wrócić. Poszliśmy nie tak, jak potrzeba i straciliśmy nieco cennych tego dnia sił.

Trzeci odcinek jest najtrudniejszy, jest kilka miejsc delikatnie przewieszonych, a ekspozycja nadal spora. Ferrata zaprowadza nas prawie na szczyt Torre Exnerr do powietrznego mostka łączącego go z masywem. Mostek sam w sobie nie budziłby zdziwienia, ot wiszący mostek, ale… pod nim jest kilkaset metrów przepaści.

My akurat takie rzeczy lubimy, ale jeśli ktoś ma lęki, to może mieć w tym miejscu problem.
Mostek to ostatni etap tej ferraty. Stąd wygodną ścieżką docieramy do Rifugio Franco Cavazza al Pisciadu nel Gruppo di Sella. To schronisko położone na wysokości 2585 m n.p.m. nad jeziorem Lago di Pisciadu w otoczeniu imponujących dolomitowych ścian Cima Pisciadu 2985 m i Sas da Lech 2936 m. 

Po tylu godzinach jazdy i wędrówki oraz wspinaczki kawa smakuje cudownie. A do tego takie okoliczności przyrody! I jeszcze to spaghetti – pamiętam do tej pory jego smak!
Ze schroniska w otoczeniu niemalże księżycowego krajobrazu kierujemy się szlakiem numer 666 na przełęcz Val di Tita. Kawałek za schroniskiem, gdy się już podejdzie ponad jezioro mamy krótką ferratę A. Zorientowaliśmy się dopiero po zejściu, że to była ferrata. Prościutka, nawet gdybyśmy wiedzieli, że idziemy ferratą, to i tak nie byłoby sensu się gdziekolwiek przypinać.
Chwilę odpoczynku robimy sobie na rozdrożu, w miejscu, gdzie szlak odbija na Piz Pisciadù (2985 m). Szczyt kusi, by na niego wejść, ale czasu niestety brak, bo przed nami droga daleka. 

Pomimo, że jesteśmy już wysoko, to cały czas podchodzimy wyżej, a krajobraz robi się coraz bardziej magiczny. Najwyższy dziś osiągnięty przez nas punkt do 2966 metrów nad poziomem morza.
A co to oznacza? Długie zejście i wytracenie sporej wysokości.
Kierujemy się w stronę Forcella d’Antresass (2839 m n.p.m.) z pięknym widokiem na Piz Boe, najwyższy szczyt masywu Sella, na który wrócimy przy najbliższej możliwej okazji.
Teraz jednak droga numer 647 zaprasza do dalszej, długiej wędrówki. Co prawda to tyko 5,5 m, ale za to na tym odcinku trzeba wytracić 1200 metrów. Taka „uczta” dla kolan. Na szczęście widoki do samego schroniska Monti Pallidi rekompensują trudy zejścia. 

Całą trasa to zaledwie 10 km i 1200 metrów przewyższenia, ale biorąc pod uwagę fakt, że połowę przewyższenia pokonujemy dość wymagającą ferratą, to wycieczka należy do tych które zajmują sporo czasu i wymagają nieco wysiłku.
Niemniej to jedno z najpiękniejszych miejsc w górach, jaki dane nam było do tej pory odwiedzić.