środa, 24 stycznia 2018

Bacówka pod Obidzą - Wielki Rogacz - Radziejowa - Chatka pod Niemcową - Kosarzyska - Bacówka pod Obidzą (Beskid Sądecki) - 24 stycznia 2018

Przecieranie szlaku między Wielkim Rogaczem a Niemocwą
Stukan!!! - pod takim hasłem minęła dzisiejsza wycieczka. Pewnie nie wszyscy wiedzą cóż to takiego, ale bywalcy okolic Beskidu Sądeckiego na pewno :) Dyskusje o stukanie zdominowały drugą część dzisiejszej wyprawy i stały się tematem rozmów i opowieści przez kolejne dni. O stukanie będzie potem. A teraz do rzeczy....
Chcieliśmy wejść na Radziejową, bo zalicza się ona do Diademu Polskich Gór, których gdzieś tam przy okazji naszych wędrówek po Polsce powolutku uzupełniamy o kolejne perełki. Dziś poza tym miała być piękna pogoda (tak przynajmniej pisali i mówili), a z tego co wyczytałam szlak na odcinku Radziejowa - Wielki Rogacz jest niezwykle widokowy. Niestety, pogody idealnej nie było, choć na chwilę naszym oczom ukazały się Tatry, które można było dostrzec dzięki czujnemu oku i  dobremu refleksowi. Ostatecznie jednak wycieczka, która miała być spacerem na Radziejową z przepięknymi widokami w pewnym momencie przekształciła się w walkę ze śniegiem, miejscami do pasa, przecieraniem szlaku. Żeby jednak nie było, że marudzę, to była ona rewelacyjna! Chatka pod Niemcową warta była niemalże dwugodzinnego przecierania szlaku na niewielkim odcinku drogi.
Podjeżdżamy samochodem do Obidzy. Chcieliśmy pod samą Bacówkę, ale podjazd jest dość stromy, jest ślisko, nie mamy łańcuchów. Parkujemy więc nieco niżej i jakieś 1,5 km podchodzimy pieszo.
Bacówka na Obidzy położona jest na wysokości 931 m n.p.m. w całkiem przyjemnym miejscu.
Chatka pod Niemcową
Wchodzimy tylko na chwilkę do środka, aby zakupić drewniany znaczek turystyczny, a następnie kierujemy się na czerwony szlak, którym dochodzimy do Przełęczy Gromadzkiej (938 m n.p.m.). To taka słabo wyodrębniona przełęcz, znajdująca się w grzbiecie łączącym Wielkiego Rogacza z Eliaszówką. Na przełęczy znajduje się rozdroże szlaków, które uświadamia nam, ile jest jeszcze do zobaczenia w Beskidzie. Już wiemy, że nie zdążymy na przykład pójść na Eliaszówkę czy położony trochę dalej Koziarz. Przez przyjazdem chcieliśmy podziwiać widoki ze znajdujących się na obu szczytach wież widokowych.
Na przełęczy wybieramy niebieski szlak, który w godzinę powinien zaprowadzić nas na Wielkiego Rogacza. I chyba mniej więcej tyle idziemy. Szlak jest prawie nieprzetarty, śniegu do połowy łydki, ale nie idzie się tak źle. Widoków niestety brak, spowijają je chmury i mgła. Pierwszy odpoczynek robimy sobie na Wielkim Rogaczu (1182 m n.p.m.). Wielki Rogacz ma dwa wierzchołki; wyższy zachodni i niższy wschodni. Wraz z Małym Rogaczem są to trzy wierzchołki.  Od Radziejowej oddzielony jest Przełęczą Żłobki. Szczyt jest pozbawiony widoków. O tym, że się na nim znaleźliśmy informuje nas tabliczka. Tu też pierwszy raz przychodzi nam myśli odwiedzenia Chatki pod Niemcową, do której z Wielkiego Rogacza jest tylko 45 minut. Niepokoi nas jednak dopisek, że jest ona czynna sezonowo. Hmm...jak rozumieć pojęcie "sezonowo"? Kiedy ów sezon trwa? Zimą? Latem? Próbujemy się do chatki dodzwonić, ale nikt nie odbiera. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jest to chatka samoobsługowa i chyba otwarta cały czas. Decyzję o pójściu do chatki będziemy rozważać podczas zejścia z Radziejowej. Teraz jednak trzeba na nią wejść. Schodzimy dość ostro w dół, by potem wspiąć się mocno pod górę.


