Piękny, poniedziałkowy dzionek, po zapowiadanych burzach ani śladu. Ruszamy więc do Kuźnic. Dziś w planach Świnica. Słoneczko grzeje, a my spragnieni gór ruszamy przed siebie. Do Murowańca, w zasadzie Czarnego Stawu Gąsienicowego idziemy jak zwykle przez Boczań szlakiem niebieskim. Jak dla mnie droga ta jest przyjemniejsza i chyba mnie oblegana niż Jaworzynka. Początkowo idzie się lasem, by w miarę dość szybko wyjść na otwartą przestrzeń z widoczkami. Mam też wrażenie, że nie jest tu tak nierówno, jak podczas drogi Doliną Jaworzynki. Po pokonaniu granicy lasu, wyłaniają się widoki, ale też odczuwamy niezwykle silny tego dnia wiatr, który potem też mocno uprzykrzy nam życie. W niecałą godzinkę docieramy do Przełęczy między Kopami (1499 m n.p.m.), gdzie szlak niebieski łączy się z żółtym, idącym z Doliny Jaworzynki. Tu chwileńka na odpoczynek i ruszamy dalej. Co prawda godzina jeszcze wczesna, ale wolimy zrelaksować się wyżej ;) Mijamy Królową Rówień i jesteśmy na Hali Gąsienicowej, która jak zwykle nas zachwyca swoją urodą, pięknem, spokojem i roślinnością. Przed nami widać Kościelec (na którym jeszcze nie byliśmy) i piękne oświetlone inne szczyty. Zatrzymujemy się na chwilę pod Murowańcem, w którym o dziwo nie ma jeszcze tłumów. Pewnie z powodu godzin przedpołudniowych. Cieszymy się, że wyszliśmy wcześniej z jeszcze jednego powodu - upał robi się coraz większy i nawet wiatr nie daje efektu chłodzenia. Mam nadzieję, że wyżej nie będzie już czuć gorąca. Stąd ruszamy w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego. Idziemy wąską ścieżką u podnóża Małego Kościelca. Mijamy położoną nieco niżej na skalnym rumowisku tablicę, upamiętniającą śmierć Mieczysława Karłowicza 8 lutego 1909 roku po lawiną śnieżną. Znajduje się na nim krzyżyk niespodziany, ulubiony przez Karłowicza znak szczęścia, często mylnie interpretowany.
Po kilku minutach odpoczynku schodzimy, kierując się w stronę Świnickiej Przełęczy. Na samym początku obdzieram łokieć i plecy ocierając się o skałę. Droga jest całkiem przyjemna, choć na samym początku wymaga nieco wysiłku. Później to już tylko wytracanie wysokości. Co chwilę spoglądamy na zostawianą za sobą Świnicę. Teraz możemy ją oglądać z nieco innej perspektywy. Im niżej jesteśmy, tym bardziej widać, jak potężnym masywem ona jest. Po jakiś 40 minutach stajemy na Świnickiej Przełęczy i czarnym szlakiem kierujemy się do Doliny Gąsienicowej - jednej z moich ulubionych. Dużo tam stawików, których nazwy ciężko spamiętać. W każdym razie tworzą niesamowity klimat. Do tego ten odczuwany w tym miejscu niepowtarzalny zapach Tatr :) Zejście do skrzyżowania szlaków w Suchej Dolinie Stawiańskiej zajmuje nam około20 minut. Mijamy wcześniej Zadni Staw Gąsienicowy, Czerwone Stawki, nieco większy Zielony Staw, a potem jeszcze Litworowy. Od skrzyżowania szlaków, gdzie znajduje się też kolej linowo-krzesłkowa Kasprowy dzieli nas około 40 minut drogi do Murowańca. Tutaj nie wiem, czemu, ale droga zawsze mi się dłuży. Ponownie dochodzimy więc do Hali Gąsienicowej i Przełęczy miedzy Kopami. Decydujemy się wracać Doliną Jaworzynki, ale chyba wybór tej drogi nie był dobry, bo po pierwsze straszne tłumy, a po drugie poprzeczne belki (deski) na początkowym odcinku szlaku. Po jakiejś godzinie drogi jesteśmy w Kuźnicach. Cała wyprawa zajęła nam 7,5 godziny. W sumie nawet nie wiem, czy szliśmy zgodnie z oznaczeniami na szlakach, ale jakoś nie patrzyliśmy na zegarek. Chcieliśmy tylko około godz. 16.30 być na dole i udało się ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz