sobota, 10 marca 2018

Spindlerovy Mlyn - Horni Misecky - Medvedin - Vrbatova bouda - Spindlerovy Mlyn - 10 marca 2018

Pod nami około 2,5 metra śniegu :)
Nam też w górach trafia się kiepska pogoda, o czym mieliśmy okazję przekonać się podczas tej wycieczki. Miały być piękne widoki z Medvedina, szaleństwo na znajdujących się na szczycie "literkach" tworzących napis MEDVEDIN. Potem piękny odcinek do Vrbatovej boudy i dalej przez Panczawski Wodospad do Łabskiej boudy. A jak było? Widać na załączonych fotografiach. Opadów śniegu tego dnia można było się spodziewać, ale śniegu? Zmuszającego nas dodatkowo jeszcze do założenia płaszczy przeciwdeszczowych. Tego pod uwagę dziś nie braliśmy. Pytamy, gdzie są piękne Karkonosze sprzed tygodnia?
Zanim weszliśmy na szlak prowadzący na Medvedin byliśmy nieco przemoczeni, a to dopiero początek wędrówki. Czerwony szlak prowadzący do miejscowości Horni Misecky w zasadzie do samego początku ostro pnie się w górę. Idzie się niewygodnie, bo pada deszcz, a śnieg jest dość mokry. Jednak strome podejście robi swoje także. Dopiero podczas zejścia będzie widać, jak mocno w górę się podchodzi. Przypominam sobie tu wcześniejsze letnie wejścia, kiedy w upale wdrapywaliśmy się na Medvedin. Razu pewnego nawet pod wyciągiem z myślą, że w ten sposób skrócimy sobie drogę i zaoszczędzimy czasu przed czekającą nas zaplanowaną długą trasą. Dziś jednak upału nie ma, bo kroczymy we mgle, chmurach, mżawce, czasem przeradzającej się w deszcz. Nie jest jednak tak źle. Docieramy do Horni Misecky i tu musimy przejść na drugą stronę stoku narciarskiego.


W tym miejscu zimą jesteśmy pierwszy raz i zauważamy, jak duży ruch tu panuje. Widać, że jest to typowo turystyczne miejsce, podobnie jak okolice Szpindlerowego Młyna. Latem panuje tu zazwyczaj cisza, a ludzi niezbyt wiele. Część z nich bowiem wjeżdża na szczyt wyciągiem. Inni z kolei czekają na położonym nieco wyżej przystanku autobusowym, by podjechać do Vrbatovej boudy, z której idą głównie z górki na Medvedin. My ambitnie wchodzimy pieszo. Stąd tak naprawdę poza pierwszymi kilkoma metrami podejścia stromo nie jest. Idziemy bowiem szeroką, ubitą drogą, pnącą się lekko pod górkę. Mijamy sporo narciarzy na biegówkach. Pieszych turystów tu niewielu. W zasadzie to chyba my jedyni :) Ale nam to nie przeszkadza. Na Medvedinie trwa literkowe szaleństwo. Nieważne, że są one częściowo przysypane śniegiem. Przecież w śniegu można robić wiele ciekawych rzeczy. Nie szkodzi, że nic nie widać, a mgła ogranicza widoczność do kilku metrów. Jest śnieg i to najważniejsze :)
 