Przechodzimy przez wspomnianą już wcześniej Przełęcz Żłobki. Znajduje się na niej skalna wychodnia i rozdroże szlaków turystycznych. Sama przełęcz jest zalesiona i pozbawiona widoków, ale nieco niżej po jej północnej stronie ze szlaku żółtego otwiera się widok na dolinę Małej Roztoki. Czy wyżej i bliżej Radziejowej jesteśmy, tym mocniej wieje i zimniej się robi. W efekcie na szczycie spędzamy tylko kilka chwil, które przeznaczamy na zrobienie zdjęć. Znajdująca się tu wieża niestety jest nieczynna (spróchniała konstrukcja). Nie ma co jednak żałować, bo przy dzisiejszej pogodzie i tak byśmy nic nie widzieli. Oprócz wieży na szczycie znajdują się również pomnik 1000-lecia Polski oraz betonowy obelisk.
Radziejowa to najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego o wysokości 1266 m n.p.m. zaliczany do Korony Gór Polski i Diademu Polskich Gór.
Ze szczytu ewakuujemy się dość szybko, w kilku miejscach Michałowi udaje się zjechać na jabłuszku. Mniej więcej w połowie drogi między Radziejową a Wielkim Rogaczem czeka nas miła niespodzianka - z morza chmur wyłaniają się Tatry. Może nie takie, jakie chcielibyśmy zobaczyć i nie w całek okazałości, ale są :) Cieszy nas to niesamowicie, ponieważ nie wiemy, jaką niespodziankę pogoda szykuje nam jutro! Szybko jednak stąd uciekamy, bo wieje niemiłosiernie, mrożąc nam twarz i ręce. Czeka nas teraz dość intensywne w tych warunkach podejście na Wielki Rogacz, a tam jeszcze cięższa decyzja do podjęcia.
 Ryzykować i iść do Chatki pod Niemcową, która może być zamknięta czy też wracać do Obidzy, gdzie czeka na nas na pewno otwarta Bacówka na Obidzy. Stwierdzamy, że nie wiadomo, kiedy znów tu będziemy i kiedy będzie okazja do odwiedzenia Chatki, dlatego decydujemy się zmierzać w jej kierunku, zamiast wracać szlakiem, którym już szliśmy. Zgodnie z drogowskazem do miejsca docelowego jest tylko 45 minut, które znacznie się przedłuży. 2 godziny przecierania szlaku, w śniegu momentami przez pierwsze chwile nas bawi, ale potem już zdenerwowanie bierze górę. Jeszcze tak zawianego szlaku nie widziałam, ale wracać nie mam sensu, zwłaszcza, że kiedy zerkamy na mapę widzimy, że pokonaliśmy już połowę drogi. Im bliżej celu, a zarazem niżej, śniegu jest nieco mniej. Jednocześnie z każdym metrem przybliżającym nas do chatki wzrasta poziom niepewności, czy będzie czynna (nie wiemy jeszcze wtedy, że to chatka samoobsługowa). Wtedy w zasadzie nie wiemy nic. Marzymy tylko, żeby gdzieś usiąść w miarę ciepłym miejscu.
Dotarcie do Chatki pod Niemcową wprawia nas w zachwyt. Wchodzimy do środka i widzimy, że jest tu pusto. Można co prawda zapalić w piecu i zagrzać sobie wodę, ale nie udaje nam się znaleźć zapałek. Jest tu jednak w miarę ciepło, a przede wszystkim przyjemnie i klimatycznie. Chatka to dwa położone obok siebie budynki, przystosowane do przetrwania w nieco mniej komfortowych warunkach. Można tu przenocować, ugotować posiłek, pod warunkiem, że zdobędzie się drewno na rozpałkę, a wodę przyniesie z pobliskiego strumyka. Naczyń jest tu pod dostatkiem.

Przecieranie szlaku
Po spędzonej chwili w jednym budynku zostajemy zaproszeni do drugiego przez przesympatycznego gospodarza. Zaparzona kawa połączona z miłą pogawędką sprawiają, że człowiek nie ma ochoty opuszczać tego miejsca. W Chatce cieplutko, klimatycznie, czas jakby się tu zatrzymał. Można by tu  długo siedzieć. Niestety wieczór zbliża się nieuchronnie, a przed nami jeszcze jakieś półtorej godziny drogi. Szybko chatki opuścić się jednak nie udaje, bo gospodarz przedstawia....stukana :) Michał jak zahipnotyzowany patrzy na rozkładaną grę, a potem nie może się od niej oderwać. Nie ważne, że zimno, robi się ciemno, kropi deszcz ze śniegiem. Gra musi trwać. W zasadzie siłą zabieram go od cudownego stołu, podczas, gdy opiekun chatki, pan Jurek, opowiada o wykonywanych przez siebie drewnianych zabawkach.  Zainteresowanie mojego dziecka jest tak duże, że jeszcze przez kilka dni opowiada o stukanie i wszystkim innym, co z Chatką jest związane. Poza tym jednoznacznie stwierdza, że przybędzie tu latem, bo czekają tu jeszcze inne atrakcje. Może się uda w tym roku przy okazji jakiegoś wyjazdu w Tatry, Beskidy lub Bieszczady.
Z Chatki kierujemy się przez Trześniowy Groń do Korsarzysk. Idziemy szeroką drogą, którą można dojechać do Chatki. Cóż za ulga, bo nie musimy przecierać szlaku, a momentami nawet nie ma śniegu. Po całym dniu brodzenia w białym puchu jesteśmy szczęśliwi, że na koniec wycieczki trafiła nam się taka luksusowa droga. Zejście zajmuje nam niecałą godzinę, ale jeszcze musimy pokonać  jakieś 3 kilometry asfaltową drogą, by dojść do samochodu zaparkowanego w Obidzy, Docieramy do niego, kiedy jest już ciemno.
Pokonaliśmy 19 km w 8 godzin i 20 minut. Tempo dość wolne, ale w śniegu po kolana, a czasem nawet po pas szybciej iść się nie da ;)





Okolice Przełęczy Żłobki. Tatry w zarysie

















Wieża na Radziejowej




Witaj na szlaku - po pokonaniu 15 kilometrów :)





Stukanowy pojedynek :)

1 komentarz:

  1. super wycieczka ;) u nas pogoda była zmienna jak wchodzilismy na Radziejową - pół na pół:)

    OdpowiedzUsuń