Na Śnieżce byłam tydzień temu w sobotę, ale czy to ma jakieś znaczenie? Zwłaszcza, że za każdym razem pokazuje ona swoje odmienne oblicze. Widoki nigdy z niej nie są takie same - możecie mi wierzyć bądź nie. Poza tym na Śnieżkę ruszyć można z wielu miejsc, pokonując większy lub mniejszy dystans. Każdy szlak, piękny, każdy inny i ciekawy. Tym razem pójdę przez Jelenkę, ale dla odmiany nie z Przełęczy Okraj, ale z Karpacza przez Sowią Dolinę.
Auto parkuję tak, jak zazwyczaj na ul. Olimpijskiej, tuż obok dolnej stacji wyciągu. Stąd, aby dostać się do Sowiej Doliny trzeba pokonać dość spory odcinek przez miasto i jego obrzeża (najpierw szlakiem czarnym, a potem zielonym). Na jednym odcinku (tuż obok skoczni Orlinek) skracam sobie trasę i idę leśną nieoznakowaną ścieżką. Szlak jest bardzo przyjemny. Pamiętam, że kiedyś nim szłam, ale chyba bardzo się spieszyłam, bo nie dostrzegłam jego uroku. Jedną z atrakcji na miejskim odcinku szlaku jest Centrum Informacyjne Karkonoskiego Parku Narodowego. Mieści się ono w domku o typowej karkonoskiej architekturze. Chyba jest jeszcze zamknięte, bo młoda godzina, a centrum czynne w niedzielę jest od 9. Po przejściu przez Wilczą Porębę wchodzę w las, by dotrzeć do Sowiej Doliny. Jej początkowy odcinek prowadzi lasem, ale dość szybko odsłaniają się piękne widoki, zwłaszcza ten, który lubię najbardziej, czyli morze chmur pode mną :)
Sowia Dolina rozciąga się od Szerokiego Mostu na północy aż po Przełęcz Sowią (1164 m n.p.m.) na południu. Oddziela ona Czarny Grzbiet od Kowarskiego Grzbietu. Na pokonanym dziś odcinku 3 km różnica przewyższeń wynosi 450 m (tylko 100 metrów więcej przewyższenia jest, kiedy wchodzi się na Śnieżkę z Okraju). Najatrakcyjniejsza turystycznie jest środkowa część doliny w przewężeniu pomiędzy Buławą i Granatami, gdzie można się przemieszczać po mostkach przewieszonych nad Płomnicą. Równie ciekawe, zwłaszcza pod względem widoków, są najwyższe partie leżące na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego. Dolina posiada wysokie walory krajobrazowe i florystyczne z uwagi na występowanie tu wielu gatunków typowo górskich. Jest też jednym z ciekawszych miejsc w Karkonoszach pod względem geologicznym.
Tuż przed samą Sowią Przełęczą, na której byłam wiele razy idąc na Śnieżkę z Okraju, odsłaniają się przepiękne widoki. Ich magii dopełnia fakt błękitnego nieba nad głową i mgły zaklinowanej w kotlinie.
Z Sowiej Przełęczy kieruję się w stronę Jelenki. To niecały kilometr lekkiego podejścia. Schronisko jest wyjątkowo klimatyczne, a z polany znajdującej się przed nim roztacza się piękny wygląd zwłaszcza na Małą Upę. Mniej więcej półgodzinny pobyt w tym schronisku pokazał mi, jak szybko i diametralnie w górach potrafi się zmienić pogoda. Błękitne niebo i super widoczność podczas mojego picia kawy zmieniły się w mgłę ograniczająca widoczność do kilku metrów. Początkowo, siedząc w Jelence, myślałam, że szyba zaparowała i dlatego tak kiepsko widać to, co za oknem. Jednak po opuszczeniu budynku przekonałam się, że z szybami było wszystko ok :)
Pierwsze kilkaset metrów podejścia odbywa się z nadzieją, że może tylko chmury tak nisko osiadły i za chwilę znajdę się ponad nimi. Niestety tak się nie stało, a wręcz przeciwnie z każdym metrem było gorzej. Widoczność na metr, zmaganie się z silnym wiatrem, zasypującym szlak i śniegiem uderzającym w twarz - tak można podsumować zdobywanie Śnieżki od Czarnej Kopy (Svorova hora) do jej samego czubka. Pierwszy raz miałam ochotę zawrócić, ale mobilizował mnie fakt, że nie chcę wracać do Karpacza tym samym szlakiem. Możliwości są więc tylko dwie: wejść na szczyt lub zawrócić. Latem można by jeszcze ominąć Śnieżkę, schodząc do Domu Śląskiego Drogą Jubileuszową. Teraz ten szlak jest zamknięty. Zostaje więc wejście na wyjątkowo niełaskawą dziś Królową. Jak sobie przypomnę widoki sprzed tygodnia, to trochę żal, że dziś ich nie ma. Wbrew pogodzie na szczycie tłumnie, ale to głównie za sprawą turystów przybywających od strony Domu Śląskiego. Z tej strony chyba mnie wiało, o czym można się było przekonać podczas zejścia. Na Śnieżce spędzam chwilę czasu w budynku Czeskiej Poczty, a potem zakładam raki i szybkim tempem schodzę do Domu Śląskiego. O dziwo, raki zdejmuję dopiero w Karpaczu. Co prawda na szlaku nie ma lodu, ale ubity śnieg jest bardzo śliski i podczas zejścia leci się w dół, nie mając jak zahamować.
Wracam szlakiem prowadzącym przez Kopę i Biały Jar, piękny i mniej tłoczny. Chyba, że jest zamknięty wyciąg na Kopę wtedy można spotkać tu wielu miejsko wyposażonych i odzianych turystów. Tak też zdarzyło się dziś. Szlak, zwłaszcza na odcinku Kopa - zakręt w miejscu zejścia lawiny kilkadziesiąt lat temu jest nadzwyczaj piękny.
Mam szczęście, bo znowu znalazłam się w strefie widokowej. Część chmur jest pode mną, część nade mną. Z prawej strony roztacza się widok na Kotlinę Jeleniogórską, przed oczyma znajduje się Kocioł Wielkiego Stawu z górującym nad nim Słonecznikiem, nieco na prawo Pielgrzymy. A do tego stromo opadające zbocze, po którym dziś, pomimo zamkniętego szlaku przemieszcza się dwójka turystów, nie zważając na osuwający się pod ich nogami śnieg. Szlak prowadzący Białym Jarem opada mocno w dół. Dziś idzie mi się nim przyjemnie, bo nie czuje pod nogami kamyków, a raki na nogach powodują, że się nie ślizgam. Zejście jest więc ekspresowe. Ogólnie pokonałam dziś 19 km w 5,5 godziny.
pogoda pół na pół :) ale trasa piekna :)
OdpowiedzUsuńSuper opis, aż się che tam wracać
OdpowiedzUsuńSuper widoki! Aż czuć zimno od tych zdjęć
OdpowiedzUsuń