Medvedin to wzniesienie o wysokości 1235 m n.p.m., będące jednym ze wzniesień Karkonosza. Szczyt jest dość mocno zagospodarowany turystycznie. Działa wyciąg, jest restauracja, plac zabaw. 
Wchodzimy na dłuższą chwilę do restauracji. Wiemy już, że dziś nie ma szans na poprawę pogody, dlatego podejmujemy decyzję, że dojdziemy tylko do Vrbatovej boudy. Mam więc spory zapas czasu na lenistwo.
Szlak do Vrbatoveej boudy zimą pokonujemy pierwszy raz, więc tak naprawdę nie wiemy, czego się spodziewać. Mam wrażenie, że jego przebieg jest nieco inny niż latem, ale to tylko moje wrażenie, bo śniegu jest tak dużo, że ciężko zlokalizować jego letnią wersję. Obiecuję Michałowi, że zatrzymamy się przy niedźwiadku postawionym przy Smidovej vyhlidce. Ty, że nawet uszu niedźwiadka nie można dostrzec. Zasypany całkowicie. Michał wpada na pomysł odkopania go :)
Przyznam szczerze, że pierwszy raz widzę taką ilość śniegu w Karkonoszach.
Po pokonaniu nieco ponad kilometra wychodzimy na szeroką drogę (W lecie asfalt, którym do schroniska dojeżdża autobus. Nawet pętla autobusowa jest przy nim :))
Droga jest szeroka, w większości zajęta przez narciarzy biegowych i idzie w górę, bo musimy wejść na 1400 metrów. Idziemy więc, bo cel jest nieodległy - znów nieco ponad kilometr, ale z racji, że nic nie widać droga nieco się dłuży. Na dodatek pod górkę nie można zjechać na jabłuszku. Z górki jak się potem okaże też będzie ciężko.
Słońca nie było, więc je sobie namalowaliśmy :)

Vrabtova bouda dziś mocno oblegana. Poza tym organizowany jest też bieg retro i spotykamy zarówno tu, jak i na całej trasie sporo narciarzy w ubraniach i z nartami z minionej epoki.
Bouda leży na wysokości 1400 m n.p.m. na górze Zlate navrsi. Jej nazwa pochodzi od Vaclava Vrbaty, który wraz z Hancem zmarł podczas międzynarodowych zawodów narciarskich, odbywających się w 1913 roku. Dla uczczenia ich przyjaźni na górze Zlate navrsi usypano także kopiec-pomnik.
Pierwszy raz niestety trafiamy tu na takie fatalne warunki pogodowe, a szkoda, bo pięknie tu, a przede wszystkim jest wiele opcji dalszej wędrówki. My zazwyczaj kierowaliśmy się przez Ambrozovą vyhlidkę w stronę Labskiej boudy. Innym razem w stronę Harrachovych kameny.  Można też zejść do chaty Dvoracky. Tam nas jeszcze nie było i zapewne to będzie jeden z celów którejś z kolejnych wypraw w Karkonosze. Poza tym niedaleko Rokytnic znajduje się Hejlov, jedna z ostatnich górek, by zdobyć Koronę Sudetów Czeskich.
Literkowe szaleństwo

Dziś jednak wszelkie rozważania, gdzie iść odpadają, bo po prostu wracamy do Szpindlerovego Młyna. Co prawda jeszcze pod schroniskiem jest fatalnie i wieje silny wiatr, ale już nieco niżej, zwłaszcza w Horni Misecky pogoda zaczyna się poprawiać, a gdzieniegdzie pojawia się błękitne niebo.
Część drogi Michał pokonuje na jabłuszku, choć śnieg nie jest taki, jakby się chciało i ciężki jest zjeżdżać, ale wykorzystuje ku temu każdą możliwość. Wracamy do samochodu przemoczeni. Wodoodporne bytu będą jeszcze schły przez 2 kolejne dni :) Ale śniegowe szaleństwa jak najbardziej udane. Michał już pyta, kiedy znów będziemy na Medvedinie :)
21,5 km w 7 godzin - tyle zajęła nam dzisiejsza wycieczka. Oczywiście wliczamy w to długie odpoczynki w schroniskach i leniwe zabawy w mokrym śniegu ;)


Na szczycie Medvedina




Tu gdzieś był niedźwiadek. Smidova vyhlidka


Vrbatova bouda
Tam zmierzamy. Już niedaleko.





Vrbatova bouda. W tle uczestnicy biegu retro.

 
Horni Misecky. Pogoda zaczyna się poprawiać


Widok na Szpindlerowy Młyn podczas zejścia z Medvedina


Fontanna w Szpindlerowym Młynie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz