poniedziałek, 14 listopada 2011

Unisław Śląski - Bukowiec - Unisław (Góry Kamienne) - 13 listopada 2011


Unisław Śląski - wieś położona na Wyżynie Unisławskiej, największa wieś w Górach Kamiennych. Już tu kilka razy byliśmy, ruszając na Stożek czy na Lesistą. Dziś auto parkujemy jakieś 500 metrów bliżej, niedaleko ruin kościoła ewangelickiego. Stąd bowiem wyruszymy na Bukowiec. To jednak nie on jest najbardziej reprezentatywny na tym terenie. Wieś on południowej strony otacza Stożek Wielki, a od północnej Masyw Dzikowca i Lesistej Wielkiej. Tworzą one 3 wyodrębniające się i widoczne z daleka szczyty. Nie wiem, dlaczego, ale te 2 ostatnie kojarzą mi się zawsze z Sokolikami w Rudawach Janowickich.
Na Bukowiec prowadzi szlak niebieski, który przechodząc przez szczyt zmierza w kierunku Przełęczy Trzech Dolin (Andrzejówki). Bardzo szybko opuszczamy wieś, wychodząc na otwartą polną przestrzeń i przemieszczając się polną drogą. Widoczność tego dnia jest dobra, świeci słoneczko, więc jawią nam się piękne widoki. W tle dostrzegamy nawet Ślężę. Po jakiś 15 minutach spokojnej i przyjemnej wędrówki docieramy do skraju lasu. I tu o dziwo natrafiamy na szron. O ile w słoneczku było bardzo gorąco, to teraz czuć chłodek. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, jesteśmy po wschodniej stronie lasu, gdzie słońce już nie dociera, a mamy przecież połowę listopada.


Teraz maszerujemy lasem, mijając co chwilę ambony myśliwskie i podziwiając widoczki. Pomimo tego, że idziemy lasem, to drzewa co chwilę odsłaniają panoramę gór i okolicy.
Pod samym szczytem droga prowadzi serpentynami, ale nagle zaczyna schodzić mocno w dół. Wtedy orientujemy się, że chyba zgubiliśmy szlak. Wracamy, więc do rozdroża, przy którym zastanawialiśmy się, czy iść w prawo, czy w lewo. Tam odnajdujemy ukryte w krzakach  oznaczenie na drzewie ze strzałką w prawo. Idziemy więc znów drogą, którą przed chwilą wracaliśmy, ale już dokładniej obserwujemy okolicę. Nagle zauważamy wykrzyknik na drzewie, czyli zachowujemy czujność, domyślając się, że trzeba będzie pewnie gdzieś skręcić. I faktycznie, za chwilę niebieski szlak wchodzi, skręcając w lewo, w las. Teraz przez jakieś 15 minut wspinamy się mocno w górę - jak to zazwyczaj bywa w Górach Kamiennych.
Na szczycie jest piękna polanka, doskonale oświetlona przez słoneczko. Siadamy na powalonym drzewie - aż się nie chce stąd iść. Niestety, czas biegnie nieubłagalnie. Wejście tu łącznie z błądzeniem i przerwami zajęło nam 1 godzinę i 10 minut. Podejrzewam, że na szybko można byłoby zdobyć Bukowiec w 45 minut.

Szczyt na 898 m n.p.m., więc jak na te tereny wysokość całkiem niezła. Od Stożka jest oddzielony Kotliną Sokołowską. Kiedy się na niego patrzy z daleka, to ma kształt stożka, rozciągniętego w kształcie rogala z trzema wyraźnie zaznaczonymi wierzchołkami. My znajdujemy się na tym, środkowym, co do wysokości (886 m n.p.m.). Kiedy zeszlibyśmy z niego w stronę Andrzejówki , czyli w kierunku północno-wschodnim, natrafilibyśmy na kamieniołom melafiru. Sam masyw ma pochodzenie powulkaniczne i w części znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Sudetów Wałbrzyskich.
W drodze powrotnej zostajemy wystraszeni przez stado dzików. Na szczęście przeszły obok nas spokojnie :)
W Unisławiu jesteśmy około godziny 15.45, kiedy słońce powoli chyli się już ku zachodowi.










