Góry Bialskie może nie należą do pasm często odwiedzanych,
bo przecież nie ma w nich spektakularnych widoków, nie są wybitnie wysokie, ale
dzięki temu panuje tu cisza, a na szlakach nie spotka się wielu turystów. Nie
będzie w tym przesada, jeśli powiem, że można tu wędrować wiele kilometrów i
nie spotkać nikogo. A i widoki się trafią. I to nie byle jakie. Trzeba tyko
wiedzieć, gdzie iść i zboczyć nieco ze szlaku na ścieżki, które zaoferują nam
rozległe panoramy. Tak więc dziś ruszymy w takie miejsca. Miejsca widokowe,
tajemnicze, bardzo legendarne…. Bo, jak się okaże, według legend grasowały tu
smoki, a skały, na które dotrzemy to skamieniałe ze strachu kobiety.
To jak? Gotowi na taką wyprawę? Ruszajcie więc z nami do
Starego Gierałtowa. Parkujemy obok Wiaty pod Bocianem, gdzie spokojnie zmieści
się około 10 samochodów. To miejsce to serce wsi, bo znajduje się tu miejsce
biwakowe, jakieś boisko, plac, wiata. Po skończonej wycieczce można spędzić tu
miło czas.
Tu też znajduje się szlak niebieski, którym powinniśmy w
większości podążać. Powinniśmy ma tu kluczowe znaczenie, bo już na samym początku
go gdzieś zgubiliśmy, zauroczeni pięknymi widokami.
Z parkingu przez mostek nad Białą Lądecką zmierzamy w górę.
Szlak lekko pnie się w górę i niby cały czas jest lekko i przyjemnie, ale w
ostateczności okazało się, że zrobiliśmy 800 metrów przewyższenia.
Już po niewielkim fragmencie podejścia odsłaniają nam się
widoki na Stary Gierałtów i szczyty, którymi wieś jest otoczona.
Dalsze podejście, kiedy ponownie wejdziemy w las już takich
widoków nie posiada, ale nie macie się czym martwić. One się na pewno pojawią….
Nawet już za chwilę, bo po przejściu dokładnie 2,3 km i
pokonaniu 250 metrów przewyższenia z lewej strony ujrzycie tablicę oraz skręt
na wyraźną ścieżkę, która doprowadzi Was do Trzech Sióstr. Jest to grupa skał o
wysokości 800-825 m n.p.m. Utworzone są one z gnejsów gierałtowskich i
porośnięte lasem świerkowym regla dolnego. Skały to raj dla wspinaczy. Poprowadzono
tu wiele dróg wspinaczkowych, z których kiedyś na pewno skorzystamy. Wejście na
nie bez asekuracji raczej nie jest bezpieczne. My tego nie próbowaliśmy. Aczkolwiek
wejście kusiło.
Siadamy więc na ławeczce i spoglądamy na świat z góry,
czytając jedną z legend, jaka związana jest z tutejszymi rejonami.
„Na skraju lasu mieszkały trzy siostry, których mężowie
pracowali w pobliskim lesie jako drwale. Pewnego dnia mężowie nie wrócili do
domu. Po wsi rozniosła się wieść że na szczycie góry Łysiec zamieszkał okrutny
smok, który grasuje w okolicy. Wszyscy we wsi byli przekonani, że młodzi drwale
także stali się ofiarami straszliwego smoka. Siostry jednak postanowiły
odszukać mężów. Dotarły na polanę pod Łyścem, gdy nagle pojawił się smok. Widok
był tak przerażający, że siostry ze strachu skamieniały i w tym stanie
pozostają do dziś. Młodym drwalom udało się uciec z pieczary smoka. Długo
szukali swoich żon. Podobno i dzisiaj nocą można spotkać trzech młodzieńców
wędrujących po Dolinie Białej Lądeckiej, daremnie szukających swych żon…”
Wracamy na szlak i dalej idziemy nim przed siebie, by po około
1,5 km znaleźć ścieżkę odchodzącą tym razem w prawo. Jeśli idziecie z mapy.cz
to na pewno zlokalizujecie ją łatwo. Na początku jest ona nieco zarośnięta, a
na pierwszym rozwidleniu trzymajcie się prawej strony. 1,3 km trzeba przejść,
by stanąć na szczycie Łyśca. Wcześniej po drodze będzie Gołogóra, ale szczyt
nie jest oznaczony, więc miniecie go niespostrzeżenie.
