niedziela, 19 marca 2017

Wzgórze Ernesta (Górzno) - 16 marca 2017


"To już szczyt?" - zapytał Michał po wejściu na Wzgórze Ernesta?
Ten wpis będzie równie krótki, jak krótka była wycieczka. To była chyba najkrótsza i najszybsza wycieczka w historii. Jedna minuta w górę, pół minuty w dół i jakieś 3 minutki na szczycie. Szczyt - to brzmi dumnie. Ale szczyt jest szczytem i tego nie kwestionuję. Wielokrotnie, a ostatnio co najmniej 2 razy dziennie ów szczyt mijałam w drodze do i z pracy. Nie miałam jednak pojęcia, czym owe wybrzuszenie terenu z kilkoma drzewami jest. Aż do czasu, kiedy stwierdziłam, że zdobędę Koronę Sudetów Polskich. Mając już prawie wszystkie szczyty z Korony Sudetów i szukając inspiracji do kolejnych wyzwań zdecydowałam się na zdobycie dwóch kolejnych Koron: Sudetów Polskich i Czeskich, a w dalszej perspektywie także Niemieckich.
Tak więc szybkie zerknięcie na wykaz szczytów, wykonanie własnych książeczek i można zaczynać. Tak naprawdę to większość szczytów już gdzieś kiedyś zdobyłam, z wyjątkiem tych takich mniej popularnych i takich, które ciężko górą nazwać. Ale korona jest koroną, szczyty jakieś zawiera i może warto, by nogi na nich stanęły. Może trafią się jakieś perełki, tak jak w przypadku Sudeckiego Włóczykija (tam w zasadzie są same perełki i rewelacyjne miejsca).
Wracając do wycieczki to zajęła nam kilka minut, ale może kilka wskazówek przyda się tym, którzy ową koronę zdobywają.


Wzgórze Ernesta, zwane Górznem to szczyt o wysokości 304,9 m n.p.m.leżący na Obniżeniu Podsudeckim. Należy ono do Korony Sudetów Polskich jak najwyższy szczyt tego mezoregionu. Jednak faktycznie nim nie jest, bo owe granice sięgają dalej i obejmują obszary z górkami o wysokości około 400 m n.p.m. Wzniesienie kształtem przypomina niewielki kopiec, na którym rośnie niewielka ilość drzew.  Na szczyt nie prowadzi żaden szlak. Dostać na górę można się z Komorowa, a w zasadzie z drogi prowadzącej do niego. Jadąc od Świdnicy do Świebodzic drogą nr 35 skręca się w ostatni zjazd do wsi Komorów. Tak też czynimy. Auto zostawiamy na poboczu i po śladach traktora na polu udajemy się na górę. Znajdujemy się na niej w jakąś minutę, bo do przejścia było może 200-300 metrów. Wejście jest więc ekspresowe. Na szczycie na jednym z drzew jest przymocowana kartka z nazwą szczytu, więc do celów dokumentalnych można pstryknąć sobie fotografię. Tak też czynimy, po czym rozpoczynamy zejście.
Górka (jeśli tak można ją nazwać) pomimo, że niewysoka, to daje możliwość zobaczenia jakiś widoczków (Ślęża, Wielka Sowa).
Po powrocie do domu zastanawiałam się jednak nad sensownością/ zasadnością takowych szczytów w wykazie szczytów do różnego rodzaju koron. Całe szczęście, że jeden z nich mam niemalże pod domem.


 





2 komentarze:

  1. Na to, ze to jest szczyt bym nie wpadła. :) musimy w koncu zaczac tego Włoczykija :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat Górzno zalicza się do Korony Sudetów Polskich. Ale górka mnie zaskoczyła również :)

    OdpowiedzUsuń