czwartek, 10 listopada 2011

Cieszów - Ruiny zamku Cisy (Pogórze Wałbrzyskie) - 5 listopada 2011


Co można robić w piękny listopadowy dzień?
Pakujemy znowu wózek do auta i ruszamy do Cieszowa, niewielkiej miejscowości położonej tuż za Świebodzicami w gminie Stare Bogaczewice. Niegdyś zwana była Cisowem, co tłumaczy nazwę znajdującego się nieopodal zamku Cisy. On też będzie celem naszej dzisiejszej wędrówki.
Co prawda większość znaków informuje, że można do niego dotrzeć z Książa. My jednak wybieramy opcję z Cieszowa. Droga do zamku nie jest w zasadzie skomplikowana. Prowadzi do niego cały czas zielony szlak, a dojście do celu zajmuje nam około pół godziny. Najpierw idziemy chwilkę pod górkę wzdłuż pól, potem dróżką polną, prowadzącą wzdłuż lasu. Po jakiś 20 minutach docieramy do rozdroża, na którym znajdują się kierunkowskazy. Można stąd dotrzeć np. w 3 godziny na Trójgarb. Znajduje się tu też miejsce na ognisko. Przechodzimy przez Czyżynkę i już tylko niewielki fragment drogi pod górkę dzieli nas od ruin zamku Cisy. Tę drogę pokonujemy depcząc po pięknym dywanie z różnobarwnych jesiennych liści.


Ruiny, do których docieramy to pozostałości po zamku wbudowanym przez Bolka I w dolinie Czyżynki. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z XIII wieku. Najprawdopodobniej jeszcze wcześniej istniał tu drewniany gród obronny. Zamek otoczony był fosą i stanowił dobrą twierdzą, ponieważ znajduje się około 350 m nad urwistym zboczem Czyżynki. Do zamku wchodzimy przez drewniany most zwodzony. Chwilę czasu poświęcamy na obejrzenie ruin, zrobienie pamiątkowych zdjęć.
Miejsce jest urocze, klimatyczne. Nie ma tu takich tłumów jak w znajdującym się obok zamku Książ. Być może dlatego, że nie ma tu żadnej drogi dojazdowej i w związku z tym Cisy są dostępne tylko dla turystów pieszych i rowerowych. Droga niewymagająca, do pokonania nawet przez małe dzieci.














sobota, 22 października 2011

Wzgórza Trzebnickie - Kocia(Winna) Góra - 20 października 2011


Kto powiedział, że góry muszą być wysokie i strome?  Dla odmiany pewnego październikowego dnia wybraliśmy się do Trzebnicy, by wejść na Winną Górę. Znajduje się ona w obrębie Wzgórz Trzebnickich, zwanych potocznie Kocimi  Górami :) Najwyższym szczytem tych spiętrzonych wzniesień morenowych jest Ciemna Góra (258 m n.p.m.) i troszkę od niej niższa Farna Góra (257 m n.p.m.). Główny wał Wzgórz Trzebnickich jest wyraźnie widoczny w okolicy - pewnie dlatego, że otoczony nizinnymi terenami - pradoliną Odry i pradoliną Baryczy.
Wejście na Winną Górę to w zasadzie chwilka, jest ona położona około 1 km od centrum miasta, a jej wysokość to 219 m n.p.m. Brak jakiegokolwiek wysiłku rekompensują piękne widoki na okolicę. Niewielką część szczytu pokrywają drzewa, resztę stanowią sady, pola oraz park krajobrazowo-wypoczynkowy. Aby dostać się na szczyt należy tuż za bazyliką skręcić w prawo - tam znajdują się znaki prowadzące na górę. Na jej dość rozległym szczycie jest miejsce, gdzie można odpocząć i ewentualnie zorganizować ognisko.
Wejście, zejście i podziwianie widoków zajmują nam około 30 minut - dłużej tu jechaliśmy, ale warto było poznać to miejsce.
Kocia Góra jest o tyle istotna dla regionu, gdyż znaleziono na niej ślady istnienia pierwszego człowieka pierwotnego homo erectus na ziemiach polskich (ślady sprzed 500 000 lat).
Będąc w trzebnicy odwiedzamy także Bazylikę św. Jadwigi, która jest najstarszym sanktuarium na Śląsku i jedną z ważniejszych nekropolii Piastów Śląskich oraz miejscem związanym z kultem św. Jadwigi.



środa, 12 października 2011

Jarnołtówek - Biskupia Kopa - Zamkowa Góra - Pokrzywna - Perć Gwarków - Jarnołtówek (Góry Opawskie) - 8 października 2011

Góry Opawskie to najmniejszy podregion Sudetów Wschodnich, z czego do Polski należy tylko 30 km2 - czytamy. Obejmują one po polskiej stronie 4 masywy: Parkowej Góry, Srebrnej i Biskupiej Kopy, Długoty oraz Lipowca.  Ich część znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Góry Opawskie.
Nie byliśmy tu jeszcze nigdy, więc pewnego październikowego piątku pakujemy się i ruszamy do Jarnołtówka. To dawna wieś biskupów wrocławskich, położona w dolinie Złotego Potoku tuż u stóp Biskupiej Kopy, która będzie celem naszej jutrzejszej wycieczki. Na miejsce docieramy późnym wieczorem, więc mamy dość spory kłopot ze znalezieniem pensjonatu, w którym zarezerwowaliśmy noclegi.
Poranek wita nas chłodnym,mglistym i mżącym dniem. Szkoda... Nie zraża to nas jednak wcale. Po śniadaniu zakładamy kurtki i udajemy się na żółty szlak. Na szczyt prowadzi również szlak czerwony, ale do tego pierwszego mamy bliżej. Początkowy etap drogi mija nam w mżawce, która chwilami przechodzi w deszcz. Na szczęście większość drogi pokonujemy lasem, a drzewa mają jeszcze trochę liści, więc nie mokniemy tak bardzo.
Po jakiś 60 minutach drogi docieramy do schroniska pod Biskupią Kopą im. Bohdana Małachowskiego. Jest to jedyne schronisko turystyczne w Górach Opawskich, położone na wysokości 850 m n.p.m., czyli tuż pod samą Biskupią Kopą.
Zatrzymujemy się w nim dłuższą chwilę, bo jest dość klimatyczne. To, co przykuwa moją uwagę to wisząca na ścianie duża ilość krawatów, a do nich odpowiednia adnotacja: "Oświadcza się wszem, wobec i każdemu z osobna, że kto na Kopę w krawacie wejdzie, temu hańba okropna, albowiem każdy prawdziwy wie turysta, że krawat w górach to bzdura oczywista".
Pijemy to ciepłą herbatkę, która rozgrzewa nas tylko na chwilę, bo na dworze jest temperatura 6 stopni C. Ruszamy dalej. Stąd już tylko 20 minut drogi na Biskupią Kopę. Wcześniej jeszcze robimy kilka zdjęć drewnianych rzeźb, którą są obficie porozstawiane wokół schroniska.
Po kilku minutach drogi wychodzimy z lasu, przestało padać, a naszym oczom ukazała się piękna tęcza.  Mijamy jakąś parę schodzącą z góry. To chyba pierwsi tego dnia ludzie spotkani na szlaku. Od celu naszej wędrówki dzieli nas już tylko kilka minut bardzo przyjemnego podejścia z dość ładnym jak na tę pochmurną pogodę widokami.
Jesteśmy na Biskupiej Kopie, położnej na wysokości 890 m n.p.m. Pierwszą rzeczą, jaka nam się tu jawi jest wieża widokowa o wysokości 18 metrów. Znajduje się ona po czeskiej stronie, a jej historia sięga II połowy XIX wieku. Przy wejściu do wieży stoi dawny kamień mierniczy. Dowiadujemy się także, że od 2000 roku powstaje tutaj schronisko, ale jak dotąd wybudowano tylko jego piwnice.  Na szczycie jest też stacja przekaźnikowa czeskiej telewizji (masz ma wysokość około 30 metrów).


Po spędzonej tu chwili ruszamy dalej. Stwierdzamy ze bez sensu jest wracać do Jarnołtówka tą samą drogą. Wchodzimy więc na czerwony szlak, idący wzdłuż granicy i kierujemy się na Przełęcz po Kopą. Następnie wchodzimy na żółty szlak (zostawiając na czerwonym szlaku Srebrną Kopę), zwany Złodziejską Ścieżką i zmierzamy w kierunku Zamkowej Góry - trzeciej co do wysokości szczytu Gór Opawskich o wysokości 571 m n.p.m. W okolicy grobu czarownicy ponownie wchodzimy na szlak czerwony, by za kilka minut stanąć na Zamkowej Górze. jest ona w całości porośnięta lasem, więc niestety nie mamy tu żadnych widoczków. Dawniej znajdował się tu zameczek, który służył do ochrony traktu biegnącego pod szczytem.
Ruszamy dalej, zwłaszcza, że znowu zaczęło mżyć i robi się coraz chłodniej. Przechodzimy przez Szyndzielową Kopę (533 m n.p.m.). Nazwa szczytu pochodzi od szyndziołów, czyli drewnianych gontów. Następnie pokonujemy Gołębie Wzgórze i docieramy do Pokrzywnej, wsi położonej w Dolinie Złotego Potoku. Tam obchodzimy kilka miejsc, próbując coś zjeść. Z racji tego, że jest sobota, a wieś niemalże pozbawiona życia. Jest to dość trudne. W jednym miejscu jest wesele, w drugim fatalne menu. Dopiero w trzecim z odwiedzonych miejsc decydujemy się zostać. Po dłużej chwili, spędzonej w dźwiękach tłuczka do kotletów posilamy się i od razu ruszamy dalej, tym bardziej, że już robi się późno, a przed nami jeszcze dość spory kawałek drogi.
Szybko wchodzimy na niebieski szlak, mżawka przeradza się w drobny deszcz, robi się coraz ciemniej i zimniej. Na szczęście chronią nas troszkę drzewa. Naszym celem jest teraz Gwarkowa Perć. Domyślamy się po nazwie, że będzie to dość ciekawe miejsce. I faktycznie jest to jakieś urozmaicenie na szlaku. Trzeba troszkę podejść po górę i poprzeciskać się między skałkami. Tak naprawdę jest to stary kamieniołom po wydobyciu łupka. Główną atrakcją jest tu drabinka z 35 stopniami, na którą się oczywiście wspinamy. Nie mamy czasu na zatrzymywanie się dłużej w tym miejscu, bo nastaje szarówka, a przed nami jeszcze troszkę drogi do pokonania. Z niebieskiego szlaku musimy teraz zejść na żółty. Dochodzimy do miejsca, z którego startowaliśmy rano i po kilkunastu minutach docieramy do pensjonatu.
Wycieczka długa, czasem w deszczu i może niezbyt obfitująca w piękne widoki, ale na pewno atrakcyjna i pozwalająca w jeden dzień poznać Góry Opawskie po polskiej stronie.














poniedziałek, 12 września 2011

Mokrzeszów - Jeziorko Daisy (Stok Witosza) - 17 września 2011

Dzień zapowiada się pięknie, więc pakujemy wózek do auta i ruszamy do Mokrzeszowa. Jadąc od strony Świdnicy, tuż obok kościoła skręcamy w lewo i dojeżdżamy tam, gdzie asfalt się kończy, czyli do Mokrzeszowa  Górnego. Parkujemy na podwórku u jakiegoś gospodarza i po przejściu około 200 metrów i lekkim podejściu pod górę wychodzimy na otwartą przestrzeń. Stąd rozpościerają się piękne widoki na okolicę i okoliczne górki. Przed nami widać polną drogę prowadzącą do lasu. To jest właśnie nasz szlak. Trochę ciężko prowadzi się po nim wózek. Chyba lepiej byłoby go zostawić, a Michałka wnieść. Po jakiś może 20 minutach docieramy do lasu. Tu już jest prawie finisz naszej podróży, bo po około 5 minutach jesteśmy przy Jeziorze Zielonym.

Teren, na którym się znajdujemy należy do rezerwatu przyrody Jeziorko Daisy, a ten z kolei do Książańskiego Parku Krajobrazowego. Przez park wiodą szlaki: zielony (zamków piastowskich) i żółto-niebieski-żółty (Ułanów Legii Nadwiślańskiej).
Jeziorko Zielone to nic innego jak zalane wyrobisko kamieniołomu, powstałe po eksploatacji dewońskich wapieni rafowych, położonych na zboczach Stoku Witosza. Jego barwa rzeczywiście jest zielonkawa. Jeziorko nie jest duże, bo ma około 0,66 hektara. Nie można go obejść dookoła z racji porastającej roślinności i dość stromych brzegów w niektórych miejscach.

 

Miejsce, w którym się znajdujemy jest niezwykle urokliwe, zwłaszcza za sprawą znajdujących się na jego brzegu ruin baszty  widokowej, zbudowanej na polecenie księżnej Daisy Hochberg von Pless. Baszta została wykonana na wzór wapienników otaczających jezioro.
Zaglądamy oczywiście do środka, wchodząc na pierwsze piętro. Z okna roztacza się urokliwy widok na jeziorko. Jesteśmy tu sami, więc zewsząd otacza nas cisza i spokój. Przed ruinami jest miejsce na ognisko i odpoczynek, Tym razem jednak z tej opcji nie korzystamy, lecz po zrobieniu pamiątkowych zdjęć udajemy się w drogę powrotną.






A mały turysta usnął... :)