Łyśca (964 m n.p.m.) minąć się nie da, bo panorama z tego
miejsca zatrzyma Was na dłużej, a nawet bardzo długo. Usiądźcie więc wygodnie
na ławeczce, na stoliku postawcie kubek ciepłej herbaty i podziwiając Masyw
Śnieżnika, wysłuchajcie kolejnej legendy.
Jest ona podobna do krakowskiej legendy o Smoku Wawelskim i wyjaśnia,
skąd pochodzi łysy szczyt góry. Podobno według legendy, w niej jak wiecie
trochę prawdy jest, w okolicy mieszkał miejscowy smok. W sposób typowy dla
smoków, nękał okoliczne wsie, porywając bydło i dziewice. Młody sołtys
pobliskiego Goszowa na smoka narychtował krowę nadziewaną siarką, smołą i
podobnymi dodatkami. Ranny potwór zjadłszy podstawione bydlę, trawiony ogniem
od środka spadł na szczyt góry, a miejscowa ludność podpaliła wokół niego las.
Smoka pochłonęły płomienie, ale w miejscu jego kaźni do dzisiaj nie chcą rosnąć
drzewa.
Na Łyścu siedzielibyśmy dłużej, ale jesień i to taka wietrzna
dała o sobie znać. Ulatniamy się więc ze szczytu po około 20 minutach. Wracamy
tą samą ścieżką do niebieskiego szlaku i jeszcze kawałek nim idziemy, by za
chwilę podążyć za żółtymi znacznikami, które doprowadzą nas na Czernicę. 3,3 m
i 200 metrów przewyższenia. Droga w większości szeroka, rowerowa, ale ostatni
odcinek decydujemy się wejść jakąś ścieżką (stroma, rozjechana przez leśne
maszyny), która doprowadza nas do czerwonego szlaku (na niej odwróćcie się za
siebie, bo kilka widoków się trafi). A ten ostatecznie na Czernicę (1083 m
n.p.m.).
Stanowi ona najwyższe wzniesienie północnej części Gór
Bialskich, na północ od Przełęczy Suchej i dobry punkt widokowy na Góry
Bialskie, Góry Złote i Masyw Śnieżnika; jest jedną z dominant krajobrazowych w
tej części Sudetów. Na zachodzie przechodzi w Jawornik Kobyliczny (995 m
n.p.m.), w kierunku wschodnim odchodzi ramię Płoski (1035 m n.p.m.). – to tak
kilka faktów z geografii na początek. Na szczycie stoi wieża. O dziwo
obserwacyjna, a na niej tabliczka „Zakaz wstępu”. Ale przyznajcie się, kto z
Was był na Czernicy i na ową wieżę nie wszedł? Widoki z niej niczego sobie.
Panorama wyśmienita, choć na Łyścu było znacznie przyjemniej i tak jakoś dziko.
Przy wieży macie piecząteczkę – jakby ktoś je zbierał, to
jest okazja, by wbić do książeczki. Jest też apteczka turystyczna, zamontowana
w ramach projektu. Jest kilka prowizorycznych ławek. Dziś jest też śnieg 😊
Taki świeży i w minimalnej ilości.
Z Czernicy schodzimy szlakiem czerwonym w stronę Nowego
Gierałtowa. Nie chcemy powtarzać tej samej trasy, więc decydujemy się na nieco
dłuższy powrót. Początkowy odcinek szlaku jest bardzo przyjemny, bo prowadzi
lasem, miękka ściółka sprawia, że idzie się bardzo przyjemnie.
Ale po skręcie w lewo zaczynają się schody. Stromo (bardzo),
ślisko, a droga wydaje się nie mieć
końca. Na szczęście po dotarciu do leśnej drogi, a zarazem szlaku rowerowego jest
już super. Na koniec czeka nas tylko
przejście asfaltem z Nowego do Starego Gierałtowa.
Podsumowując przeszliśmy około 18 km, zrobiliśmy 800 metrów
przewyższenia, wędrowaliśmy około 5 godzin z odpoczynkami i nikogo nie spotkaliśmy
na swojej drodze.
Fotky nádherné
OdpowiedzUsuń